środa, 17 stycznia 2024

Kot - Wyparcie miłości



Chciałoby się, aby każdy związek trwał w błogim stanie, ale niekiedy przychodzi kryzys, który trudno, wręcz niemożliwie jest załatać, jeśli miłość przestała obowiązywać w rodzinnym domu. ,,Kot'', to wstrząsający portret zniszczenia, jak małżeństwo w długoletnim stażu przestało nadawać na wzajemnych falach, gdzie mężczyzna ma dość własnej żony, jej paplaniny oraz nawyków. Zaczyna się głośną syreną - oto nadjeżdżaja karetka, co sygnalizuje tragedię, którą nikt nie cofnie. 

Poznajmy Juliena (wybitny Jean Gabin w roli głównej) - siwego, starego, pomarszczonego człowieka, który jest przygnieciony małżeńskim obowiązkiem. Sypia osobno, chodzi po zakupy z dala od kroków ukochanej - Clemence. Zdaje się, że nie ma już nic do powiedzenia własnej żonie. Coraz mniej wypowiada się na jakikolwiek temat, siedzi ponuro na fotelu przyciskając nos w papiery, aby uniknąć starcia z drugą osobą. Zadręczony, że tkwi w małżeństwie, w którym nie ma żadnego napięcia (wraz ze wzrastającą niechęcią), ani żarliwej czułości - postanawia sprowadzić kota, o którego starannie dba, jakby to była nowa ,,miłość''. Klasyczne odwracanie kota ogonem od poważnej scenerii zdruzgotanego związku, gdzie mężczyzna nie potrafi już zaakceptować kaprysów małżonki. 

Jego, nazwijmy to, druga połowa była niegdyś słynną, piękną tancerką cyrkową, co wyznaje, że nigdy nie zdradziła męża z żadnym mężczyzną, choć miała nie raz ku temu sposobność, aby to uczynić. Próbuje jakoś dostać się do zamkniętej głowy męża, z którym kontakt przypomina cmentarzysko, gdzie zmarli pozostają niewzruszeni na nasze modlitwy. Grobowo odnosi się do Clemence, choć z jakiegoś powodu - nie postanawia się rozwieść, bo jak tłumaczy - już za późno na zmiany, i trzeba przeczekać do samego końca, aż skona. Żona ma podejrzenie, że ma potajemny, a właściwie nieformalny romans z Nelly, z jedną z pań, która jest dobrą przyjaciółką Juliena. Przybycie kota do tego towarzystwa niezgody powoduje jeszcze większe rozdrażnienie, gdyż Clemence ma poczucie, że została definitywnie skreślona lub porzucona na rzecz małego zwierzaka, którego troskliwie pieści, nakarmi oraz dba bardziej niż o małżonkę, z którą dzieli mieszkanie od niepamiętnych lat. 

Clemence, co rusz robi wyrzuty oraz wypowiada się, jak w groteskowym teatrze, a Julien chce tylko we własnym mieszkaniu ,,spokojnej starości'': wyspać się, zjeść posiłek i przeczekać, aż w końcu przekręci się na drugą stronę. Nie odpowiada to Clemence, która wyznaje, że wciąż go kocha. Julien potrafi być porywczy oraz pięknie, szykownie odpowiadać na niechciane zaczepki, bo ma dosyć zrzędzenia, robienia dobrej miny do złej gry i udawania, że bawią go jej dowcipy. Julien to zgorzkniały mężczyzna, który wszystkim coś wypowiada - nawet w spotkaniu z Nelly przyznaje, że brzydzi go młodzieńcza fantazja, gdyby udał się do hotelu na wspólne igraszki. Przyznaje się, że jest obłudny i arogancki, i jest mu z tym dobrze. Jego szczerość jest przez innych źle odbierana. Odniosłem wrażenie, że każdy lubi słuchać tylko ładne słówka, a on jako jedyny nie boi się tego wszystkiego zakwestionować. 


Jego małżonka prędko odkrywa swoją dwulicową twarz - bredzi o miłości, a sama jak nastoletnia zazdrośnica czepia się o kota, o spotkania z sąsiadką, co ma wieczne pretensje oraz niepotrzebne uwagi. Chce naprawić małżeństwo, do którego dodaje oliwy do ognia. Nieświadomie rujnuje to współżycie, zamiast je odbudować. Julien się dystansuje, nie robi scen dla poklasku, a mimo to trwa w tej udręce, z którą się pogodził. To przytłaczający portret rozpadającego się małżeństwa, gdyż kot zostaje potraktowany przez Clemence jako zagrożenie. Uznane za obiekt pociechy mężczyzny. Clemence ma poważne skrzywienie umysłowe. Żyje przeszłością, zamiast pogodzić się ze stanem czy dociec prawdziwego sedna rozpadającego się małżeństwa o długoletniej zażyłości. A żeby tego było mało - pojedyncze sceny z pociętym montażem na wyburzone budynki trafnie oddają metaforyczny seans, gdzie wszystko zmierza do gruzowiska uczuć oraz zburzenia, jak owa miłość wypaliła się niczym fundamenty okolicznych mieszkań.

Nie ma w owej historii żadnego odkupienia. Oglądamy bezradnie rozkład dwojga ludzi, którzy nie chcą wspólnymi siłami odbudować czegokolwiek. Niszczą się wzajemnie, kawałek po kawałku, aż wszystko runie, jak te mieszkania zza okien. Czy od słów może być gorsze milczenie? Ano może, bo Julien na pewnym etapie przestanie się odzywać, raz na zawsze godząc się z własną porażką, że nie pomógł w odbudowie małżeństwa. To przytłaczające kino dla twardzieli, którzy nie boją się stanąć oko w oko z poważnymi dramatami, które dzieją się wokół nas, jak miłość przepada, bo zgorzknienie urasta z każdą minutą i topnieje serce, które przestało odczuwać cokolwiek. 

Francja, Włochy, 1971, 86'

Reż. Pierre Granier-Deferre, Sce. Pierre Granier-Deferre, Pascal Jardin, zdj. Walter Wottitz, Muz. Philippe Sarde, prod. Cinetel/Comacico/Gafer, wyst.: Jean Gabin, Simone Signoret, Annie Cordy, Jacques Rispal

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz