wtorek, 16 lipca 2024

Daaaaaali! - Autorski cmok

 


Salvador Dali - słynny ekscentryk pojawia się na ekranie z hiperbolicznym wizerunkiem, gdzie gości jako naturalny przywódca w stadzie. To przezabawna farsa, która pozwala ujrzeć artystów jako demiurgów z powołania. Malarz o charakterystycznych sterczących wąsach, który należał do kręgu surrealistów, dopóki nie został wyrzucony przez nadrealistów. Jego kontrowersyjne poglądy i komercjalizacja nurtu związanego z polityczną rewoltą, czyli surrealizmem, to idealny przykład, jak budować własny pomnik przez ikonoklazm lub wynaturzone zachowania. I francuski twórca korzysta z pełnego dobrodziejstwa, aby ujawnić tego artystę jako zachwianego umysłowo megalomana o skłonnościach wszechwiedzącego władcy.

Dali, niczym Rasputin, jawi się jako mistyk, który posiadł czarodziejskie zdolności, jak wpływać na rzeczywistość. Towarzysząca mu laska ze złotym zakończeniem, eleganckie szaty, ekstrawertyczna postawa, przejeżdżający Rolls-Roycem po pustyni egocentryk, to król podwórka, który wie, że wszyscy ubiegają się o jego atencję. O wywiad poprosi go pewna dziennikarka o imieniu Judith - przeciętna z natury, bo ugładzona, skromna, bez szaleństw na twarzy, a gdy Dali dowie się, że interferencja będzie polegać na klasycznym wywiadzie (długopis oraz notes) podziękuję za spotkanie i ewakuuje się z mieszkania, bo jak zauważy - kamera jest silniejszym nośnikiem, chce pozostać w blasku otaczającego go splendoru. Dali, to osoba trudna do jednoznacznej opinii analitycznej. Uważał się za geniusza, i nie traktował akademików w szkole zbyt poważnie, przez co wyleciał z uczelni. Obnosił się ze swoją osobą, wręcz w sposób bezwstydny i autokreacyjny. Mimo to miał ogromny wpływ na to, iż surrealizm stał się popularny, a jego dzieła, jak ,,Płonące żyrafy'' są do dzisiaj wspominane jako wyraz dojrzałości artystycznej. 

Twórca zna doskonale temperament pokracznego artysty, bo Dali traktował życie jak teatr, więc film dąży ku wyzwoleniu jednostki, to on jest wystawiony na piedestał, przebija czwartą ścianę, śni o sobie, inni śnią o Dalim, a dziennikarka, to śmieszna pani, która nie rozumie, jak wielką osobowością jest hiszpański malarz, co podkreśla na każdym kroku swoją wybujałą niepodważalność bycia kimś ponadprzeciętnym. To zabawny autoportret maniaka, który traktuje ludzi przedmiotowo, w jego hacjendzie znajduje się pokojówka i osobista sekretarka, która przynosi telefon, gdy ktoś prosi o chwilę uwagi, aby podać go wyszukanemu elegancikowi w krawacie. Jego wyskokowa natura jest przekomiczna. Potrafi zmieniać zdanie co pięć minut, nie znosi, gdy ktoś przeszkadza mu w zabawie, a na uczcie, będąc w gościach, uważa, że nikt nie ma snów wystarczająco interesujących, co jego osoba (!). 

Dali, to dandys przemawiający z wyższością i z przekomicznym akcentem, jakby chciał zaakcentować, jak wyróżnia się ze społeczeństwa. Ma prywatnego szofera, kupuje sobie modeli do malowania obrazów i traktuje dziennikarkę jako obiekt przeciętności. Dali żąda wielkości, filmowości, gdzie kamera nieustannie musi robić zbliżenia na twarz, musi być w centrum wydarzeń, a resztę traktować jak drugą ligę - niewartą jego stóp. Taki kontrast powoduje, że Dali jest wyidealizowanym bogiem ekranu, który przebija konwencje fabularne - widzi siebie jako szykownego młodzieńca, widzi siebie jako staruszka na wózku inwalidzkim, widzi siebie w śnie, widzi, jak inni śnią o jego osobowości, gdzie myśliwi polują na ofiary, a on drwi z ludzi o wyższym wykształceniu, co go obchodzą producenci i marne ikony telewizji, skoro on sam uosabia wizję tytana - nieposkromionego geniusza, który wie, że zasłużył na laury.


Skoro czerpiemy inspirację od surrealistów - nie mogło zabraknąć absurdalnych, wywrotowych scen, gdzie oglądamy hiszpańskiego malarza z kilku perspektyw, powtarzając żarty na zafiksowanym ego artysty, które bawią za każdym razem, bo rozwijane są w symbiozie ze szkatułkową narracją. W pierwszych scenach widzimy, jak koza wyżera kwiaty w pokoju - krótko potem dowiadujemy się, że to sen naszej dziennikarki, choć jak łatwo się domyślić, to podpucha. Taki sen mógł wymyśleć Dali, który przekazał kobiecie w prezencie, aby skosztowała jego bajecznej wyobraźni. Takich małych, z pozoru nic nie znaczących pokazów, jest sporo, ale reżyser udowadnia, jak bawić się w demiurga, uwierzyć, jak Dali, że jesteśmy w centrum wszechświata, gdzie oczy są skierowane w naszym kierunku, a cała reszta, to atrapa. Nic nie warta tekturowa oprawa. Jego szalone wykorzystanie motywu egocentryzmu, to jawna kpina z niepoprawnych dziwaków, którzy uważają się za wybrańców losu. Judith próbuje udokumentować jego szaloną pomysłowość, ale nie pozwala, bo woli skakać po wizjach sennych z myśliwym, który strzela do innych ludzi, aby udowodnić, że pozostali to zbędne rekwizyty. 

To afirmacja szaleństwa, gdzie kamera kieruje się w stronę buńczucznego maniaka, elegancika z bujnym wąsem i niepoprawnym myśleniem stawiającym się w świetle reflektorów, gdzie blask oślepia jego skrytą próżność. Nieustannie podgryza widza na siedzeniu, wymiguje się od przeprowadzonego wywiadu, jakby wiedział, że będzie taki sam, jak reszta, czyli przeciętny, jak większość społeczeństwa. Ta produkcja, to uosobienie wnętrza hiszpańskiego ekstrawertyka, który żył, jak chciał i przekraczał granice niedostępne dla śmiertelników, którzy boją się żyć po swojemu. Niemal przejawia kult jednostki, która świeci blaskiem zbyt ostrym, żeby dostrzec, jak pozostali są ,,nijacy'' i przyklejeni do tła wydarzeń z perspektywy dandysa, który widzi siebie na każdej płaszczyźnie - bez względu na to, kto odpowiada przed kamerą. Rubaszne doświadczenie. Ekstrawaganckie, jak sama postać Dali'ego. 

Francja, 2023, 77'

Reż. Quentin Dupieux, Sce. Quentin Dupieux, Zdj. Isabelle Pannetier, Quentin Dupieux, Muz. Thomas Bangalter, prod. Canal +, France 3 Cinema/France Televisions, wyst.: Jonathan Cohen, Edouard Baer, Anais Demoustier, Gilles Lellouche





0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz