wtorek, 17 września 2024

Mr. K - Z szaleństwem mi do twarzy

 


Opowieść o wędrującym magiku jest prawdopodobnie ulubionym filmem ujrzanym w Kanadzie, na 49. festiwalu filmowym w mieście Toronto. Jest równie imponujący, jak dokument o Eltonie John, gdzie kudłaty kompozytor siada do pianina i prezentuje nam, jak łatwo być geniuszem muzycznym. Elton John, to król popowej muzyki lat 60. i 70., tymczasem ,,Mr. K'' wyrasta na króla, jak zaczarować widownią, żeby oniemieć z zachwytu. Sam tytuł daje jasną wskazówkę, że odnosi się do surrealistycznej prozy Franza Kafki - jednego z najśmielszych pisarzy, który przedstawiał własne lęki z zegarmistrzowską precyzją. To naprawdę szalona, czarowna historia o pewnym panu, który spotyka groteskowych anonimów, których anonimowość staje się aluzją do przykrych czasów, jak staliśmy się przezroczyści. 

Jego struktura jest unikatowa w samej kompozycji układu - przestrzenie odpowiadają za komentarz, jakie uczucia targają panem K. - człowiekiem uwikłanym w homogeniczny system, gdzie masz milczeć i być zwykły, jak wszyscy wokół. Egzystencjalna trauma ludzi, którzy chcieliby być wyżej w hierarchii społecznej, ale pozostają strąceni w dół przez niewidzialne siły. To drugi film w karierze pani H. Schwab - od artystki urodzonej w Norwegii, która wyrasta na ogromny talent sceniczny, gdzie paruje od zwierciadeł nieprawdopodobności. W tej narracyjnej estymie panuje wszechobecna monotonia, aby praca zastępowała życie, a życie ulegało bylejakości współczesnego świata - trochę na miarę dzisiejszej prozy Davida Foster Wallace, gdzie biurokracja przejmuje stery nad człowieczeństwem. W głównej roli niezwykle zajmujący Crispin Glover, który nie wie, co dzieje się wokół jego osoby, a on sam ma poczucie, że wylądował w wariatkowie na wolności. Jest wędrownym iluzjonistą, zapomnianym czarodziejem rzeczywistości, gdzie prezentuje magiczne sztuczki przed widownią w kawiarni czy na ulicy. 

Niebawem wyjedzie do wiktoriańskiej posiadłości, gdzie zapach ścian przypomina zjełczałe jajo, a farba zeschła, jakby nikt nie pomyślał o renowacji wnętrz. Co zabawniejsze - kiedy wędrowny iluzjonista pragnie odejść w pokoju, okazuje się, że nie może wyjść, jakby jakaś blokada magiczna uniemożliwiała wydostanie się na zewnątrz. Co robić? Czy pan K. jest uwikłany w spisek, czy stał się częścią ekscentrycznego społeczeństwa, które zagubiło swoje role? Jego dom miarowo zaczyna się kurczyć, a kiedy woła o pomoc - nikt go nie słyszy, jakby został uwięziony w kulce śniegowej. Żartobliwy ton konkuruje z niezwykłą świadomością ludzkiego dramatu - jednostek, które przestały dostrzegać otaczającą magię wszechświata - czyż nie jest to wystarczający komentarz społeczny, że zatraciliśmy wiarę w poza rzeczy zwykłe i przyziemne? Czyż nie jest to ironia konsumpcyjnego społeczeństwa? Szczególnie, gdy magik prezentuje swój zachwyt nad niezwykłością, a ludzie w lokalach bardziej są pochłonięci posiłkiem, niż sztuczką cyrkową. Aż chciałoby się zawyć, zaśmiać i pójść sobie w nieznane, jak robi to bohater historii.

 


Kadry, niczym rzemiosło iluzjonisty, otacza wszechobecna hiperbola - kamera powiększa owady na ekranie, serwuje ściany, które wyglądają tak, jakby zaraz płaty miały odpaść na wieczny spoczynek. Szelest liści zagłusza bębenki, a dom się kurczy, jakby spłaszczał markotną rzeczywistość. Niczym w ,,Procesie'' z 1962 r. wykonany przez Orsona Wellesa - prezentuje przestrzeń, jak przytłaczającą deskę, która chce cię rozgnieść. Kafkowskie zagubienie i osamotnienie pośród tysiąca rzeczy niepotrzebnych oraz zgubnych. Absurd świata zamknięty w małym pudełeczku, gdzie ludzie łypią okiem podejrzanie, są dziwni, niezręczni oraz paskudni - bez żadnego charakteru. W ścianach dobijają się głosy, czy to już efekt schizofrenii czy oznaka samotności? Nasz bohater wydaje się wyjęty z ram. Zupełnie niepasujący do szorstkiego otoczenia, gdzie nikogo nie interesuje magia, jak w animowanym filmie o emerytowanym ,,Iluzjoniście'' (2010). To świat wyblakły oraz paranoiczny, a jego komediowy gorset podkreśla absurdalność otaczającej rzeczywistości. 

Jakieś brudne dzieciaki biegają dookoła, zabierają mu bagaż, a starsi osobnicy przypominają zabytkowy wernisaż, gdzie dominują niemodne sukienki w koronki, a kolejny absurd wyłania się, jak cień za bohaterem, bo powiadają kobiety niemądrze, że są z Francji, kiedy przemawiają, jak Brytyjczycy na wyspach. Szaleństwo oraz dziwactwo wyłania się z każdego rogu, co sprawia, że produkcja intryguje i pozostawia w oniemieniu do końca seansu, bo przestajesz logicznie pojmować otoczenie, a jego charakterystyka oniryzmu sprawdza się jako komedia salonowa z groteskowymi postaciami, jak w kinie Emira Kusturicy. Błyszczy jego delikatny humor, przytłaczająca forma spłaszczenia bohatera (szerokie ujęcia podczas kurczenia się domu), niwelująca siła, że ludzie odzyskają wzrok, by kierować się ku niezwykłości czy ponadprzeciętności. Pan K., jak Józef K. z powieści Kafki zostaje wrzucony w farsę, która nie ma końca. Sami artyści wokół niego powiadają, że nie ma nic wspólnego ze sztuką, a dziwacy w posiadłości są równie komiczni, co efektem ubocznym zbiurokratyzowanej Europy. Pan K. próbuje wydostać się z wszechobecnej pułapki systemu, ale podobnie, jak samotnicy z twórczości Franza Kafki pozostają sami z problemem - próbując dociec, jak złamać reguły oraz wyjść z przeklętego koła niewiedzy. Komentarze polityczne czy społeczne same nasuwają się po seansie.

Tym bardziej, że widać wszelkie inspiracje, jak na dłoni, a mimo to zaskakuje swoją bezpośrednią mistyfikacją, ma przedziwnych bohaterów na drugim planie, a pan K wychodzi na desperata, którym nie jest, bo to magik w świecie bez magii. Gdzie system ogłupił ludzi, a uprzywilejowani jegomoście stali się zbyt płytcy, by zauważyć, że są mali. Crispin Glover nieustannie chodzi z zaskakującą miną, i podzielam jego odczucia - też nie wiem, co tu się dzieje, i dlaczego świat stanął na głowie, spłaszczył się i skurczył do rozmiaru mrówki. Grupa muzyków pojawia się znikąd, w rurach grzechocze, jakaś rewolucja w kuchni, czy wszyscy postradaliśmy rozum? Czy pan K. jest więźniem, czy tylko ofiarą zmanipulowanego systemu? Jest wiele pytań, na które nie znajdziemy odpowiedzi, ale oferuje przepyszną dawkę humoru, małych dziwactw, szalonych praktyk wizualnych, oraz daje poczucie spełnienia, że kino nie umarło, dopóki powstają takie wspaniałe rzeczy. 

Holandia, Norwegia, Belgia, 2024, 94'


Reż. Tallulah Hazekamp Schwab
, Sce. Tallulah Hazekamp Schwab, Zdj. Frank Griebe, Muz. Stijn Cole, prod. Lemming Film, A Private View, The Film Kitchen, wyst.: Crispin Glover, Sunnyi Melles, Fionnula Flanagan, Dominique Dauwe



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz