poniedziałek, 1 lipca 2024

Trzy na jednego #23

Kadr z filmu ,,Piękny taniec''.


Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Krótki spot na kącik sportowy:

Reprezentanci Polski zdobyli brązowy medal w Lidze Narodów w Siatkówce. Mistrzowie Europy w piłce nożnej żegnają się z Euro, a Hubert Hurkacz wystąpił w finale turnieju tenisowego ATP w Halle! Niezły pokaz sił.


Piękny taniec

Teoretycznie temat skrojony pod moją skromną osobę. Rezerwaty, kryminał, rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej - brzmiało na papierze przyzwoicie oraz intrygująco. Tymczasem autor nie poradził sobie z dramaturgią oraz temperaturą historii. Masz mocne karty w rękach, i zamiast grać asem, wyciągasz damę, która przegrywa z królem...Boli, że kalejdoskop wydarzeń został sprowadzony do letniej indie dramy, która nie rozwija się w żadnym kierunku. Lily Gladstone jako nowe objawienie od premiery ,,Czasu krwawego księżyca'' wciela się w przebraną matkę, która wychowuje Roki, lecz jako siostra poszukuje zaginionej rodzicielki małej dziewczynki, co zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Szybko dowiadujemy się, że Jax, czyli ciotka Roki chce wybrać się na pow-pow (zjazd plemienny, gdzie odbywają się tańce matki z córką). Głównie kręcimy się w podróży po Oklahomie w towarzystwie Indian, gdzieś majaczy pierwsza miesiączka młodej dziewczyny, więc dostajemy przezabawną scenę, jak krwawi w wozie policjanta. Wstępnie bazuje jako cichy dramat detektywistyczny, w poszukiwaniu ukochanej osoby, ale po prawdzie, to nostalgiczny obraz o zebraniach rodzinnych. Gdzie policjanci plemienia nie mogą działać sprawnie w śledztwie, bo są blokowani przez służby federalne, które nie ułatwiają dojść do sedna, co stało się z matulą świadomej, dojrzewające Roki. 


Autor nie do końca wie, gdzie podążać. Czy chce dźwigać bagaż kryminalnej mgły, bo scenariusz zwodzi w przebieraniu tropów, czy tworzyć relację między ciotką, a siostrzenicą i zapomnieć o reszcie. W konsekwencji czego - nie potrafi znaleźć konsensusu między makabrycznym dorastaniem do roli kobiety, gdzie Roki uczy się brzydkich rzeczy, jak kradzież, kłamstwo, podsłuchiwanie bliskich - cały szereg, jak nie wychowywać młodzieży. A między kryminalną intrygą, która przestaje nas interesować, bo dzieją się rzeczy bardziej frapujące, a śledztwo staje się przewidywalne, jak ostatnio w ,,Księdze luster'' (które opisywałem na blogu). Niewątpliwie ,,Piękny taniec'' wypada najlepiej w przedstawieniu rdzennej kultury autochtonów - Indian, którzy zostali zepchnięci bezkarnie do rezerwatów. Niemniej to za mało, żeby uznać tę produkcję za objawienie czy za zaskoczenie sezonu. O zmieniających się warunkach Indios szczegółowo opowiadał film ,,War Pony'' (który swoją drogą również ma wpis na blogu), a jego przyciemniony sygnał, że nie chce przyciskać widza do parteru sprawia, iż jest bezpieczny i koniec końców nie potrafi wydostać się z delikatnej przygody, która nie ma żadnego spięcia czy konkretnego napięcia. Tłumi w sobie wielkie emocje, bo chce wyjść na wyciszony neo-noir (włącznie z klubem ze striptizem), gdzie na plan pierwszy wysuwają się okruchy życia. 

To opowieść niezdecydowana, która chowa się za gardą i nie powala przeciwnika, czyli widza na deski. Ma mocne karty w talii, jak pisałem wcześniej, ale boi się zagrać va banque, więc kryje się w cieniu i przesuwa akcenty z mocnego dramatu w letni festyn, gdzie filmowca postanawia, że zwieńczeniem opowieści będzie taniec przebranej matki z krewną. Zapowiadało się wybornie, a dostałem tylko sceptyczny wyraz dzisiejszej niemocy Indian, jak są inwigilowani czy dyskryminowani przez ojczysty kraj.


USA, 2023, 90'

Reż. Erica Tremblay, Sce. Erica Tremblay, Miciana Alise, Zdj. Carolina Costa, Kasting. Stacey Rice, prod. Confluentian Films, Significant Productions, AUM Group, wyst.: Michael Rowe, Blayne Allen, Lily Gladstone, Tyler Tipton



Siostrzeństwo świętej sauny

Średni dokument, który nie sprostał moim oczekiwaniom. Spętany nagimi ciałami kobiet, które wyznają sobie tajemnice z codziennej tułaczki w leśnej głuszy. Przede wszystkim kuleje reżyseria - nieprecyzyjny montaż wśród zielonej Estonii, gdzie kadry są ciasne, jak ściśnięte uda kobiet w saunie, zbliżenia na twarze nieintuicyjne, a przebieg rozmowy sprowadza się do wiosennego konfesjonału, gdzie wyrzuca się z napiętej skóry lęki oraz żale. Niepoukładany bałagan wspólnych traum, gdzie bliskość oblepia potem, a widok zaciemnionych twarzy przez kadr skrywa emocjonalny skowyt. 



Nie poirytował, jak inny dokument, czyli ,,Cztery córki'', który manipulacyjnie próbował wyłudzić zdanie, że mężczyźni są gorsi od kobiet (co za żałosna zagrywka!) - postępująca mizoandria w popowej kulturze i w pop-feministycznej pozie jest absolutnie do potępienia! Wracając do tematu - film daje czas różnym kobietom, w tym jednej, która w nastoletnich latach rozwinęła kompleks niższości z powodu swojego wyglądu tylko po to, by poczuć się piękną w średnim wieku, nie wspominając o tych, które otrzymują zdjęcia genitaliów z obrzydliwego Tindera. Jest to jakiś sposób na zobrazowanie szowinistycznego świata, w którym musimy występować jako niechciani świadkowie, ale po dwudziestu minutach wyczerpuje swój koncept, a ja marzę, żeby filmowca sprowadził to do jakiejś narracji.

Bo, co otrzymałem? Wieczny dym w kłębowisku odchylonych ciał, gdzie piersi kobiet dominują na ekranie, a opowieść nie ma wyraźnego lidera, która poprowadziłaby to przedsięwzięcie. Skaczemy sobie od jednej dykteryjki w drugą - nie mając zaczepienia, dokąd pędzi w rozszalałym tłumie nagich, skroplonych ciał. Odnoszę wrażenie, że twórca nie jest szczery, bo nie potrafi skoncentrować się na konkretnym wątku - tylko biega od gwałtu, do matriarchalnej spuścizny ,,zamkniętego'' kręgu w parowej łaźni. Zmieniają się pory roku, a sól jest tu stosowana jako balsam na zło. Lodowaty staw na zewnątrz jest otwierany przez właściciela, aby stworzyć coś w rodzaju wyzwania dla niedźwiedzi polarnych. Raczej stworzony dla żeńskiej publiczności, ale pozwala zrozumieć (męskiej części widowni), że niedaleko pada chłopięcy świat od dziewczęcego obłędu, bo same borykają się z kompleksami, w uścisku społecznym, jak być kobietą, na dobre i na złe. Jego intymna forma ma znaczenie, ale dusi się w zarodku oraz nie potrafi wyjść poza bezpieczne strefy patriarchalnej rzeczywistości. W tle piękne widoki na malownicze jezioro i bujny las.


Estonia, Francja, Islandia, 2023, 89'

Reż. Anna Hints, Sce. Anna Hints, Zdj. Ants Tammik, Muz. Eeter, Edvard Egilsson, prod. Alexandra Film, Ursus Parvus, Kepler 22 Production, wyst.: Kadi Kivilo, Elsa Saks, Maria Meresaar, Sandra Lepik



Kneecap

Rebelia Belfastu i wściekły ryk irlandzkiego rapu ze strony Kneecap. Irlandia Północna daje głośny, wyrazisty koncert, a wyborny Michael Fassbender robi show dla przyszłych pokoleń. To tytuł niezmordowanej energii, buntu przeciwko opresji, środkowy palec w kierunku sztywniaków, którzy nie potrafią wyrażać siebie na scenie życia. Markotny los łączy rozczarowanego nauczyciela muzyki JJ z samozwańczymi "szumowinami z nizin społecznych" Naoise i Liamem Ogiem, gdzie rodzi się powstanie przeciwko brytyjskim imperialistom. Bohaterowie historii operują językiem gaelickim (odmiana angielskiego), który był zakazany przez autorytarnych Brytoli. 

Opowiada o bezczelnych młodzieńcach z Irlandii Północnej, których pasja do rapowania niemal dorównuje ich nieskrępowanej nienawiści do Brytyjczyków, co nie znosili oraz uciskali Irlandczyków. To wyzwolona petarda, na ostrych pigułkach, biografia muzyczna, z dociśniętym pedałem i wiwatem na czele republiki żywego koncertu. To satyryczne spojrzenie na młodych ludzi w zachodnim Belfaście, pełna kinetycznego ruchu, złośliwego humoru i soczystego spojrzenia na muzykę, gdzie beatmaster z zespołu Kneecap gra samego siebie. Jeden z najbardziej prowokujących i szalonych filmów ostatnich lat, gdzie nikt nie stosuje autocenzury, a republikańskie ideały stykają się z uciskiem, wstecznym konformizmem, gdzie palestyńska flaga dumnie wisi jako symbol wyzwolenia, a perwersyjny związek muzyka z protestancką dziewczyną jest niemal emfatyczny. 


To film niegrzeczny, dla duchowych buntowników, którzy sprzeciwiają się wszelkim zakazom, uciskom, co dumnie ironizują czasy niespokojnego Belfastu, gdzie antyestablishmentowe teksty łączą się z transgresyjną nutą na scenie - prawdziwy odjazd w fotelu kinowym, który pierwotnie pojawił się na festiwalu filmowym w Sundance. Nie rości sobie prawa do pretensji czy do publicznych przeprosin. Jest żywiołowy, prawdziwie męski, z hołdem dla biednych dzielnic w Irlandii, które przeżywały trudne chwile. Zasłużony triumf rebelii nad pachołkami, którzy słuchają się systemu. To zamach na unionistów, centroprawicowców czy udawanych liberałów. Polityczna szermierka z ciętym językiem oraz zaraźliwym humorem o zabarwieniu gaelickim. To zarazem sprośna celebracja irlandzkiej kultury oraz jej spuścizny, jak komediowe bractwo na miarę Edgara Wrigt. Prawdopodobnie przyszły klasyk kina oraz jeden z kandydatów do filmu roku. 


Irlandia, 2024, 105'

Reż. Rich Peppiatt, Sce. Rich Peppiatt, Móglai Bap, Mo Chara, Zdj. Ryan Kernaghan, Muz. Michael Asante, Gemma Doherty, prod. BFI, Curzon Film Distributors, wyst.: Mo Chara, DJ Próvai, Móglai Bap, Josie Walker, Michael Fassbender



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz