środa, 26 marca 2025

Trzy na jednego #34

Kadr z filmu ,,The Alto Knights''.

 Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

The Alto Knights 

Robert De Niro w podwójnej roli jako gangster - zaraz, zaraz, już to gdzieś widziałem. Ano tak, przecież to jego stały repertuar w karierze! Archiwalne, czarno-białe zdjęcia przeciekają w biografii pozbawionej energii. Jak zdarta płyta z Manhattanu, gdzie zorganizowana przestępczość jest tak samo upokorzona, jak De Niro w amerykańskich mediach, co odkleił się od rzeczywistości (jego wściekły atak na Trumpa, to kawałek śmieciowej rozrywki), który ponoć zamierza opuścić Stany Zjednoczone (więcej na temat w tym materiale). To produkcja, niczym De Niro w ostatnich latach - zmęczony stanem kinematografii, obrzydzający debatę o publicznej polityce, grubiański, nadużywający bezużytecznych wulgaryzmów i przesadnie kopiujący lepsze sceny z lepszych filmów, jak ,,Ojciec Chrzestny II'' (1974) czy ,,Kasyno'' (1995). Całkowicie pozbawiony argumentów, żeby polecić laikom bogatej historii z kryminalistami, jak Frank Costello. Bez polotu czy humoru z prześmiewczej gangsterskiej intrygi dla oddanych widzów, jak w ,,Chłopcach z ferajny'' (1990). Pamiętacie, jak dowcipne uwagi rzucał Joe Pesci w kawiarni? ,,The Alto Knights'' ma kij w tyłku, i nie potrafi go wyciągnąć!


Era prohibicji w latach 20. przeminęła, gdzie dochodzi do wojny między mafiami, w poszarpanym montażu, gdzie De Niro próbuje odegrać dwóch wpływowych ważniaków na ulicach Nowego Jorku, gdzie rządzą układy, opłaceni policjanci, tajne organizacje kontrolujące przemyt alkoholowy, a później narkotykowy kartel. Włoscy imigranci trzęsą półświatkiem w lokalach, decydują, jak przebiegają interesy - kasując forsę za udziały w Las Vegas. Wiecznie bombardowany narracją zza kadru, gdzie retrospekcje mieszają się z teraźniejszością, przez co tempo filmowe jest nierówne, dramat poprzecinany rozmowami z kongresu, a cała wojna między dawnymi przyjaciółmi z gangu wydaje się mniej widowiskowa, niż trzygodzinny fresk Scorsese o likwidowanej grupie północnoamerykańskich Indian w ,,Czas krwawego księżyca'' (2023). To pulpowa, szkolna wycieczka po dawnych czasach, która nie robi nic szczególnego, aby pokazać Manhattan lat 50., chyba że szczytem odwzorowania opowieści są gabloty, jak Chevrolet Bel Air, ale nie po to oglądam kino, żeby spoglądać na samochody z dawnej epoki!

Bohaterowie są kreskówkowi, narracja brnie w sztampową narrację o narkotykowej sławie, a De Niro jest taki sam, jak w trzydziestu innych filmach z jego udziałem. Który obrzuca daremnymi uwagami, zamiast pokazywać wydarzenia na ekranie (!), wiecznie podrzuca czarno-białe klipy z przeszłości, a jego intryga, to opona alarmująca o wulkanizacji. Zmęczyłem się podczas seansu, bo nie daje oddychać płucami - słowa, słowa, słowa, niekończący się pościg w rozmowach.

USA, 2025, 123'

Reż. Barry Levinson, Sce. Nicholas Pileggi, Zdj. Dante Spinotti, Muz. David Fleming, prod. Warner Bros., Winkler Films, wyst.: Robert De Niro, Debra Messing, Kathrine Narducci, Joe Bacino, Antonio Cipriano



The Poet

Zmyślona biografia o Puszkinie w XIX-wiecznym przepychu na przedmieściach Petersburga. Pełnoprawny debiut Felixa Umarov, który ozdabia ekran filigranowymi postaciami w ponurych, zamkniętych kaplicach dużego miasta w delcie Newy. Zaczyna się od nastoletnich awanturników w liceum Carskie Sioło (ulubiona wiejska rezydencja rodziny Romanowów), którzy byli przebiegli, chętnie decydowali się na pojedynek królewski, a nauczyciele wdają się w debatę z rozochoconymi uczniami (co narzekają na brak kar cielesnych, gdyż zostały zniesione). Standardowa opowieść o szczenięcych latach żywego Puszkina ze sceną przeniesioną ze ,,Stowarzyszenia umarłych poetów'' (gdzie uczniowie wchodzą na biurko w szkole i przeprowadzają umowną rewolucję). 

Trochę irytuje maniera, że opowieść została skierowana do młodzieży, ponieważ w XIX-wieku nikt nie rapował! Tymczasem Puszkin pisze rymy w rytmie Hip-Hopu, jakby był na Brooklynie, a nie w cesarskiej Rosji! Co on, bawi się w Pezeta (który nawiązywał do Puszkina)? Patriotyczny panegiryk przekształca się w taneczny musical w zaułkach Piotrogrodu, gdzie pieśni o miłości czy wolności mają być recydywą na odebraną autokrację artystom uciśnionego narodu. O ile początek jest wyskokowy, bo bryczki przejeżdżają po bruku w słoneczne popołudnia, kapelusze wiszą na głowach, a ulica jest poupychana tancerzami, to prędko przechodzi do martwego, wystudzonego dramatu w szarej rzeczywistości utrapionej Rosji.


Czasy Władimira Nikołajewa, podstępnych tajnych agentów carskiej świątyni, gdzie artyści są zmuszeni podporządkować się zmowie społeczeństwa. Rękopis Puszkina ląduje w łapach cenzorów, choć cesarz w filmie jest wspaniałomyślny, bo gra w tenisa ze szlachetnymi miłośnikami poezji! Dorastająca młodzież pełna pasji oraz marzeń zostaje wdeptana w ziemię przez snującą się prozę w zimnej Rosji, która odziera ze złudzeń. Kaukaski oficer, czyli Konstantin Danzas (postać rzeczywista) w roli drugoplanowej daje się poznać jako skrzywdzony wojskowy, co przeszedł dwie wojny oraz ujrzał śmierć własnego przyjaciela. Ogólnie - produkcja niezwykle niezdecydowana. Bo poezja jest w cieniu, muza Puszkina Anna Pietrowna nie zjawia się w kadrze, a pozostali kręcą się na tle władzy carskiej spuścizny. 

Pocisk uderzany w zwolnionym tempie na strzelnicy i rap w XIX-wiecznym Petersburgu bardziej śmieszy, niż bawi. Nie bardzo rozumiem, dla kogo to powstało, oprócz młodzieży, która musi odbębnić szkolny program. Dorośli widzowie, którzy kochają historię - dostrzegą zakłamanie, a pojedynki strzeleckie są wykonane w bolesnym grymasie, bez żadnego napięcia czy celu. Musical jest równie gasnący i niemodny, jak fatalnie rozpisany ,,La La Land'' (2016), który powodował ostentacyjne ziewanie. Wielkie ballady o autonomicznej wolności czy szaleńczej miłości zostały pozbawione pazura dawnej epoki, bo woleli puścić nikczemny rap w głośnikach, a jedynie sceny na wystawnych balach sprawiają, że czuję, iż jestem w mrocznym Petersburgu, w rozpasanym pałacu za kadencji Mikołaja I. Cała reszta do zaorania. 

Rosja, 2025, 137'

Reż. Felix Umarov, Sce. Andrey Kurganov, Vasiliy Zorkiy, Zdj. Michael Hasaya, Kos. Tatyana Patrakhaltseva, prod. Studio Trite, Kinoslovo, Central Partnership Productions, wyst.: Yura Borisov, Svetlana Khodchenkova, Anya Chipovskaya, Ivan Zlobin



11 no Zokugun (11 rebeliantów)

Wybuchowy film akcji w duchu japońskiej spuścizny, gdy jidai-geki był gatunkiem pierwszego wyboru, a nie trzeciorzędnym partnerem. Samurajowie, krwawa opera, historyczna implozja, czyli wszystko to, czego potrzebują weterani gatunku, fanatycy historii, z wyraźnym piórem odbitym na szklanym ekranie. Czasy wojny domowej, gdy w Japonii panował kierat, przerażający siogunat i duma wojownika do ostatniej kropli krwi. Nie jest nieskazitelny, jak dowolny film Akiry Kurosawy, bo jego plastyczność jest mniej przebojowa, a jego rytmiczność czy poetyka skrajnej rzeczywistości umierającej feudalnej hierarchii przypomina widowiskowe fantasy z inklinacjami historycznymi. W rolach głównych poprzebierani oszuści i złodzieje, co sprawia, że będzie zabawnie, a zabójcza misja ma posmak wojskowej rutyny z karykaturalną władzą na czele, która nie wie, że po zamachu stanu zachodziły zmiany w kraju. Ród Tokugawy stanie w obliczu morderczej bitwy, a rebelianci nowego porządku pragną wolności.

Gdy armia cesarska maszeruje na północ w kierunku portu rybackiego w prefekturze Niigata, banda bandytów, morderców i fanatyków złej woli zostaje wyciągnięta z więzienia oraz zmuszona do służby w regionalnym klanie Mizoguchi, a następnie powierzona do obrony twierdzy na wzgórzu przed wojskami cesarza. To klasyczna wyprawa z bezpańskimi psami, którzy zostają zmuszeni do wykonania akcji samobójczej, w której od historii ważniejsza jest przymiarka z mitami Japonii, gdy panował chłodny czas Szogunów, ogłupionych samurajów, pozłacanej lektyki i cesarstwa niegotowego na zmiany. Zamiast ścisłej reguły, aby śledzić wojnę Boshin, mamy raczej powrót do dawnego kina przygodowego, gdzie liczyła się jakość, z kim mamy do czynienia. To urwisowska, zakłopotana historia z wygłupiającymi się żołnierzami, gdzie głowy padają masowo na ciężką ziemię, cięcia klingi są drastyczne, a ucinane palce symbolizują krwawe, opasłe widowisko. Maniacy wesołej młócki będą zachwyceni, gorzej historycy, którzy żądają więcej szczegółów z tamtego okresu. Mimo wszystko potrafi zakłopotać, gdy intryga pałacowa bierze byka za rogi, a miłośnicy akcji nie chcą spoglądać na machinacje polityczne pod rządami krwawej tyranii Szoguna, gdy epoka Edo lada moment przejdzie do lamusa.



Każdy, kto spodziewa się czegoś więcej niż dekapitacji przeciwnika, głośnego wrzasku wojownika i samurajskich przechwałek - raczej poczuje, że to historia w małej skali, i w istocie, nie warto oglądać ,,11 rebeliantów'', żeby nauczyć się czegoś o tej wojnie domowej, bo woli zaprezentować stare, dobre widowisko z bojowym nastawieniem do wroga. Jako osoba, która tęskni za szermierką, szerokimi kadrami w sandałach geta w epoce Edo, to dobry powód, żeby pochwalić autorów za to, że jeszcze nie zapomnieli o dawnych gatunkach, które stanowiły wzór dobrego kina. Jeden z bohaterów, to mnich, który ma upodobanie do kobiet (stary wyga), drugi był za przystojny (a to dobre!), przez co naraził się w hierarchicznym społeczeństwie, bo wpadł w oko jakieś żonce samuraja. Choć fabuła wielokrotnie błądzi na rzecz makabrycznej, satysfakcjonującej fontanny przemocy - w jakimś stopniu zatęskniłem za staroświeckimi bijatykami z gardłowym okrzykiem na polu bitwy.

Japonia, 2024, 155'

Reż. Kazuya Shiraishi, Sce. Kazuo Kasahara, Zdj. Naoya Ikeda, Muz. Kenta Matsukuma, prod. Toei, K2 Pictures, Toei Company, wyst.: Gaku Sano, Taiga Nakano, Ukon Onoe, Riho Sayashi, Sadao Abe



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz