środa, 7 sierpnia 2024

Rickerl - Muzyka to co najwyżej hobby



 Jeśli kiedykolwiek szukaliście dobrych filmów muzycznych, to opowieść o fikcyjnym bardzie w podrzędnych lokalach wydaje się świetną odskocznią od głośnych, przegadanych premier kinowych. Opowiada o utalentowanym gitarzyście (Erich Bohacek) - wiedeńskim talencie, który wiedzie życie na krawędzi. Gra dla znajomych w piwnicznych barach, śpi do dwunastej po wypiciu butelczyny przed telewizorem, jest w separacji z ukochaną kobietą, a jego syn pyta, czy nadal kocha matkę. W muzyce łączy uliczną poezję z dziarskimi słówkami na solówce. Wydaje się kolejnym outsiderem w historii kinematografii, który przegrał niemal wszystko - stabilny dom, stabilne zatrudnienie, miłość i zdrowy rozsądek. Tymczasem, to inspirujący portret człowieka, który pokochał muzykę, a syna traktuje, jak najlepszego kumpla, z którym chciałby przeżyć parszywy los. 

 Z twarzy wygląda, jak bohater przegrany - długie, skołtunione włosy (typowo muzyczne!), papierosek w przerwie, pijackie zabawy, spanie do późnych godzin i siedzenie po knajpach z rozhukanym towarzystwem. Do tego Erich ma pokracznego ojca, który wygląda, jakby nigdy nie wyszedł z roli hippisa. Chyba za sobą nie przepadają, bo grajek średnio ma ochotę spoglądać w jego twarz, jakby widział w lustrze przegraną wersję samego siebie. To nieodpowiedzialny mąż, chciałoby się rzec, bo jego hulacki tryb bycia sprawił, że stracił rodzinę - połowicznie. Wciąż widuje się z synem w weekendy, chcąc prowadzić kartę rodzicielską, aby nie zapomniał o biologicznym ojcu. Muzyka wydaje się ledwie pasją, z której nie pobiera poważnej, solidnej gaży. Zajmuje się wieloma rzeczami - najpierw jako grabarz, ale kradnie czaszkę z cmentarza, więc zostaje wydalony. Później jest przezabawnym sprzedawcą filmów dla dorosłych, gdzie Dominik (jego syn) wchodzi do sklepu z czerwonymi latarenkami chcąc ujrzeć jedną z produkcji pornograficznych - o czym informuje ojciec, że to kaseta ,,dla dorosłych''.


To film balansujący między melancholią małych, ściśniętych ,,pokoików'' z muzykami, którzy są bogami na scenie, a komedią, gdzie ojciec tęskni za dawnym życiem z Viki (z ukochaną), z którą próbuje się dogadać oraz ma kilka intymnych chwil podczas seansu (w tanecznym uścisku). Nie brakuje wodewilowych pogaduszek, gdzie piosenkarz na weselu prowadzi show z trupą muzyczną, ale jakiś nieokrzesany młodzieniec musiał wszcząć bójkę i całą imprezę szlag trafił (delikatnie ujmując). Tytułowy Rickerl błąka się miedzy kolejnym zatrudnieniem przez urząd pracy, a swoim roztrzepaniem umysłowym, z wychylającym się papierosem w kącikach ust - dymi fajkami, o mało nie przypalając kołdry. Jego eskapady z synem są najbardziej słodkie i niebezpieczne zarazem - razem idą nad rzeczkę, a wieczorem Erich brzdąka na gitarze przypominając o swoich szkolnych wpisach, bo to nie tylko kompozytor muzyczny, ale zaprawiony w boju tekściarz. Budząc się późnym rankiem obawia się spóźnienia do pracy, co sprawia, że zostawia narzędzie muzyczne między krzakami, przez co dochodzi do nie małego zamieszania. ,,Stary'' zachowuje się chwilami, jak człowiek niepoczytalny, i widać, że alkohol negatywnie wpłynął na jego myślenie. Przyssane usta do butelki narobiły szkód w organizmie, a pijaństwo przyczyniło się do rozstania z kochanką. 

To właściwie przypowieść o rozbitku, o utalentowanym człowieku, który zmaga się z własnymi nałogami, niewłaściwym prowadzeniem i z jakąś niechęcią podchodzi do uczciwej pracy - jego wychudzona sylwetka, z makabrycznie nieuczesanymi włosami ma w sobie coś z dandysa. Tylko zamiast manier i elegancji woli własne niechlujstwo i bylejakość. Z obowiązkowym petem, który tli się nieustannie w kadrze, jakby brak obecności tytoniu miał czemuś zaszkodzić. Jest jak Charles Bukowski - tworzy, co prawda, ale nie może obyć się bez szklanki dobrego piwa. Z tą różnicą, że Bukowski został artystą, a Rickerl zwleka z debiutancką płytą, a życie upływa między duszną balladą ,,Ollas nimma deins'', a wypalonym papierosem, które przypomina wypalone życie niedoszłego muzyka, który trwoni czas na obskurne wizyty w lokalach i na wyskokowe drinki. To bohater przypominający nieco tego Japończyka z ,,Perfect Days'', co jest technofobem, bo nie korzysta z nowoczesnych, cyfrowych zabawek, lecz woli analogowe rzeczy, bo wciąż dogrywa nuty na magnetofonie, nie kupi sobie Smarftona czy nie założy internetowej apki, tylko dlatego, że taka jest moda wśród dzisiejszych muzyków. 

Bohater stracony, na przegranej pozycji, wiecznie nieogolony chodzi od jednej speluny do drugiej, jakby zagubiony we własnym umyśle, który zakurzył się i potrzebuje potężnego wstrząśnięcia, żeby się obudził. Jest w tym dużo gorzkiej komedii, gdzie śmiech przychodzi przez pokraczne ścieżki egzystencji, a jego schorowany umysł krzyczy o pomoc. O ile ,,Kneecap'' był komedią muzyczną wynikającą z rebelii politycznej, przez burzliwą historię Irlandii Północnej, to ,,Rickerl'' opowiada o mniej radosnej stronie gitarzystów, którzy przelewają talent na kieliszki z mocnym trunkiem. Gdzie ojciec stara się wytrwać w odpowiedzialności rodzicielskiej, ale, umówmy się, wychodzi to średnio na jeża. Jakby życie było z góry ustalone i nikt nie mógł z tym nic zrobić. Jednocześnie to muzyk, który nie należy do dzisiejszego świata, bo woli swój mały mikrokosmos, nie ważne jak brudny i potłuczony przez koleje dzikiego losu. 

Austria, Niemcy, 2023, 104'

Reż. Adrian Goiginger, Sce. Adrian Goiginger, Zdj. Paul Sprinz, 
Muz. Dominik Wallner, Manuel Schonegger, prod. 2010 Entertainment, Giganten Film Produktions, wyst.: Voodoo Jurgens, Ben Winkler, Agnes Hausmann, Rudi Larsen, Georg Biron



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz