Wielkie oczekiwania - miał być powrót do korzeni, przywrócenie blasku dawnej ikonie superbohaterów, z symbolicznym ,,S'' na klatce piersiowej. Zapomniałem o jednym, w XXI wieku autorzy nie mają zielonego pojęcia o superbohaterach, ich wyobraźnia zostaje skarcona przez oczekiwania, a producenci stali się leniwymi grubasami, którzy przeliczają dolce w gabinetach studia. Superman przestał być ikoną człowieczeństwa, jest marką oraz kodem kreskowym wielkich wytwórni, którzy nie kochają własnych maskotek. Oto Superman XXI wieku - wrzucony w kartonowy system, gdzie rządzą układy, jego blask maleje, gdy musi ustąpić miejsca kreskówkowym złoczyńcom, przebijać się przez miasto, gdzie wieżowce toną w efektach komputerowych. ,,Kiedy wszyscy są super, to nikt nie jest super'' - mawiał pan Iniemamocny z animacji wydanej w 2004 r. To przykre, że świat zbłądził, materialiści stali się ważniejsi od artystów. Wykalkulowali, jak sprzedać Supermana, jak sprzedać jego marzenia. Niepokojący jest fakt, jak próbuje grać na sentymentach - w napisach początkowych mamy odniesienie do wersji z lat 70., gdzie litery są laserowe, a ścieżka dźwiękowa od Johna Williamsa powtarza znany kawałek kina Richarda Donnera z ubiegłej dekady. To bezczelna podróbka, a potem jest jeszcze gorzej.