piątek, 4 lipca 2025

Trzy na jednego #38

 

Kadr z filmu ,,Martwa natura z duchami''.

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Jurassic World: Odrodzenie

Hollywood nie uczy się na błędach i powtarza sprawdzone pomysły w nieskończoność! Zawsze uważałem, że dobra rozrywka jest lepsza niż wyświechtany film artystyczny, ale ,,Odrodzenie'' nie jest ani jednym, ani drugim. Nie czaruje widza, nie bawi wystarczająco okazale. Jest tępym kinem akcji, z tym wyjątkiem, że ma przewidywalny scenariusz, oraz sentymentalne brednie! Pojawia się oryginalna muzyka z lat 90. (Park Jurajski od Spielberga), co jest absurdalne, kiedy twoja historia nie może nikogo wzruszyć! Nie teraz, kiedy cyniczni twórcy wykorzystują dawne franczyzy w jednym celu: żeby żebrać o twoją uwagę! Jest to nieznośne, odkąd Disney narzucił formację sprzedawania sequeli oraz zbędnych remaków do śniadania. 

Już pierwsza scena zapowiadała coś żenującego. Trafiamy na Gujanę Francuską, gdzie laboratoryjny pracownik rzuca papierek od batonika na podłogę, a ten, w wyniku podmuchu czyni szkody w przewodach zakłócając linię zabezpieczeń w ośrodku nad badaniami. Dlaczego Hollywood ma dziwną manierę, żeby uważać jajogłowych za debili umysłowych? Odnoszę wrażenie, że oni nienawidzą naukowców przedstawiając ich jako żółtodziobów bez mózgu, którzy lekceważąco podchodzą do swoich obowiązków. To nie pierwszy raz, kiedy widzę, że w laboratorium dzieją się cuda na kiju. I to ostrzeżenie, że dostanę beznadziejny film, który nie traktuje mnie poważnie. 

Foto. Universal Pictures


Wyjaśnianie fabuły uważam za stratę czasu, bo jest pretekstowa i bez większych emocji. Wystarczy wiedzieć o skazanej na zagładę ekspedycji, która podróżuje do odległych regionów w pobliżu równika, gdzie żyje obecnie większość dinozaurów. Dwie godziny żmudnej paplaniny na wyspach kanaryjskich, gdzie ratunki pojawiają się w ostatniej chwili (jakie to amerykańskie!), kiedy non stop obserwuję, że ci bohaterowie oszukują i są nieśmiertelni! Oni nie mogą zginąć, bo tak każe scenariusz. To nie jest dobre pisarstwo, ale zwykłe amatorstwo! Pomyśl! Przyjeżdżasz na zagraconą wyspę z dużymi dinozaurami, którzy mają nogi większe niż pastwiska, a ty próbujesz mi wmówić, że mam szansę przetrwać? Śmiem wątpić, że ludzka stopa wyszłaby bez szwanku. Co zabawniejsze, bo to kino ,,dla wszystkich'', dlatego na ekranie giną, uwaga, antagoniści. Tak jest! Czarne charaktery, bo przecież, zabijanie protagonistów, to czyste zło! Nie wolno tykać bohaterów. Są równi i równiejsi, jak mawiał klasyk. Zabijajmy tych, którzy czemuś zawinili, a dobrych zostawcie, bo oni nie zasłużyli na śmierć. Tak piszą amatorzy! To scenariusz złożony z dwóch patyków i gumy do żucia. Absurdalny, niedorzeczny i tępy. Aż jestem zły, że ktoś proponuje mi taką miernotę na dużych salach kinowych. I nie wstydzi się reklamować tego znaną marką! Jestem tak zmęczony tymi dużymi filmami za dużą forsę, że zaraz wyjdę z siebie. 

Wybaczcie, że się unoszę, ale mam tego dosyć. To kolejny tytuł, który zarzyna jakąkolwiek przyjemność. Zagrożenie bez stawki, postacie z plastikowej słomki, wygenerowane dinozaury przez sztuczny algorytm, kopiowanie scen z ,,Sindbada'', ratunki na ostatniej prostej (z dokręconą, udawaną dramaturgią), gdzie ślepota dinozaurów prowadzi do tego, że chciałbym je wysłać do prywatnego okulisty! Kolejny film tego roku, który zabija we mnie miłość do kinematografii. Który to już z rzędu? Jedno, co mam na jego obronę, to fakt, że sprawił minimalny ubaw podczas pogoni T-Rexa za małym dzieciakiem. Brakowało tylko ścieżki dźwiękowej z ,,Benny Hilla'', żebym pękał ze śmiechu. Wiecie co, dajcie sobie spokój z tą marką. Zarzynacie ją na próżno. Co nie zmienia faktu, że dołączy do panteonu ,,wakacyjnych niewypałów'', na czele z nadmuchaną, macho kliszą z ,,F1: Film''. Pretensjonalnym ,,Mission Impossible: The Final Reckoning'', poturbowanym przez los ,,28 lat później'' czy sztucznym ,,Fenicki układ''. To lato pełne rozczarowań! 

Malta, Kanada, USA, 2025, 134'

Reż. Gareth Edwards, Sce. David Koepp, Zdj. John Mathieson, Muz. Alexandre Desplat, prod. Universal Pictures, India Take One Productions, Amblin Entertainment, wyst.: Rupert Friend, Jonathan Bailey, Audrina Miranda, Ed Skrein



 Martwa natura z duchami

Fantastyka w krzywym zwierciadle. Sklejona z pięciu rozdziałów. Gdzie ,,Reja del amor'' - brama miłości zachowuje kłódki zakochanych. Starsza kobieta myli zatrucie alkoholowe z nawiedzeniem, a psotliwy duszek robi kawały na cmentarzu, gdzie na nagrobku dorysowuje długi nos na pamiątkowym zdjęciu. Od razu uprzedzam, że moim faworytem jest rozdział trzeci. Prześmiewcza, ironiczna etiuda. Gdzie duchy w prześcieradłach wędrują w stronę kościoła, żeby się wyspowiadać, a ksiądz nie jest człowiekiem wiary (podupadł). Duchowny skrywa krzyż pod łóżkiem oraz zamierza opuścić parafię. Tymczasem wędrujące kościotrupy w przebraniu trafiają na plebanię, aby katecheta odzyskał straconą misję w głoszeniu nauk Chrystusa. 

Bawiłem się setnie, bo ksiądz na widok ,,pomykających'' prześcieradeł niedowierza, biorąc dwójkę przebierańców za dowcipnisiów. Jednak - zmierzające duchy przez step w stronę gmachu kościoła, to nie fikcja, lecz urzeczywistniona materia. Gadające duchy w białych workach na twarzy - istna komedia dla nawiedzonych! Także, nie mogłem przestać się uśmiechać, natomiast jest to dzieło nierówne. Nie każda z historii była czymś zaskakującym, lub czarną komedią. Najgorzej wspominam epizod z numerem dwa, gdzie nie wiele się dzieje, a produkcja pyta, czy wiara w pozaziemskie byty ma racjonalne wyjaśnienie. Mało przekonujące, niezbyt angażujące i zdecydowanie bez szaleństwa w oczach. 

Foto. Crea SGR


Lepiej wypada epizod pierwszy oraz czwarty. W otwierającej historii mamy przykład ducha zza grobu. Do córki powraca zmarły ojciec. Zjawiający się u progu mieszkania. Na cmentarzu prowadzi dyskusje ze zmarłymi, który ma niezałatwione sprawy z przeszłości, więc powraca na stare włości, żeby odzyskać właściwą ,,emeryturę''. To, co łączy mieszkańców La Manchy, to współistnienie z naturą nieżywych jednostek, które odzyskują widzenie, a pod przebraniem widma wylewają gorzkie żale oraz tęsknoty za Ziemią. Dusze z cmentarza ożyły, żeby odzyskać spokój wśród żywych, choć są tacy, co poszukują paranormalnej aktywności w grach planszowych czy w fanaberiach życia po śmierci. 

Albo jak w przypadku dwóch ,,cwaniaków'' (dusz) zmierzających w stronę kościoła (w epizodzie trzecim) - nie chcą trafić w zaświaty! To sarkastyczne podejście do naszych wierzeń - stara kobieta w czwartym rozdziale myśli, że może namówić zmarłą duszę, żeby wstąpiła w jej ciało. Jednakże, próba przekonania ducha, aby przejął nad nią kontrolę - spełza na niczym, bo myli upicie alkoholowe z astralnym nawiedzeniem. Zaczyna się w Barze ,,Titanic'', by przejść do niedorzecznych insynuacji, jakoby poszukiwała miłości w śmierci zmarłego męża innej kobiety. Pokrętne i przedziwne w swoim zamiarze. 

Absurd i nonsens towarzyszy na każdym kroku, bo ludzie niedowierzają, jak ksiądz, albo wierzą za mocno w siły ponadnaturalne. Tę intensywność wiary widać w rozdziale piątym, gdzie dwójka ludzi chce sprzedać obietnicę, że na murach budowy objawiły się twarze rodziców, ponieważ duchy pragną sławy pośmiertnej. Przewrotna logika, żeby uwierzyć w jakieś niematerialne byty, które na ,,starość'' wymyśliły sobie, że staną się ,,ozdobą'' miasteczka oraz atrakcją turystyczną. Jako całość nierówna, ale bawiłem się zacnie, bo humor trafia w czułe punkty, wyśmiewając się z ludzkiej wyobraźni, że jakiś duch załatwi za nas problemy finansowe, brak powodzenia w miłości lub przywróci utraconą wiarę w Boga. 


Serbia, Hiszpania, 2024, 88'

Reż. Enrique Buleo, Sce. Enrique Buleo, Zdj. Gina Ferrer, Muz. Sergio Bertran, Dejan Pejakovic, prod. Crea SGR, IVAC, Cuidado con el Perro, wyst.: Jordi Aguilar, Enric Benavent, Pilar Matas, Nuria Mencia, Ferran Gadea



Złotowłosa 


Komedia fantastyczna, gdzie zwierzęta przemawiają ludzkim głosem, a młody Jirik jest zauroczony tytułową księżniczką o złotych włosach. Oryginalną bajkę autorstwa Karela Jaromíra Erben można przeczytać w dziesięć minut, lecz wiadomo - kino rządzi się własnymi regułami. Pełnometrażowy odcinek z klasycznej baśni wypełniono sycylijskim wybrzeżem oraz plenerami ze Słowacji. Zgodnie ze źródłem Erbena i późniejszą adaptacją telewizyjną z 1973 r. śledzimy losy charakternego młodzieńca o imieniu Jiřík, co zasmakuje mięsa tajemniczego węża, dzięki czemu zaczyna rozumieć język zwierząt, a jego wierny pies staje się zrozumiały dla właściciela.

Jego zadaniem, z rozkazu króla - jest odnaleźć pannę o długich, czystych włosach, ze lśniącym połyskiem, którą spotka na małej wyspie z pomocą rybiego przyjaciela. Film dodał kilka postaci oraz parę dygresji w fabule, a także zmienił pierwotne zakończenie. Wynik nie jest zły, choć nie wszystko musiało się tam znaleźć. Najlepszą zmianą jest psi narrator - Lucky, który wnosi sporo warstwy humorystycznej, co zawiązuje diaboliczne intrygi z kotem (!), jest klasycznym przewodnikiem w męskim towarzystwie. Postać najlepszego przyjaciela Jiříka, czyli Štěpána, granego przez Marka Lamborę, jest nieco mniej organiczna (Jirik idealista, on z kolei pragmatysta). Dorastali razem, zostali giermkami surowego i twardego króla, i jako rycerze wędrują przez plan filmowy, aż do wyspiarskiego królestwa, gdzie złotowłosa śpiewa pieśni (jak w musicalu).

Foto. Three Brother Production

Średniowieczne realia zostały zmieszane z baśniową konstrukcją scenariusza. Pojedynki na miecze są w porządku, ale nie mają charyzmy Monte Christo. Kostiumy oraz charakteryzacja mogłaby być nieco szersza, bo czasem widać, że ktoś poprawiał kolory programami komputerowymi, iż jakieś ubranie wygląda sztucznie lub bazarowo. Ograniczony budżet nie spowodował katastrofy - to przyjemne fantasy, z delikatnym wdziękiem, gdzie romans kwitnie między złotowłosą, a rycerzem o złotym sercu (to się dobrali!). Jak to w tradycyjnej baśni - ona musi wyjść za mąż za potwora, za nikczemnego mężczyznę, któremu nie zamierza rodzić dzieci, ani dreptać przed ołtarz w ramach odwiecznych, książęcych oświadczyn. Chce wyrwać się z tego nieszczęśliwego układu, lecz sam Jirik nie pomaga ratować sytuacji, bo nie radzi sobie w ekstremalnych warunkach bez udziału zwierzęcych przyjaciół. Główny bohater tej XIX-wiecznej opowieści jest zmuszony grać nieco naiwnego chłopca, którego od kłopotów i śmierci ratują inni towarzysze podróży. 

W istocie, powtarza znajome klucze narracyjne: zły, czarny charakter, którego złość jest przeceniana, złotowłosa niby urodziwa, ale jakby nie mniej atrakcyjna od wielu kobiet w pałacach królewskich. Jednak, będę go bronił, bo to solidna, europejska klasa średnia. Nie wymagająca twardego skupienia, ze zwierzęcym humorem (lektor wielokrotnie wypowiada myśli czworonoga), ma czarujące, szczęśliwe zakończenie (którego nie dało się uniknąć), oraz bardzo przyjemne potyczki stalowo-słowne. Nic, tylko korzystać i oglądać baśń na słodkie popołudnie z dziewczyną. 

Czechy, 2025, 116'

Reż. Jan Tesitel, Sce. Lucie Konasova, Zdj. Vojtech Dvorak, Muz. Lukas Parik, prod. Three Brothers Production, wyst.: Tomas Weber, Marek Lambora, Jasmina Houf, Marian Mitas, Vindy Krejci



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz