Joey the Passion, to świetna karcianka dla każdego, choć nie bez wad. Kto pamięta przygody Yugi'ego przed telewizorem, gdy na Polsacie wyświetlano animację o zawodniku, który na arenie toczył zażarte boje talią potworów? Mam przyjemne wspomnienia nie koniecznie z tytułowym bohaterem, ale serialem oraz mroczną mangą dla młodzieży. Yugioh! to seria napisana przez Kazuki Takahashi w latach 90. i na początku XXI wieku. O nastolatku z pasją do gier karcianych. Jego ulubioną figurką w składzie był niejaki ,,Mroczny czarodziej'', choć na Polsacie był tłumaczony jako ,,Mroczna magia'' (e, to spolszczenie było dalekie od wzoru). Jednak muszę stwierdzić, że w jakimś sensie zostałem wychowany na japońskiej serii. Z kolegami mieliśmy własne talie kart, a po szkole potrafiliśmy rozegrać wielkie bitwy na papierowej planszy. Do dzisiaj pamiętam ,,Celtyckiego strażnika'', ,,Mroczne harpie'' czy ,,Świętą Joannę'', którą posiadałem oryginalnie w kolekcji (pewnie gdzieś leżą, ale nie potrafię znaleźć w domu).
Trochę stęskniłem się za rozrywkowymi karciankami - odpalasz sobie dwie krótkie serie relaksując się na kanapie. Z tego powodu wyciągnąłem stare płyty i odnalazłem coś, co sprawiło mi masę przyjemności. Powróciłem do tego dawnego świata, kiedy śledziłem na bieżąco w telewizji przygody Yugie'go Moto oraz jego przyjaciół. W tej konkretnej grze rywalizuje się wyłącznie z przyjacielem Yugie'go, ponieważ Joey, to jedyny przeciwnik na planszy, co można uznać za wadę. Jednak - gra wideo ma tę przewagę, że śledzisz swoje postępy w trybie rzeczywistym. Coraz więcej rozumiesz, jak działają karty i dlaczego warto mieć mnóstwo przedmiotów magicznych. W żadnym razie nie będę przeprowadzał recenzji, lecz chciałbym się skupić, co imponuje w tej starej grze wideo.
1. Wynagradza cię za strategiczne podejście - ślepe pożądanie za najmocniejszymi kartami nie wystarczy, bo Joey potrafi używać ,,pułapek'' na przeciwnika (czyli nas), dlatego odpowiedni dobór talii oraz konkretnej strategii w meczu przyda się podczas partyjki.
2. Sam ustalasz, jak pojemną masz talię - to zaskakujące, bo niejednokrotnie miałem większą pojemność talii od przeciwnika, gdzie grałem 47 kartami przeciwko 42.
3. Sam ustalasz, kogo chcesz wystawiać na planszy - zbieranie potworów, to jedno, ale gracz powinien wiedzieć, w miarę doświadczenia, orientować się, które karty są dla niego opoką, a które zbędnym balastem.
4. Karty ,,pułapki'', to najlepsze zabawki, żeby zabawiać się z przeciwnikiem - w mojej talii jest co najmniej 1/3 kart, która może m.in. zniszczyć jego czary, przejąć potwora od przeciwnika, przywrócić kartę z ,,grobu'' czy losowo demolować karty na planszy (ryzyko zawodowe!).
Żeby ułatwić, o co mi chodzi - przedstawię kilka kart, które sprawiły mi masę frajdy, kiedy grałem z Joey.
Przykładowo. Tą kartę magiczną mogę używać, gdy przeciwnik kładzie zakryte karty z właściwościami jako ,,karty specjalne'' (na przykład infekując potwory na planszy przeciwnika, lub z leczeniem punktów zdrowia), które mogę zniszczyć jednym ruchem. Świetna rzecz, kiedy obawiasz się, że przeciwnik ma ,,asa'' w rękawie.
Jedna z tych kart pomocniczych, którą zacząłem doceniać, gdy wystawiałem ,,mroczne stwory'', ponieważ otrzymały dodatkowe punkty w ataku, oraz obronie. Wartościowa rzecz, kiedy wystawiałem właściwe potwory na planszy.
Jednak moim faworytem jest ta niepozorna karta, która powoduje, że przeciwnik, który jest nastawiony na atak - musi przyjąć punkty obrony, co wielokrotnie udowodniło, że jego atak zmalał. Punkty ataku zmieniasz w punkty obrony. Przykładowo potwór na planszy ma 2000 punktów w ataku, jednak w obronie ma zaledwie 900, co powoduje, że po użyciu tej karty jego atak zmalał o 1110 punktów! Uwielbiam stosować perfidne zagrywki (!).
Każdy, kto raz w życiu miał okazję brać udział w zawodach karcianych wie, że warto dostosować talię dla własnych potrzeb, dlatego trudno powiedzieć, które karty są efekciarskie, a które efektywne. Po każdym zwycięstwie otrzymujemy jedną nową kartę, ale tutaj zauważam drobny minus gry - bo zdarza się, że po wygranej otrzymałem kartę, którą miałem wcześniej w talii. Każdy z zawodników zaczyna z 8000 tysiącami punktów zdrowia, kiedy spadną do zera - przegrywasz. Strategiczne podejście do gry ma dwa końce - czasem wystarczy, że twoja talia będzie wystawiać mnóstwo potworów, ale bez kart magicznych uważam, że zwycięstwo jest niemożliwe. Głównie dlatego, że Joey ma tendencję do ,,oszukiwania'' - stosuje brzydkie zagrywki, niszczy lub zabiera nasze potwory z planszy, używa kostek z ,,Monopoly'' czy innej planszówki, które powodują, że atak potworów zostaje pomnożony. To jeden z tych graczy, który uwielbia zastawiać pułapki i wystawiać na obronę potężnych zawodników. Nie chcę się o tym rozpisywać, więc wskaże kilka ciekawych kart w mojej kolekcji.
Armia goblinów, to ograniczona karta, ponieważ po ataku przechodzi w tryb obronny (zawsze). Niestety, ma to minus, ponieważ jak widać: DEF (czyli punkty obrony, to równe zero). To taka karta ,,jednorazowa''. Po ataku bezużyteczna, ponieważ zostaje zniszczona przez przeciwnika na drugą turę. Jednak przydaje się, kiedy chcemy zatrzymać najmocniejsze potwory po drugiej stronie planszy. Przydatna w ekstremalnych warunkach, kiedy nie mamy silniejszych kart w talii.
Jedną z takich tajemniczych kart jest ,,Aqua Spirit'' - mogę z niej korzystać dopiero wówczas, kiedy poświęcę jednego potwora z serii Aqua (w mojej talii to m.in. ,,żółwia wyspa''). Zazwyczaj nie korzystam z wodnych potworów. Dlaczego? To prozaiczny powód, gdyż nie posiadam magicznych kart wodnika.
W serii ,,Yugioh'' zawsze występowały jakieś mroczne karty oraz mroczni panowie w szatach (kto oglądał anime, to skojarzy). Mocna karta, bo 2200 punktów w ataku, i 2800 punktów w obronie (forteca nie do przejścia).
Tak wygląda standardowa plansza w grze. Moje figurki na dole tabeli. Korzystam z dwóch kart magicznych oraz trzech potworów (w tym słynny ,,mroczny nekromaniak'' - kadr wyżej - którego mogłem umieścić w grze po poświęceniu trzech kart).
Jeśli miałbym szukać większych wad - to z pewnością Joey nie zachowuje się honorowo - wielokrotnie stosuje tanie sztuczki, potrafi przywoływać karty, które nie są groźne (w ataku), ale powodują utratę punktów życia lub bezczelnie niszczą karty przeciwnika. Wiadomo, skoro gramy tylko z nim - po czasie możemy odczuć lekko monotonię, bo chciałoby się zagrać z takimi graczami, jak Pegasus czy Kaiba (postacie z mangi oraz anime). W tym temacie lepiej radziła sobie gra z PlayStation 1. ,,Yugioh: Forbidden memories''. Grę, którą katowałem za dzieciaka, i którą nie potrafiłem ukończyć.
Karcianki mają to do siebie, że trudno jest wyjaśniać reguły gry, dopóki sami nie weźmiemy karty do ręki. Dlatego nie będę rozwodził się nad wnioskami, czy istnieje ,,złota taktyka''. Nie odkryłem takiej. Nie raz szczęście wylosowanych kart sprawia, że nie męczysz się z przyjacielem Yugi'ego. Innym razem przechodziłem drogę przez mękę - graliśmy do ostatniej karty na planszy! Najlepiej sprawdza się w małych dawkach, kiedy chcesz odpocząć i zrelaksować się przy małej partyjce. Im dłużej siedziałem przed monitorem - odczuwałem nadmiar wrażeń. Oraz powtarzający się materiał.
Największą zaletą jest przejrzystość rozgrywki. Kiedy poznamy zasady, jak działają karty - dopiero zabawa się zaczyna. Nie zastąpi to prawdziwej gry z prawdziwymi ludźmi, z którymi rywalizowałem na papierowych planszach, ale jako substytut sprawdza się znakomicie.
Gdybym miał wybierać, z której karty jestem zadowolony - postawiłbym na niego. Silny wojownik. 2600 punktów ataku, do tego ratował mi życie w niejednej potyczce. W mojej kolekcji bezcenna.
Dodatkowo chciałem wrzucić jakieś nagrania z moimi wyczynami w grze, ale nie mogłem odnaleźć zapisane pliki - wielka szkoda, bo lepiej to zobaczyć w praktyce. Znając życie, i tak nie wiele zrozumiecie z mojego wywodu, bo chciałem tylko przedstawić przyjemną karciankę na gorące popołudnie.
Wystarczyły dwie rundy, żebym zrozumiał, że bez magicznych kart jestem skazany na straty. Kiedyś karcianki grywałem nałogowo - dzisiaj nie mam tyle czasu, żeby usiąść i delektować się kolejnym zwycięstwem, ale cieszę się, że choć na chwilę mogłem sobie przypomnieć, jak to było siadać przed telewizją, a później rozkładać matę dla kolegów, aby rozegrać osiem partyjek pod rząd, z takimi potworami, jak ,,Wyznanie czaszki'' lub ,,Niebieskooki biały smok''. Czy wy również macie wspomnienia z ,,Yugioh?''.
Jak widać na załączonym obrazku - na planszy możesz mieć maksymalnie pięć potworów, oraz pięć kart magicznych poniżej.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz