niedziela, 23 listopada 2025

101 Reykjavik - Życie, to komedia przerywana spazmem nadziei

 


Dobra odtrutka na współczesne czasy, gdy od mężczyzn wymaga się coraz i więcej, a w kadrze obserwujesz trzydziestoletniego obiboka nie myślącego o brawurze finansowej, zaś jego niespełnienie wynika z bezczynności. Ktoś trzeźwo podszedł do zaistniałej sytuacji mężczyzn, którzy wciąż mieszkają z matką, popijając alkohole w spelunach oraz barach, uprawiając dziką rozkosz z rozemocjonowanymi kobietami na zapleczu. Islandzka komedia pokazuje świat od drugiej strony - przedstawiając dorosłego mężczyzny, który nie wyniósł się z domu rodzinnego, oglądającego pornografię i żyjącego na zasiłku społecznym. Portretuje prześmiewczy okaz mężczyzny, co nie potrafi obejść się bez natrętnej używki, trwa w nieustannym transie między wypalonym papierosem, a kłótniami z płcią przeciwną. To miła odskocznia od medialnego wizerunku mężczyzn, którzy pchani w garnitur myślą tylko o samochodach czy pieniądzach, jakby to był szczyt naszych pragnień. Życie, to coś więcej niż narzucona wizja świata, i islandzka komedia potwierdza tezę, że najlepiej bawią się szaleńcy, którzy odrzucili powierzchowność. 

Trzydziestoletni Hlynur (komiczny w tej roli Hilmir Snaer Gudnason), to wygadany chłopak, który spoczął na laurach. Pobiera zasiłek dla bezrobotnych, nie myśli o przyszłości, a w pierwszej scenie uprawia miłość z jakąś rozpuszczoną dziewczyną - krzykliwą Hofi, która zacznie prześladować swojego kochanka, ponieważ uroiła sobie ciąże. Jeśli ktoś oczekuje poważnego filmu o mężczyźnie, który nie wie, co ma ze sobą zrobić, albo wini się za to, że nie żyje, jak większość społeczeństwa - zmieńcie kanał, bo twórca świadomie przedstawia tego mężczyzny jako alternatywę dla zbzikowanego społeczeństwa. Hlynur, to rozrywkowy człowiek, żaden aspołecznik, który nie potrafi pogodzić się z własnym losem wygnańca. Prowadzi huczne życie towarzyskie - lata po imprezach, widok nagich kobiet nie robi na nim żadnego wrażenia, a w narracji przedstawia się jako ktoś, kto urodził się w sobotę. Niezły z niego oryginał - z charakterystyczną grzywką, co opada na oczy, gdzie okulary dumnie spoczywają na nosie. Zbliżają się święta, więc planuje zakup bożonarodzeniowej choinki - o srebrzystym kształcie. Los chciał, że do domu wprowadzi się hiszpańska instruktorka tańca - rzekomo przyjaciółka matki. Wyzwolona kobieta, która myje się na ,,waleta'', i której nie przeszkadza, że obcy mężczyzna widzi ją nago. 

Witamy na Islandii, gdzie alkohol rozlewa się po pokojach, zazdrosna kochanka biega za mężczyzną, co nie chce lub nie pragnie zobowiązań. Gorąca hiszpanka prowokuje zbliżenie, a matka, jak to matka - pyta się, kiedy wyprowadzi się z domu. Hlynur nie przejmuje się tym, że nie rozwija własnych możliwości. Woli pójść do klubu, porozmawiać z kolegami przy drinku oraz śnić o dziewczętach. Czuje się dobrze we własnej skórze, nie unika trudnych tematów, co z jego aspiracjami, które nie istnieją. Oglądamy przygody mężczyzny pogodzonego z własnym losem, który nie szuka stabilizacji, nie przegląda ofert pracy. Rozgadany kawaler przeżyje jednak, coś na kształt refleksji, pewną metamorfozę, kiedy zawita tancerka flamenco. Do tego postać Hofi gra ważną rolę, żeby przebudzić mężczyznę z jego przepijanego snu na jawie. Twierdzi, że urodzi dziecko, a prześmiewczy Hlynur orzeka, że zakładał prezerwatywę podczas stosunku, jakby to miał być argument na jego bezwstydne pożądanie. Udawana dziewczyna, to mała blondwłosa histeryczka, która sypia z kilkoma mężczyznami i sama się gubi w swoich orzeczeniach. Okoliczne towarzystwo szuka przygodnego seksu, a Lola nie pomaga w rodzinnym domu, bo okazuje się kochanką jego matki. Ostro, czyż nie?

Foto. Liberator Productions

Islandia zostaje sportretowana w dzikiej naturze ludzi, którzy nie mają żadnych ambicji, jakby obawiali się zmian czy przywiązania do drugiej osoby. To nieco gorzki rozrachunek, choć pod przykrywką komedii stara się zatuszować bezcelowość mężczyzny biegającego za kolejnym wypalonym papierosem czy słodką cudzołożnicą, która zamarkuje jego impotencję uczuciową. Pojawienie się seksownej sąsiadki, która tańczy na parkiecie w jaskrawych barwach komplikuje żywot ,,przegranego'' Islandczyka, który nie zamierza zmieniać przyzwyczajeń. Deklaruje się jako lesbijka, choć bliżej jej do biseksualnej natury, ponieważ nie odmawia zainteresowania obiema płciami. Wikła się w krótki romans z mężczyzną, żeby później oznajmić, że zamieszka z jego matką, bo tworzą związek. Lola wyrządza zamieszanie w rodzinnym gnieździe, gdzie matka subtelnie próbuje ,,wygnać'' syna z mieszkania, żeby zaczął nowy rozdział ze swoją przebraną dziewczyną, która ciągle podnosi głos, jakoby zaszła w ciążę podczas gorącej nocy widzianej w pierwszej scenie (?). Mężczyzna dochodzi do wniosku, że nie może wiecznie balować albo nie przejmować się narodzinami dziecka. Porzuca egoizm oraz stara się naprawić relacje grożące wstrząsem emocjonalnym, choć nigdy nie unika starcia ze starszymi kobietami, które próbują zrozumieć, dlaczego trzydziestoletni mężczyzna żyje, jak nastolatek od imprezy do imprezy. 

Najzabawniej wypada scena, kiedy Hlynur fantazjuje o śmierci własnej rodziny, w komediowym tonie bierze potężny shotgun, żeby zastrzelić domowników. To wyborna podpowiedź do psychiki człowieka, który nie ma ochoty słuchać debaty ustabilizowanej siostry, która założyła rodzinę, urodziła dzieci, a on wciąż mieszka z matką i stoi w miejscu. Chciałby zaprzeczyć, że nie pragnie niczego więcej, ale później ukazuje ludzką stronę, że nie jest mu wszystko jedno. Martwi się o rodzicielkę, o dziecko w łonu przyszłej matki, jego szczenięce zachowanie wynika z pewnego rodzaju nihilizmu egzystencjalnego. Jednak, mężczyźni nigdy nie czują się spełnieni, jak pokazywał to w filmach włoski artysta Michelangelo Antonioni - Hlynur kontynuuje tę myśl, chcąc wydostać się z marazmu, który narzucił własnej osobie. W jednej scenie, kiedy dowiaduje się, że matka pragnie związku z drugą kobietą - coś w nim pęka i próbuje wydostać się z tej celi, w której sam urzęduje. Zaczyna szukać nowej ścieżki, a pod koniec seansu rusza przed siebie, żeby wyrwać się z klatki niepowodzeń. Aby zerwać z bezwstydnym pożądaniem i nihilizmem. To miła odskocznia od medialnej nagonki, że mężczyźni muszą być tacy i owacy. Łamie tabu, a podstarzały mężczyzna nie staje się ofiarą kobiet, iż musi coś zmienić. Zmienia się tylko dlatego, że sam tego pragnie. Bez niczyjej sugestii. 


Islandia, Dania, Francja, Norwegia, Niemcy, 2000, 88'

Reż. Baltasar Kormakur, Sce. Baltasar Kormakur, Zdj. Peter Steuger, Muz. Damon Albarn, Einar Orn Benediktsson, prod. Blueeyes Productions, Liberator Productions, Filmhuset Produksjoner wyst.: Victoria Abril, Baltasar Kormakur, Hilmir Snaer Gudnason, Hilmar Jonsson, Tristan Alex Jónsson

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz