Ciąg dalszy o tym, jak prasa w Stanach Zjednoczonych jest cenzurowana, pomimo usankcjonowanej Konstytucji oraz pierwszej poprawki do Konstytucji, która głosi, że jest wolność prasy. Opowiada o wycinku z pracy, jaką wykonywał popularny dziennikarz polityczny dla New York Times. Jeden z byłych prezydentów nazywa go wprost, w słuchawce (efekt doniesienia telefonicznego): ,,To skurczybyk, ale przeważnie ma rację''. Seymour Hersh nigdy nie został dziennikarzem po to, żeby dbać o interesy władzy czy popleczników Białego Domu, lecz jako lojalny patriota miał obowiązek informować opinię publiczną o tuszowanych sprawach w departamencie sprawiedliwości. Jednak, to nie jest przypadek, że takie dokumenty wychodzą na jaw, bo ostatnio mieliśmy do czynienia z niepokojącą sprawą ,,Lista Epsteina'', która została żałośnie okrojona przez dyrektorów FBI oraz cyniczną Partię Republikańską. Nie trzeba daleko szukać, że winni są na wolności, a opinia publiczna nadal nie ma pojęcia, kto stoi za handlowaniem ludźmi, czy kto molestował nieletnie na prywatnej wyspie Epsteina. Pogratulować wolności, droga Ameryko. Jak tak dalej pójdzie - stanie się koronnym dowodem na to, że Konstytucja nie działa, albo ma braki.
Jednak nie jestem dziennikarzem, by opisywać tą jawną korupcję. Skupię się na tym, co odkrył sam Hersh. Przedstawia się przed kamerą jako zasłużony weteran wrzucając widza w przerażającą masakrę biologiczną, gdzie owce padają na pastwiskach gospodarzy, a później, jeden z komentatorów twierdzi wprost, że wymiotował, i nie wiadomo, czy to przez jedzenie, czy jakąś broń wymierzoną w ludzkie siedliska. Hersh już jako starszy pan na ekranie podchodzi lekko z dystansem do dawnych działań wywiadowczych, choć publikował przerażające rzeczy. Odkrył szokującą masakrę w Wietnamie, gdzie doszło do zbrodni dzieci oraz niemowląt, jak jeden z żołnierzy dostał rozkaz od przełożonego, że ma strzelać do niewinnych cywili. Wojsko, jak to wojsko - próbowało to ukartować, niczego nie zdradzając, ale nie przewidzieli jednej rzeczy, że świadkowie zawsze się znajdą. Hersh ma swoich zaufanych informatorów, z którymi kontaktuje się telefonicznie. Otrzymujemy skany z odręcznie klepanych (pisanych niewyraźnie) notatek, wycinki z gazet na bieżąco, śledzimy jego biuro oraz bogatą dokumentację. To pokazuje jego determinację, oraz skrupulatne śledztwo, gdzie dłubie długopisem, nieustannie notując nowe doniesienia. Jednakże, jest haczyk, ponieważ część faktów została powiedziana poza kamerą - pojawia się nagłe cięcie, kiedy ktoś chce powiedzieć coś więcej, nadprogramowo, niż planowano. To też pokazuje, że rzekoma wolność słowa nie do końca funkcjonuje w naszym demokratycznym, anty-utopijnym świecie, i po raz kolejny umacniam się w przekonaniu, że forma cenzury nigdy nie zostanie zniesiona.
Sam tytuł dobrze oddaje paranoję amerykańskiej prasy. Niby informujemy, ale, w rzeczywistości, zatajamy przed wami kluczowe fakty, żebyśmy przypadkiem nie odkryli, że państwo nie jest po stronie obywateli. Cóż, dobry dziennikarz śledczy zawsze znajdzie haki, czy luki w narracji. Hersh doskonale odnalazł się w chaosie niestabilnych Stanów Zjednoczonych, którzy do dziś żałują porażki w Wietnamie, którzy nie ukryją faktów, że CSI bezprawnie rozpylało LSD we francuskiej wiosce w latach 50. (więcej informacji w tym wątku), dzisiaj niemal każdy wie, że zamach na Kennedy'ego, to był blef, i wewnętrzny sabotaż sił specjalnych. Ameryka, która ochoczo głosiła pokój i bezpieczeństwo - ponownie zamienia się w spektakl bitewny. Coppola miał jednak rację, kiedy kręcił ,,Rozmowę'' w latach 70. - wszystko jest na podsłuchu, i tylko nie wiadomo, kiedy będzie nasza kolej. Reżyserzy filmowi ze Stanów Zjednoczonych nie są głupi, i doskonale wiedzą gdzie uderzyć, żeby zabolało. Słychać niezadowolenie władzy? - Doskonale! Wracając do tematu - Hersh w narracji przedstawia ułamek wartości swojej pracy, bo skaczemy od jednej wisienki do drugiej - od obrzydliwej akcji w My Lai (czyli w Wietnamie, gdzie toczyła się bezmyślna wojna, jedna z wielu), do czasów współczesnych, gdy gazeta ogłosiła, że torturowano więźniów w Abu Ghurajb (tereny Iraku). Wielokrotnie kręcimy się wokół nadużyć, gdzie sadyści korzystają z okazji, żeby ujawnić swoje mordercze instynkty.
Hersh skrupulatnie podchodzi do swojej misji (czy tam pracy) z punktu patrioty - przyznaje się, że gdyby nie żona, która jest emocjonalnym wsparciem - mógłby załamać się nad kondycją państwa, gdyż nie mają kontroli nad przerażającymi incydentami. Jawnie porusza swoje osobiste przemyślenia, laptop pod ręką, to stały motyw zapalonego dziennikarza, który musi liczyć się z tym, żeby wiadomości były rzetelne oraz poparte dowodami, bo czekałaby go rozprawa w sądzie, w trybie pilnym. Zdumiony jestem, kiedy występuje publicznie, i dzwonią telefony do telewizji, a słuchacze uważają, że wykonuje złą robotę, bo znieważa Amerykę. Nie wiem, czy to wynika z naiwności (w Polsce też są tacy, którzy myślą, że PO czy PiS, to źródło nietykalności, a przecież łamali obietnice wyborcze na potęgę!), czy to efekt wyparcia przed dowodami oraz faktami, że w Stanach Zjednoczonych dochodziło do wykroczenia lub łamania wszelkich praw człowieczych. Hersh jest prawdziwym patriotą, który nie chce, lub nie zamierza tuszować publicznych niedociągnięć oraz faworyzować kłamstwo, kosztem prawdy. Na tym polega dziennikarstwo - na suchych faktach, a nie na tym, komu będzie dobrze.
W pewnym sensie - dokument trzyma widza w niepewności oraz napięciu, bo nigdy nie wiesz, kiedy nastąpi cięcie, gdyby ktoś chciał dodać coś więcej. Hersh nie jest głupi, i doskonale zdaje sobie sprawę, iż nie może upublicznić wszystkich nazwisk, żeby nie narażać informatorów na nieprzyjemności. Dopóki władza patrzy obywatelom na ręce - nie ma takiej mocy prawnej, która mogłaby to zatrzymać. Tę cichą skrytość lub anonimowość utrzymuje w tajemnicy, dla samego siebie, a kawałek treści leci na autocenzurze, żeby nie prosić się o jakieś procesy w administracji sądowej. Dzisiejszy świat nie lubi prawdy, kiedy odzierasz społeczeństwo z iluzji wolności, i poniekąd taki jest dokument. Odsłania niewygodne fakty, lecz nie można wszystkiego odtajnić, bo zawsze prosisz się o kłopoty. To twardy reportaż, skupiony na wycinkach z przerażających doniesień medialnych, w samym centrum zdumionej Ameryki, która nie mogła uwierzyć, że bohaterscy żołnierze zabijali niewinnych cywili w Wietnamie.
USA, 2025, 117'
Reż. Mark Obenhaus, Laura Poitras, Zdj. Mia Cioffi Henry, Muz. Maya Shenfeld, prod. Praxis Films, Plan B Entertainment, Submarine Deluxe, wyst.: Seymour Hersh, David Obst, Jeff Gerth, Antonio Taguba, Salvador Allende, George Bush



0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz