poniedziałek, 10 listopada 2025

Kiss of the Spider Woman - Muzyka w cieniu brudnej Argentyny

 


To jeden z najszczerszych portretów o pokoleniu queer, jakie widziałem w ostatnich latach. Gdzie transmężczyzna chce być postrzegany jako kobieta wyznając współwięźniowi uczciwe słowa ,,Gdyby mężczyzna nazwałby mnie mężczyzną, zemdlałabym''. W przeciwieństwie do nachalnej plakietki LGBT, którą serwuje progresywne społeczeństwo - ,,Kiss of the Spider Woman'' unika wulgarnej tolerancji, w której masz zgadzać się ze wszystkim, o czym dyskutują mniejszości seksualne. Unika dosłownej kary za to, że ktoś nie identyfikuje się z własną płcią, lecz przedstawia portret zranionego mężczyzny, który chce wyrażać się jako kobieta. Sam początek zwiastuje kłopoty z identyfikacją - wrzuca widza w środek brutalnej polityki Argentyny, gdy w Ameryce Południowej rządziła junta wojskowa. W czasach, gdy bycie macho było na porządku dziennym - otrzymujemy portret zniewieściałego mężczyzny przemawiającego słodkim głosem, który zostaje przewieziony do więzienia, a w jego głowie odbywa się blichtr broadwayowskiego spektaklu. 

Autor stawia na dwubiegunowy świat, gdzie Argentyna pokryta jest szarym odcieniem, a wizje musicalu kręcą się w technikolorze, w wytapetowanych ścianach o pozytywnej wibracji. Molina trafia za kratki (znakomity Tonatiuh), aby snuć hollywoodzki blichtr w wyobraźni. Ozdabia pryczę zasłonami z koralików, plakatami wielkiej muzy scenicznej o imieniu Ingrid (w tej roli prawdziwa piosenkarka Jennifer Lopez z kolorowych okładek mody). Zaczyna dzielić celę z Vincentem - z typowym samcem tamtej epoki, który interesuje się literaturą spisaną przez Lenina. Przestarzałego rewolucjonisty, który piękno widzi w wodzach komunistycznych. To fałszywe piękno, bo wiadomo, że komuna stała się czymś obrzydliwym (za ładnymi hasełkami nie szły czyny), a tymczasem jego przeciwwagą jest mężczyzna o długich włosach, który porusza palcami, jak dama do towarzystwa, przemawia ściszonym głosem, jak wystraszona panienka, która brzydzi się przemocą oraz kulturą macho. Żeby złagodzić obyczaje w więzieniu - Molina zaczyna opowiadać swoją fantazję na temat starej aktorki z musicalu. 

Wtedy dosłownie przenosimy się obcego świata na Zachodzie, gdzie panują ekstremalnie eleganckie spódnice i białe kapelusze na głowach kobiet z makijażem. Szare, brudne, zniekształcone więzienia z Argentyny przeistaczają się w kolorowy bal, gdzie tapeta na planie filmowym zaczyna przybierać odcień różu, niebieskiej kołysanki, łagodnej czerwieni. Jedna z redaktorek latynoskiego magazynu zakochuje się w utalentowanym fotografie, a muza Molina, czyli Jennifer Lopez wkracza na scenę, aby śpiewać i tańczyć, aby zapomnieć o okrucieństwach dyktatury. To dwa oddzielne byty, które nie mają prawa współżyć, ale fantazja zniewieściałego mężczyzny odsłania jego żeński mózg. Chce podziwiać piękno ruchu, symfonii oraz zostać częścią fikcyjnego świata, w którym nikt nie ocenia twojej postawy. Jennifer Lopez otrzymuje ciekawy angaż, ponieważ przebiera się, jak dawna gwiazda Hollywood. W szykowny krój, w stylu Veroniki Lake - paradując w blond loczkach, o zimnych rysach twarzy. Można nie lubić Jennifer za jej styl wypowiedzi w mediach, ale w filmie robi za podpowiedź do psychiki człowieka, który wierzy w fikcję oraz w bezwarunkowe przyznanie, że jest kobietą w ciele mężczyzny. 

Foto. Mohari Media

Ma to swój urok burleski - teatralnego przedstawienia, gdzie może wyznać swoje lęki oraz skłonności do homoseksualizmu. W dawnym Hollywood nie wyrzucano aktorów z wytwórni, gdy byli gejami, żeby daleko nie szukać - Rock Hudson (znany z roli ,,Olbrzym'' z 1956 r.). Molina robi w tej fantazji za homoseksualistę, który asystuje słynnej piosenkarce w wymyślnych choreografiach. Na czele ze schodami, gdzie Jennifer Lopez wspina się na sam szczyt, aby otaczać się światłem studia, gdzie błysk fleszy ,,zasłania'' pozostałych uczestników tańca scenicznego. Molina walczy z własną tożsamością, oraz zagrożeniami z zewnątrz, ponieważ uczestniczymy w mrocznych czasach Argentyny, gdzie ,,podrabiani'' mężczyźni nie mieli szans na spokojny żywot. Jednak kwestie reżimu pod panowaniem komitetu wojskowego unika jak ognia, bo soczewka kamery skupia się na delikatnym mężczyźnie, który nie pasuje do tła historycznego. Jest jego przeciwieństwem - skulonym, posłusznym, zbyt wrażliwym, żeby zachwycać się przemocą oraz szpetotą. Chce blasku, kolorowej rewii, dlatego jego umysł wędruje w zakamarki obcego świata, gdzie problemy znikają i pozostaje taniec na scenie. 

Apolityczny gej jest przeciwieństwem naszych czasów - nie jest głośnym aktywistą, który krzyczy, że chce więcej przywilejów. Ucieka w świat fantazji, żeby zapomnieć, że ukrywa w sobie kobietę, która przejęła jego tożsamość. Unika fałszywej postępowości Zachodu na rzecz wiarygodnego mężczyzny, który nie pasuje do tego świata pełnego gwałtów i przemocy. I jego ucieczką (a także sprzeciwem wobec społeczeństwa) jest być kobietą w ciele mężczyzny. W przeciwieństwie do swojego kolegi z celi - nie jest żadnym krypto-gejem, ani nie udaje swojej roli kobiety, wręcz zaprzecza o swojej transpłciowości. Naprawdę uważa, że jest kobietą. Surowe warunki w więzieniu ustępują dekoracjom z West Endu. Przebywając myślami z dala od ucisku oraz ograniczonej wolności słowa. Co zaskakujące, w rolę Molina wcielił się prawdziwy latynoski aktor pokolenia queer, może dlatego jego performance brzmi tak wiarygodnie? Nie udaje przed publicznością, lecz wierzy we własną osobowość. Jennifer Lopez w końcu może ujawnić się na scenie, jako modliszka, która uwodzi śpiewem i talentem do stepowania. 

Jennifer przybiera maskę seksbomby dawnego Hollywood, gdy musicale były na czasie, a nie stertą postmodernistycznych wymysłów rodem z ,,Romea i Julii'' z 1996 r. Ubrana w srebrny płaszcz, z charakterystyczną szminką na ustach, która kusi pocałunkiem. Latynoski styl wygląda wiarygodnie na tle amerykańskiego musicalu, gdzie barwy szumią eskapizmem od rzeczywistości. Molina rozkochał się w diwie, to pociąg za kobietą, ponieważ sam wierzy, że jest przeciwieństwem mężczyzny. Nie szuka akceptacji, nie krzyczy, jak na paradach, że chce praw czy przywilejów - jest autentycznym queerowym mężczyzną, w dosłownym znaczeniu. Nie szuka próżnego zrozumienia, lecz przedstawia swój punkt jako kobiety w ciele mężczyzny w dekoracyjnej próżni. Więzienie jest tylko tłem dla jego świadomości, gdzie piosenki uwalniają go od nieznośnej rzeczywistości, w której nigdy nie będzie tolerowany przez społeczeństwo przez pryzmat niebinarności. Hiper-męscy wojskowi wyróżniają się na tle spokojnego, wyciszonego Moliny, który z gracją przemieszcza się po ograniczonej celi, a jego czułe spojrzenie nie wiele ma wspólnego z męską stanowczością. Przedstawia transpłciowość w sposób, w jaki Hollywood nie potrafi - bez narzuconego, umoralniającego tonu. Wrzuca w widza w błyskające kolory, aby zainscenizować własną odmienność, która nie przystaje do rzeczywistości. To trafne lustro na ludzki lęk - mężczyzny, który musi trwać w męskim ciele podając się za kobietę ze snów.   


 USA, Meksyk, 2025, 129'

Reż. Bill Condon, Sce. Bill Condon, Zdj. Tobias A. Schliessler, Muz. Sam Davis, John Kander, prod. Artists Equity, Mohari Media, Josephson Entertainment, wyst.: Jennifer Lopez, Tonatiuh, Diego Luna, Lucila Gandolfo, Lucas Barreiro, Fabio Aste



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz