Biorąc pod uwagę, że amerykańska publiczność nie chodzi na filmy polityczne - nie jestem zaskoczony, że ,,Uciekinier'' nie sprzedaje się, jak ciepła bułeczka, lecz jako wada systemu kinematograficznego. Odkąd pamiętam filmy polityczne nigdy nie należały do dochodowych zajęć. Nigdy nie cieszyły się zainteresowaniem, jak komedie romantyczne. Edgar Wright postanowił wskrzesić książkę Stephana Kinga - o proletariackim buncie wobec klasy rządzącej. Problem w tym, że za ekranizacją stoi Hollywood - ta sama klasa społeczna, która nie ma nic wspólnego z przeciętnym Amerykaninem, który żyje za grosze w państwie dla bogaczy. I widać to oderwanie od rzeczywistości w każdym ujęciu - wybuchowe tempo, piękne, niesfatygowane twarze. W głównej roli Glen Powell, który nie pasuje do roli bezrobotnego robotnika budowlanego, który zostaje wykluczony z pracy. Widać, że to osoba nie pasująca do reali przedstawionych - jego sztuczne wypowiedzi, chytry uśmieszek oraz wyrzeźbione ciało przeczy, jakoby reprezentował klasę robotniczą, która walczy o związki zawodowe oraz o lepszy bilans w kieszeni. To typowy aktor wykreowany przez Hollywood, który nie potrafi oddać niuansów czy wcielić się w skórę wystraszonego robotnika walczącego o przetrwanie w dziczy.
Edgar Wright jako Brytyjczyk zrezygnował z amerykańskiego planu, ponieważ zdjęcia wykazują, że kręcił kino na wyspach oraz w Bułgarii. Jako osoba z zewnątrz nie ma nic wspólnego z amerykańską kulturą, i to też widać podczas kręcenia bombastycznych scen w kolorowych ubraniach, gdzie robotnicy nie wyglądają, jak robotnicy - tylko modele na wybiegu. Większość kojarzy ,,Uciekiniera'' z lat 80. kiedy Arnold Schwarzenegger biegał w kombinezonie, wśród neonowego oświetlenia czy tandetnej scenografii. Był to klasyczny film Sci-Fi tamtej dekady, kiedy twórcy obawiali się przyszłości, że świat zmierza w kierunku destrukcji. Nowsza wersja, z 2025 r., jest bliższa oryginałowi, lecz zamiast ostrzeżenia proponuje niewymagający film akcji, z udawanym, antyestablishmentowym komentarzem w narracji. Czego tu nie ma, żeby podkręcać emocje? Napad na motel, pościgi samochodowe oraz próżny pościg przez opuszczoną fabrykę. Kiedy kino z lat 80. było satyrą na rządy Ronalda Reagana, w obecnej wersji jedyne co można wykpić, to medialne spekulacje, oraz wyświetlać alienujące reklamy na billboardach. Edgar Wright atakuje zdradziecki system amerykański, ale bardzo powierzchownie. Za dużo tutaj błysków, świątecznej atmosfery oraz martwoty scenariusza. Dystopijna satyra zamiast roztrząsać nasze bolączki społecznego rozpadu - oferuje infantylny film do obiadu.
![]() |
| Foto. Genre Films |
Film, w głównej mierze skupia się na przyszłości Ameryki sterowaną przez korporacyjne media z literatury cyberpunku Williama Gibson. Stephen King ówcześnie pisał ,,Uciekiniera'' pod pseudonimem, a jego wizja ujawniała degradację amerykańskiej społeczności, która została zahipnotyzowana przez rządy mniejszości. Edgara Wright nie interesuje polityka, sensu stricto, więc przedstawia ubogi portret podziemnego ruchu oporu wśród zubożonej klasy roboczej w USA. Gdzie wysoko postawieni urzędnicy, reporterzy telewizyjni mieszkają w zamkniętych luksusowych posiadłościach, podczas gdy inni zmagają się z niedoborem finansowym, z rosnącym bezrobociem czy chorobami. Tytuł tego spektaklu odnosi się do telewizyjnego reality show, a ofiarami są ubodzy obywatele państwa, których uważa się za wrogów systemu. Teleturniej zaprasza uczestników do mrocznej gry, w której grupa myśliwska poluje na ,,zbiegów'', czyli na naszego protagonistę, który zgłasza się do patologicznego programu, z faktu, że chce zarobić miliony na uleczenie córki, co potrzebuje leków. Jeśli czytaliście książkę, albo widzieliście kino z Arnim - doskonale orientujecie się, że to nieustanna ucieczka przed śmiercią. Media karmią masy swoim wyuzdanym programem z celebrytami, gdzie płatni zabójcy na antenie nie są publicznie linczowani, lecz prymitywną zabawą w rękach klasy wyższej, która uwielbia oglądać cierpienie klasy niższej.
Sam koncept zasługuje na więcej, niż to, co otrzymałem. To karykaturalne dzieło, bez żadnej wiarygodności psychologicznej, masy cieszą się igrzyskami w telewizji, gdy sami tkwią w pułapkach na myszy. Telewizja kłamie, ponieważ program jest ustawiony, a zwycięzcy nie istnieją. To gra o ludzkie życie, w której masz przetrwać trzydzieści dni, ale bogaci, wpływowi ludzie nie pragną dzielić się łupem, więc uczestnicy programu nie dożywają ustalonego terminu, żeby zgarnąć milion dolarów. Przede wszystkim, to udawana, ponura wizja świata - sztuczna poza, że uczestniczymy w globalnej dekonstrukcji, bezrobotni nie wyglądają na takich, co mają problemy z utrzymaniem mieszkania, urzędując w nędznych norach czy kamienicach. Glen Powell wygląda, jak odcięty obywatel od klasy robotniczej, jego ubrania nigdy nie wietrzeją, zawsze chodzi z przyklejonym uśmieszkiem, a jego wyrzeźbiona sylwetka rzadko kiedy odnosi poważne rany. To sztuczna zabawka Hollywood - pyszałkowatych bogaczy, którzy nie mają zielonego pojęcia o biedzie. Gdyby tylko za temat zabrali się tacy znakomici artyści, jak Bernardo Bertolucci, Marco Bellocchio czy Mike Leigh - mógłby stanowić znakomite dzieło o prawdziwym upadku człowieczeństwa. Zamiast brzydoty - kolorowe świecidełka, nieustanna pogoń za sensacją i nieskazitelna twarz amerykańskiego aktora, który nie pasuje do okoliczności.
Co chwilę ktoś reprezentuje karykaturalny występ na scenie, a w szczególności prezenter telewizyjny o przesadzonym uśmiechu, jakby był psychopatą bez maski Jokera. Który lata w cekinowej, fioletowej kurtce z bazaru dla obłąkanych oświeceniowców. Jeszcze tandetniej wypada Josh Brolin jako producent programu z grzywą włosów ułożoną przez jakąś kosmetyczkę z urzędu. Mizerni liberaliści są tutaj przedstawieni jako uprzywilejowani głupcy, którzy wierzą w propagandę sukcesu. Przekonani o swojej indywidualności, którzy trzymają się ślepej idei (a idee są kuloodporne, jak mawiał V z ,,V jak Vendetta'' w powieści obrazkowej Alana Moore), że ci wyżej postawieni pilnują porządku i sprawiedliwości. Szczególnie rzuca się w oczy portret jednej pani, która uważa, że telewizja prezentuje rzeczywistość, a nie fikcję, iż w programie biorą udział prawdziwi zbiedzy, gdzie poluje się na przestępców z klasy robotniczej. Pod tą fasadą kryje się drobny cień komentarzy społecznych na naszą ślepotę medialną, ale to kino jest tak przezroczyste, że nie wierzysz w ani jedno słowo, bo wciąż wygląda, jak fantazja Hollywood na temat biedy oraz społecznych konsekwencji, do czego doprowadza (lub prowadzi) brak publicznej opieki medycznej. To miała być satyra, ale jak na satyrę - brakuje jej ognia, prawdziwego uderzenia w klasę biznesmenów, którzy zarabiają na ludzkim cierpieniu. Nie ma w tym nic odświeżającego czy odkrywczej, szczerej pokuty wobec poszkodowanych na antenie. Tylko przewidywalny spektakl o faszystowskich mediach, które nikogo nie biorą na poważnie.
USA, Wielka Brytania, 2025, 132'
Reż. Edgar Wright, Sce. Michael Bacall, Edgar Wright, Zdj. Chung-hoon Chung, Muz. Steven Price, prod. Complete Fiction, Genre Films, Paramount Pictures, wyst.: Glen Powell, Alyssa Benn, Chris Rogers, Jayme Lawson, Lee Pace




0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz