![]() |
Foto. Wytwórnia Filmów Oświatowych |
Jest coś poruszającego w rejestrowaniu rzeczywistości, kiedy pochylasz się nad maleństwem, improwizujesz i zamykasz wizjer przed wścibskimi oczami. Nie określiłbym tego ani dokumentem, ani filmem fabularnym. To szufladka z pomysłami, gdzie obserwujemy artystyczne układy młodej dziewczyny, w oddaleniu bujają się huśtawki z obiektami fizycznymi, a muzyka zaprasza do tańca w intymnej, kameralnej scenerii. To poruszający niby-dokument, który zagląda na Kozice Dolne, aby sprawdzić, jak wygląda szkoła z dziećmi niepełnosprawnymi - często skazanymi na alienację społeczną, czy brak zrozumienia wśród otoczenia bez zaburzeń neurologicznych. Nie szuka dydaktycznej treści, nie popisuje się sztywnym, wymuszonym współczuciem, ale przedstawia rzeczywistość bez pudru. Ciężko uznać, kto jest bohaterem pierwszoplanowym. Stawiałbym na Tomasza - otyłego perkusistę, który uwielbia wylegiwać się na słomianym krześle, które stoi na tarasie pośród kolumn dumnie nazwanej uczelni. Kocha uderzać pałeczkami o talerze, choć brakuje mu wyczucia, za co zostanie skrytykowany, gdy w ośrodku pojawi się zapowiedziany nauczyciel od muzyki.
Cichym talentem jest Mariusz - chłopak w okularach brzdąkający na mandolinie. Woli grać w spokoju, na uboczu, niż przed publicznością lub świadkami. Opiekunowie bywają różni w ośrodkach, gdy dyrektorka wyjechała w delegację, na miejscu pojawia się Leszek - obiecany wirtuoz od melodii, który ma zwyczaj grywać na akordeonie, co przynosi małe zamieszanie w dusznej, skrępowanej sali, ponieważ jego lekcje stają się obciążające dla uczniów. Drobna Kasia popiskująca na instrumencie dętym nie potrafi odejmować palców podczas dmuchania w klarnet, za co jest upominana. Ich muzyka gaśnie, kiedy stres zjada skupienie, a twarze sugerują nadciągające wywieszenie białej flagi. Mariusz odmawia prezentacji, za każdym razem, kiedy zostaje wezwany. Jest zrezygnowany od samego wstępu, jak Leszek chciałby przetestować jego możliwości. Brak zaufania sprawia, że nie będzie przed nikim odsłaniać kulisy występu. To dobra puenta tego zamkniętego świata - ludzi bezbronnych, nie rzadziej nadwrażliwych i z autyzmem, którzy nie chcą ponurej dyscypliny, kulą się ze strachu, gdy ktoś podnosi głos, albo uciekają z sali, jak Kasia, która zrezygnowana obserwuje, jak lekcja muzyki zamienia się w upokarzające spisywanie wad.
To cenna nauka, dla dzieci, ale także dla nowo przybyłego gościa z zewnątrz, który przyjechał z dużego miasta (konkretniej; z Warszawy), i nie rozumie, iż źle podszedł do wychowanków. Tomasz podchodzi do okna i cichutko płacze, wycierając twarz dłonią po nieudanej lekcji próbnej - dotyka go najdrobniejszy ból czy krytyka. Inni uczniowie znoszą go lepiej - mamy na przykład aktora na scenie, wczesnego nastolatka, co ma wystąpić w komicznej sztuce o małym koziołku, z przyklejoną bródką, która zabawnie opada podczas głównego występu. W przeciwieństwie do muzyków uczy się na błędach z zaskakującą czujnością. Kiedy nauczycielka ukierunkowuje narrację, aby wyłożył więcej gestów podczas przedstawienia - poprawia się i wymachuje rękami, jak zasugerowała pani ze szkoły. Jeśli ktoś spodziewa się fabularnej spójności, to niech porzuci nadzieję. Spontanicznie zagląda do środka, gdzie rozrabiacy trenują do olimpiady, akrobatka zapomniała, jaki jest kolejny ruch gimnastyczny, piłkarz opowiada, że mają gracza, który myli własną bramkę z bramką od przeciwnika, co jest autentycznie przykre, kiedy wiesz, że zostałby wyśmiany na turniejach ze zdrowymi sportowcami. Mimo parszywych okoliczności, gdzie widać przykre stany emocjonalne, to radość wypływa na dyskotekach, gdzie jeden młodzieniec z dużą grzywką wychodzi na parkiet bawiąc się tak, jakby jutra nie było.
Kiedy trwają przygotowania do olimpiady, gdzie mamy różne konkurencje sportowe, jak akrobatyka czy lekkoatletyka - historia zwyczajnie płynie na słodkiej wsi. Chłopaki wychodzą nad staw, Tomasz wyciąga nogi na siedzeniu, Mariusz filozofuje, a Leszek próbuje dotrzeć do sedna, jak zmotywować ekipę do lepszych efektów. W międzyczasie parkiety, wesoła potańcówka, tajemnicze telefony z biura przez małego flirciarza. To porozrywany mikrokosmos - urywek z życia bez planu, gdzie dzieci szukają schronienia przed zewnętrznym szumem, w maleńkiej miejscowości Kozice Dolne mogą odpłynąć od niepowodzeń tego świata. Za to zaczerpną powietrza, gdzie hałasują komary, na stołówce Ewa nabija się z Leszka, żeby siadał, kiedy podaje do stołu. Dyskoteka gra, wyjazdy na obóz, a czas zamrożony, gdzie wizja egzystencji jest uzależniona od podmiotów. Skazani na szkolne, zatwardziałe mury, próbujący nadać sens własnej chorobie, którzy szukają odrobiny wytchnienia od niepowodzeń i skrywanej rozpaczy, gdy zostaną publicznie skrytykowani. Miękkie zdjęcia pozwalają uwierzyć w drobną wieś, która skrywa uczelnię z trudnymi uczniami, którzy nie dostali szansy, aby wieść ,,normalne'' życie bez choroby, jak dziecko pochylające się na krześle z powodu sierocego zaburzenia. Jego wrażliwość jest skryta, a rejestrowani chłopcy przez migającą kamerę mogą w milczeniu zapłakać bez niczyjej oceny.
Jesteśmy obserwatorami drobnego wycinka, aż prosiło się o wydłużony metraż, bo podejrzewam, że w takich szkołach nie jedno mogłoby zadziwić, a twórcy mają wyczucie do rozdzierających scen, jak balangowicz zostaje wyproszony z sali imprezowej, Tomek ustępuje miejsca nauczycielowi w wygodnym, słomianym krześle, a Ewa w stołówce uśmiecha się na widok Mariusza. To rozdzierająca, chwytająca za gardło udawana kronika z dziećmi specjalnej troski, które są skazane na życie bez samodzielności, a mimo to korzystają z życia, uczą się sztuki, próbują wstać, kiedy świat skazał ich na zagładę. Podobnie, jak w innym kapitalnym filmie, ,,Duże zwierzę'' (2000) - inność potrafi przynieść nieszczęście i niezrozumienie. Zbłąkany wielbłąd z tamtego filmu przypomina dzieci z ,,Nienormalnych'', które szukają akceptacji wśród ludzi z empatią, którzy nie będą naciskać, aby stali się perfekcyjni, czy częścią społeczeństwa dbając o zakamuflowane maski - wstydliwy chłopak z pierwszych scen szepcze odpowiedź na pytanie do ucha, a zapomniane ruchy akrobatki nie są krępujące, lecz zachętą do powtórki programu. To kameralne poruszenie, wśród wzmocnionej muzyki sprawia, że życie, choć na chwilę - smakuje lepiej.
Polska, 1990, 78'
Reż. Jacek Bławut, Sce. Jacek Bławut, Zdj. Tadeusz Piróg, Jerzy Rudziński, Dźw. Jan Freda, Andrzej Najmrocki, prod. STO Films, Shop-Tronik, Wytwórnia Filmów Oświatowych, wyst.: Henryk Lange, Katarzyna Zaboklicka, Tomasz Gniatkowki, Mariusz Zawadzki, Janusz Machaj
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz