czwartek, 13 marca 2025

Fright - Gotycki horror znowu w akcji

 


Gotyckich horrorów przybywa, i co dalej? Czy potrzebujemy odpalać starą płytę, żeby popaść w zachwyt, inaczej grymasimy? ,,Nosferatu'' (2024) zanurzył się w teatrze, ,,Vourdalak'' (2023) w literaturze, ,,The Damned'' (2024) w klątwie nawiedzonych statków. ,,Fright'' potraktował powrót do dawnej chwały w dosłowny sposób, za co dostanie baty. Przemierzając rezydencję w czarno-białych szatach, kręcąc się w monochromatycznych odcieniach, skręcając w odzwierciedlenie epoki z lat 40., gdzie paranoiczny koszmar wzywa do morderstwa, a człowiek jest samotną wyspą bez wsparcia. Oficjalnie mogę zakomunikować, że rok 2025 stoi pod znakiem schorowanych kobiet, które cierpią na agorafobię, a ich strach przed światem jest większy, niż moja pasja do kina. To już trzecia bohaterka z ostatnich miesięcy, która przesiaduje więcej czasu w domu, niż na zewnątrz (przypomnę o ,,Hard Truths'' oraz meksykańskiej ,,Corinie''). Czy to przypadek, czy może efekt współczesnej epoki, gdzie wzrasta liczba femcelek, panienek, co nie wchodzą w związki i więdną w samotności? (teoria błędna, ale kto wie?)

Co ciekawe - ,,Fright'' stylistycznie podrabia thrillery z lat 50. ubiegłego wieku, a jego historia jest prorocza, niczym ,,Psychoza'' (1960), gdy w zakończeniu dowiadujemy się o matkobójstwie oraz cyklicznej schizofrenii, a właściwie rozdwojeniu osobowości. Autorzy są świadomi kopiotwórstwa, gdzie Emily (Gwyneth Evans) snuje się po pokojach, w zawężonych ujęciach, żeby podkręcić zaburzenia na tle psychologicznym. Jej matka jest również więźniem własnych słabości, o dominującej osobowości, a czarno-białe plansze z klasycznym ustawieniem napisów początkowych chcą podpowiedzieć, że cofnęliśmy się w czasie, choć to niemożliwe, żeby odwzorować dawną epokę i starą taśmę filmową. Autorzy tylko połowicznie rozumieją zapomniane thrillery z osamotnionymi rezydencjami zła, gdzie dialogi oddawały szczyptę humoru w paranoicznej klatce bez drzwi. Emily oczekuje ojca, jakby stanowił jedyną nadzieję przed upadkiem czy dewastacją rozbrojonej psychiki. Emily kręci się, jak zombie, w ściśniętych kadrach, żeby odwzorować horror bezdusznej pułapki, a jej blada, schorowana twarz nie odzyskuje kolorów. 

Scenariusz jest wydelikacony, a dialogi wypełnione sztuczną watą. Twórcy postawili na metodyczne ujęcia, aby szorować za postacią, która czyta pamiętnik na głos, a dom pozostawał grobowcem czy osobistą klęską, zanim wyparuje w nicość. Jej udręczona dusza, to zagubione dziecko przedstawione w formie czytanki, z powyklejaną narracją w dymkach, w kształcie krótkich zdań na dobranockę. Emily dręczy paniczny strach przed otwartą przestrzenią, gdzie czyhają demony czy zewnętrzne widma, które wysysają energię z bladej dziewczyny, która krząta się w manierycznych, statycznych zdjęciach, co unieruchamiają akcję. Kojarzycie małe książeczki dla dzieci, do lat pięciu, z rysunkami na pół strony? To w nich przeglądamy lęk przed widmem, za cieniami, które chcą napaść na Emily, z tym wyjątkiem, że nie wyskoczą z szafy, bo materializują się w pokiereszowanej wyobraźni. Sęk w tym, że scenariusz buduje napięcie w próżni, bo nigdy nie wysyła widma na spotkanie z dziewczyną, raczej mają nastraszyć widza, iż kiedykolwiek wychylą się z dziecięcej czytanki wypowiadanej na głos.


Opresyjna atmosfera domu bez życia, w którym meble milczą, piwnica skrywa ciemność bez potępionej duszy jest imponująca, gdy podziwiamy kamienne ujęcia, ale stają się bezużyteczne, kiedy narracja cierpi na powtarzalny koncept o nawiedzeniu psychotycznym, a czarno-białe zdjęcia są mniej magnetyczne, niż przypuszczałem, ponieważ nie są ani odrobinę chropowate, czy wykadrowane z poczuciem piętna. Skoro bohaterka cierpi na klaustrofobię przed światem zewnętrznym, dlaczego autorzy nie bawią się materią obrazu? Zdjęcia są wyblakłe, wypolerowane oraz sztucznie podrabiają kino z ubiegłej epoki chcąc połechtać ego filmoznawców. Na wczesnym etapie zdałem sobie sprawę, że to mechaniczna zabawka, gdzie operator metodycznie porusza się po zamkniętej posiadłości, bez żadnego żywiołu, jakby celowo spowalniał widowisko, żeby nakręcić wyśrubowany dramat, gdzie uciekający kadr jest zimniejszy od poprzedniego. Jest pewna różnica między ścisłym kopiowaniem, a bezduszną kalką, a niestety ,,Fright'', to studencka praca, która nie rozumie na czym polega suspens i thriller.

Większa część seansu została przepełniona bezwolnym spacerem po wydekorowanej pustelni, z pustymi kątami o gołych ścianach, gdzie monologi mają odwzorować szaleństwo, ale jedyne szaleństwo, które zwiastowało głębszy oddech, to scena, gdy Emily leży w łóżku z martwym ciałem, kiedy twarz została zakryta przez ciemnię. Przemawiając do trupa bez odpowiedzi. To jedyny moment, kiedy uwierzyłem, że autorzy mają pomysł na rewelacyjną grozę, i to było pomysłowe, ale projekt upada pod naciskiem drętwej, stęchłej formy bez tlenu. To, co miało być atutem - zamieniło się w zapowietrzony pokój, w którym samotność, to stek listów czytanych na głos, leżenie na kanapie, mdlenie i blada twarz, która potrzebuje powietrza! Atmosfera umiera, gdy forma przytłacza uproszczony scenariusz, a groza ustępuje manierycznym zdjęciom, które zabijają napięcie wewnątrz dramatu zagubionej Emily. Blady makijaż anty-bohaterki tylko wzmaga anemiczność, poczucie zakorkowanej osobowości, która utknęła w martwym domu, w martwej przestrzeni, w martwych, metodycznych ujęciach bez końca. 

,,Fright'', to ciekawostka, która miała pomysł na fakturę czarno-białych zdjęć, ale dialogi są puste, przestrzeń pozbawiona oddechu, a orkiestra w tle próbowała (?) nadać intonacji złowieszczego wyrazu. Imponuje, kiedy przedstawia ujęcia pod niestandardowymi kątami w stylu gier wideo z lat 90., lecz forma chce przekrzyczeć treść, w której brakuje napięcia, a jak na thriller - błądzi w segregacyjnych zdjęciach bez życia, jakby w oczekiwaniu na śmierć, która nie nadchodzi. Ilustrowana baśń o demonie z zewnątrz wydaje się równie zmyślona, jak paranoja Emily, co nie potrafi wyjść na zewnątrz bez strachu. Dwór w Sussex to makieta, wewnętrzna twierdza, która nieświadomie zabija właściciela. Gdzieś podświadomie obraz narzuca interpretację, że to strach przed dorosłością, ponieważ poznajemy bladą dziewczynę, która kończy osiemnastkę. Jej gotycka dusza jest równie zimna, jak mury, po których stąpam z kamerzystą. 

Wielka Brytania, 2024, 81'

Reż. Warren Dudley, Sce. Warren Dudley, Zdj. Matt Cotton, Muz. James Cox, prod. Sixty6Media Film, Wild Swim Films, wyst.: Gwyneth Evans, Jamie Martin, Jill Priest, Daniel Tuite



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz