czwartek, 1 lutego 2024

Porzucam marzenia o reżyserce?

Niewątpliwie był okres, kiedy chciałem stanąć za kamerą i stworzyć własne dzieło (wspominałem o tym w FAQ - question and answers). Było to jednak marzenie odległe. Obecnie zatarte przez pryzmat innych projektów, gdzie skupiam się na pisaniu czy nauce historii. Nie czuję już potrzeby artystycznej, aby coś udowodnić sobie na szklanym ekranie, co niegdyś miało zostać zrealizowane przez niezależne studio.

Kiedyś miałem parcie, aby zrealizować coś wielkiego lub osobistego, dla szerokiej widowni. Nie udało się. Czułbym się podle, gdybym nie zrealizował czegoś po własnej myśli, a nie da się ukryć, że chciałem zrobić coś dobrego, choć pierwotny zarys scenariusza koncentrował się wokół księdza, który był kobieciarzem i przeprowadzał wywiad z telewizją, gdzie scenariusz miałem napisany z podziałem na ujęcia. Innym projektem, o którym często myślałem oraz wizualizowałem sobie w śnie, z podziałem na ujęcia krótkie oraz długie, dotyczyła grupy zapaleńców, którzy zwiedzają malownicze ścieżki na motorach. Projekt równie szalony, co trudny do zrealizowania, ponieważ wymagałby kamer szerokokątnych oraz dobrego operatora, aby prezentował pęd maszyny na ,,szynach'' przy użyciu steadicam. A niestety praca reżysera jest nie tyle pracochłonna, co stresująca. Będąc na warsztatach filmowych zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie. Nie odnalazłbym się zupełnie w tym natłoku obowiązków. I w kierowaniu ludźmi, z którymi musiałbym współpracować. Jestem obecnie na etapie, gdzie jestem zawalonymi sprawami, więc zrobienie dodatkowo filmu po godzinach mija się z celem.

Jasne - zawsze można nakręcić film krótkometrażowy i wrzucić go gdziekolwiek, ale to bez sensu, bo jeden taki mały filmik kiedyś sobie nakreśliłem, i nie byłem zadowolony z efektów końcowych. Albo nie mam wystarczająco talentu, żeby tworzyć filmy, a nie jestem jak ci dzisiejsi maniacy, którzy robią filmy, a nie potrafią go wykreować na planie. Przez co wychodzą koszmarne dzieła, których nie da się oglądać, a autorami są tylko z nazwy. Poza tym nie mam parcia, żeby wyjść z kamerą na plac i robić jakieś dziwne rzeczy. Nie mam chęci, potrzeby ani zaparcia, żeby robić jakikolwiek film, o których kiedyś myślałem, więc to marzenie porzucam i nie zamierzam do tego wracać. A kiedy autor nie ma potrzeby, więc po co robić cokolwiek?

 Gdybym miał kiedykolwiek coś zrealizować - zmieniłbym koncepcję. Wziął dwójkę aktorów, wynajął jeden czy dwa pokoje oraz zrobił kameralny film dla niszowej widowni, na dobry początek. Z własnym scenariuszem czy dźwiękowcem ze szkoły filmowej. O pracy reżysera już nie myślę w kategoriach ,,marzenia'', to raczej byłoby coś na zasadzie: uda się albo nie. Byłby to kaprys, który nie jest mi do szczęścia potrzebny. Także, to co kiedyś wydawało się niezłą ,,zabawą'' - przeszłoby w stan robienia czegoś bez napięcia oraz większego sensu. A nie chciałbym być zapamiętany jako filmowiec, który robi filmy dla kaprysu czy dla jakieś chorej ambicji. To byłoby zaprzeczenie tego, dlaczego uwielbiam kinematografię. Rzucam to w kąt, dopóki nie będę miał jasnej deklaracji, że mam ochotę robić cokolwiek. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz