Najnowszy film Ayera jest jak najnowsza płyta ulubionych wykonawców, którzy zapomnieli, po co ją tworzą. Wykonane najtańszym kosztem, po łebkach i bez żadnej wiary w widownię. Rozpleniające przemoc, jak wirus, który zaatakował dysk twardy, więc nadaje się do wymiany na lepszy model. ,,Pszczelarz'', to kino identyfikujące się z efekciarską tandetą, która zalewa nasze kochane kino szybciej niż nieudane dramaty. I choć mogłem się spodziewać, że najnowszy film ze Stathamem w roli głównej nie przyniesie nic innego, jak sieczkę, to jest zrealizowana niczym w komiksach dla hipsterów. Którzy nie żądają niczego, jak efektownej bijatyki bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. To parcie naprzód, naparzanie bliźnich po twarzy, i mam oczekiwać, że to wystarczy, aby zachwycać się na sali kinowej? Wystarczy, że Ayer już w przeszłości kręcił niewiarygodne portrety wojny w ,,Furii'', spłodził hałaśliwą adaptację ,,Legionu samobójców'', to jeszcze obdziera brytyjskiego modela z jego szykownej gramatury.
Tytułowy pszczelarz to człowiek od zadań specjalnych - emerytowany agent tajnej jednostki. Rozpracowujący sprawę internetowego oszustwa, przez które zginie jego przyjaciółka popełniając nieszczęśliwe samobójstwo. Aż samemu po pokazie marzy się samobójczy strzał w głowę, bo film od początku, mimo że nie traktuje się poważnie i sugeruje, że narracja jest zbędna, jak śnieg w lipcu, to czuję się oszukany, bo historia w żaden sposób nie daje dowodu, iż zależałoby mi na kimkolwiek. Były agent wkroczy do akcji, by nieść pożar, przedzierając się przez tabun nierozgarniętej organizacji, która nie wie, z kim zadarła niszcząc jego drogocenne ule, dzięki którym szykował domowy spichlerz słodkawego miodu.
To film przepełniony wulgarnymi odzywkami, gdzie aktor wbiega do biura z kanistrami benzyny oraz rozwala w drobny mak biurowce czy stację benzynową. Jego niepohamowana siła destrukcji, krzykliwość oraz pokraczność językowa przyprawia o mdłości, wyłania wręcz początkujących filmowców, którzy nie wiedzą, jak kreować ciekawe portrety na szklanym ekranie. Antagonista jest pusty, jak talerz po obiedzie. Emerytowany tajniak jest bezduszny, i gdyby nie to, że zajmował się mało honorową pracą - można byłoby przypisać skrajną socjopatię. Chodzący z naburmuszoną miną likwidujący kolejne pachołki bez żadnej trudności czy wyzwania. Jest to puste doświadczenie, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że korzysta z klisz kina sensacyjnego. Ofiary są głupsze od buta, a efekciarstwo zasłania widoki na rzecz czegoś przejmującego. Jest jak wyjście na randkę, które kończy się rozczarowaniem, bo ani to wiarygodny portret zamaskowanej jednostki specjalnej, ani intrygujący, wysokooktanowy specjał dla wariatów żądających mocnych wrażeń (w tym temacie lepiej wypada dowolna część ,,Mad Maxa'').
Uleciała charyzma Jasona Statham zamieniająca go w bojowego, sadystycznego robota bez poczucia, że warto kibicować fikcyjnej postaci. Dosadnie irracjonalny, przerysowany bardziej niż komiksy z Marvela, zamiast wielkiej uczty, że mogę ściskać kciuki bohaterom kina akcji - czułem się, jak mrówka, która za chwilę zostanie przygnieciona przez but wielkoluda. Przepełniony festiwalem taniej sensacji, która nie trzyma w napięciu i ma mniej sensu niż udział w maratonie dla kogoś, kto nigdy nie biegał rekreacyjnie. To fantazja filmowców, którzy nie mają wyobraźni oraz boją się tworzyć coś kreatywnego wbrew swojemu emploi. Jednoosobowa armia, która kładzie wszystkich na łopatki - miała się lepiej w fińskim filmie ,,Sisu'', więcej serca na dłoni miał ,,John Wick'' - mimo że to strzelanka z gier wideo niż pełnoprawny tytuł filmowy. Mężczyzna dąży do zemsty, na szczycie organizacji nie urywają się telefony, a ja mam ochotę uciec z kina z wrzaskiem, bo nie mogę ścierpieć, że otrzymuję kolejny film bez finezji oraz odrobiny wyczucia.
Ayer nigdy się nie zmieni - puszcza wodze letniej fantazji wypolerowane przez szkiełko kamery prowadząc przez linię nieustannej rzeźni bez większego pomysłu. Naturalnie, to wina scenarzysty, że pisze kiepskie dialogi, robi z przystojnego modela archetypowego anty-bohatera bez krzty osobowości. Obawiam się jednak, że takie twory przestały mnie bawić. Są niezręczne, przepełnione głupimi odzywkami z ust aktorów, bawiące się kaskaderskimi wyczynami z komiksową przemocą, a nie mam pięciu lat, żeby zachwycać się byle czym. Wolę wrócić do prawdziwych bohaterów kina akcji, jak Jackie Chan z rezolutną zręcznością był ,,Pijanym mistrzem'' (1978). Jak Jet Li relacjonował swoje bohaterskie wyczyny w ,,Hero'' (2002). ,,Pszczelarz'' nie może tego oddać, bo jest wytworem postmodernistycznej zabawki bez żadnego niuansu.
Wielka Brytania, USA, 2014, 105'
Reż. David Ayer, Sce. Kurt Wimmer, zdj. Gabriel Beristain, Muz. Jared Michael Fry, David Sardy, prod. Miramax Production, wyst.: Jason Statham, Emmy Raver-Lampman, Bobby Naderi, Josh Hutcherson
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz