niedziela, 29 stycznia 2023

Trzy na jednego #7

 

Kadr z filmu ,,Duchy Inisherin''

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Sick

Wiem, że regularnie trąbię o tym, jak to Stany Zjednoczone kręcą mało wybitne projekty, jak z roku na rok notują spadek. Jak jadę z nimi z agresywną wściekłością, ale to przestało być zabawne. Skoro w ich kraju powstała opozycja do wysokobudżetowych produkcji, nie mają pomysłów na nowości, więc kręcą nałogowo remake. Próbują wskrzesać stare marki z miernym skutkiem, a krytyka nie zostawia suchej nitki na ich dokonaniach. Cała spuścizna wylana do zlewu. Nie mam sił, jak bardzo tracę zainteresowanie kontynentem zza Oceanu. Jest mi smutno. 

Kolejny thriller bez krzty wyobraźni. Cząstki, że traktują widza z szacunkiem. Jak zlitować się nad ekranem, kiedy produkcja nie próbuje wyjść z gatunku pseudo-slashera oraz epatować bezmyślną przemocą, która nawet nie umywa się do najbardziej kontrowersyjnych filmów Pasoliniego? To pytanie nasuwa się od początku, gdy za jakimś mężczyzną w młodym wieku prześladowca wysyła wiadomości, a później wparowuje do mieszkania, aby zabić go bez wskazówki, bez odpowiedzi na pytanie, dlaczego. Już pomijam fakt, skąd mordercy mają telefony obcych ludzi, i jak to możliwe, że chodzą ciszej niż listki na wietrze. Są przebrani jak ninja, ale na miłość boską - ci japońscy skrytobójcy nie działali w ten sposób! Pewnie znowu ktoś próbuje przemodelować obcą kulturę w jakiś kiczowaty przedmiot fabularny. Nie znoszę tej praktyki. Dobra, bo zacząłem od niewłaściwej strony.


Historia skupia się na dwójce nastolatków (precyzyjniej ujmując, na studentkach z College'u), które postanawiają odpocząć od szkoły w chatce na odludziu - nad rodzinnym jeziorem. Dzieje się to w chwili, gdy panował Covid i nosiliśmy maski, rzekomo dla naszej ochrony. Wjeżdżamy z buta w cichy krajobraz, a nasze dziewczyny dostają sms-a, jak zabawa? Znowu, skąd ci stalkerzy mają ich numery, przecież nie z social media, prawda? Chociaż kto wie, w dobie hakerów wszystko jest możliwe! Dopowiadam, ale nie widzę innego wyjaśnienia. Do chatki dodatkowo ,,wprowadza się'' DJ - taki gość, który nie był zaproszony, ale wpadł na krzywy ryj do babskiego towarzystwa. Wiem, drwię sobie z tej produkcji w każdym zdaniu, ale prędko odkrywa karty i nie mamy czego tu szukać, co byłoby zaskakujące na milimetr. Regularne darcie mordy do odbiornika, żebyśmy nie zapomnieli, że mamy do czynienia z thrillerem. Panowie ninja włażą do obcego domu, nie wiadomo skąd, i w jaki sposób. Marnie szlachtują ofiary, bo potrafią przeżyć upadek z wysokości dachu! To kolejne zastrzeżenie, jak to się stało, że ktoś przeżył starcie ze śmiercią? Wiem, że to fikcja, ale chwilami odbierałem to jak niezamierzony kabaret, a nie cudowny straszak do poduchy. 

Nie wiem, komu miałoby się to spodobać. Amatorom wrażeń? Nie sądzę - na paralotni jest zdecydowanie mocniej, a zagraniczne horrory, jak ,,Zejście'' mają niepodrabialny klimat. Brak tu jakiegoś motywu muzycznego, który zapadałby w ucho, jak w trakcie seansu ,,Halloween''. Fani slashera - wyśmieją go, jak zobaczą, że nie ma kogo zabijać. Nie mam pojęcia, komu polecić. To sfatygowana, zmitrężona udręka, co chciałaby zostać w pamięci, a jedynie co pozostaje w głowie, to pusty śmiech. 

USA, 2022, 83'

Reż. John Hyams, Sce. Katelyn Crabb, zdj. Yaron Levy, muz. Nima Fakhrara, prod. Miramax Films, Outerbanks Entertainment, wyst.: Gideon Adlon, Dylan Sprayberry, Jane Adams


Chłopiec, kret, lis i koń

Proste, rozczulające oraz animacja jako lek na niewrażliwość w czasach zamieszek czy kłamstw polityków. Na uwagę zasługuje oryginalna strefa wizualna - ręcznie rysowana, bez dodatków komputera, bez sztucznych barwników, co sprawia, że zyskuje duszę, w przeciwieństwie do korporacyjnej próżności. Ostatnio ponarzekałem na gatunek dla dzieci, bo nie byłem zadowolony z ,,Pinokia'', gdzie materiał książkowy został potraktowany po macoszemu, gdzie banał gonił banał, a nieśmiertelność tytułowego chłopca przejrzałem jako niezręczny żart z twórczości Carlo Collodiego. Z karykaturalnymi antagonistami. Z tamtej produkcji bił autentyczny chłód i demoniczność. 


Tutaj mamy piękny powrót, do tego, co w animacji najpiękniejsze, czyli nadzieję na to, że samotność nie jest zgubna, a przyjaźń pustą obietnicą. Poznajmy małego chłopca, który zgubił się w lesie oraz marzy o powrocie do domu. Na ścieżce znajduje sympatycznego krecika, z którym łapie dynamiczny kontakt w pierwszych orzeczeniach. Niebawem zjawia się groźny lis, ale nic bardziej mylnego, w rzeczywistości okazuje się klasycznym wilkiem, który nie odnalazł ukojenia w pojedynkę, jako zwierzę koczujące za pokarmem. Nasi zwierzęcy bohaterowie pomagają zagubionemu chłopcu w podróży - samemu ucząc się, że czasem to, czego szukamy, właśnie otrzymaliśmy. 

Krótka animacja, ale naprawdę poruszająca najprostsze tematy. Bez udziwnień i popkulturowych odniesień, które w nowych animacjach przesadzają z tym swoim oddziaływaniem, przez co tracą własnego ducha, i są nieznośnie opryskliwe. Nie ma tu nadmiaru wrażeń oraz przebodźcowania, które były bolączką nowego ,,Kota w butach'', i choć jest to skromna rzecz, bardzo czule rozprawia się z naszymi lękami, o tym, że pierwszy kontakt potrafi być mylny czy pozorny, jak przyjaźń rodzi się z prostej troski o drugą osobę. Nie ma tu żadnego szantażu emocjonalnego, tylko czysty blask kadru rysowanego. Prawdziwa perła, i animacje, jakich poszukuję osobiście w codziennym życiu. 

Wielka Brytania/USA, 2022, 35'

Reż. Peter Baynton, Charlie Mackesy, Sce. Jon Croker, muz. Isobel Waller-Bridge, prod. Bad Robot, wyst.: Idris Elba (głos), Gabriel Byrne (głos), Tom Hollander (głos), Jude Coward Nicoll (głos)


Duchy Inisherin 

Niektórzy reklamują go jako czarną komedię, ale jestem daleki od wybuchowego śmiechu. Przelała się gorycz, niezmierny pesymizm na skraju rozpaczy, jak ludzkość jest prymitywna w grach od półsłówek. Irlandia, czasy wojny domowej. Nawet figurka Matki Boskiej rozkłada ręce na rozstaju dróg i jest zmieszana, dlaczego przyjaciele przestali zwracać się do siebie, życzliwie oraz z sympatią. Lądujemy na małej wysepce, gdzie rozchodzą się plotki, jakoby Colm przestał być dobrym znajomym Padraica. Jeszcze wczoraj jako wierni druhowie, a dzisiaj wrogowie, którzy nie potrafią sobie wybaczyć, iż stanęli w impasie uczuciowym. Ni z gruszki, ni z pietruszki, Colm wyjaśnia, w mało przekonujący sposób, dlaczego przestał chodzić do pubu z najlepszym kumplem. Jak powiada ,,Jest nie interesujący''. Czy to niezastanawiające, że Colm podrzuca nam tak idiotyczny trop? Że ktoś jest nie interesujący? Tak nagle - bez ostrzeżenia? Co się zmieniło? Twórca nie chce powiedzieć, bo wokoło widzimy napięcie społeczne. Nikt nie chce się wtrącać, ale, niezamierzenie, wtrącają się wszyscy. Stara kobieta - najprawdopodobniej wiedźma - służy jako zły omen, siostra Padraica nie znosi, gdy zwierzęta krzątają się w domu, więc wyrzuca je na zewnątrz. Kolejna lampka ostrzegawcza, że niemal każdy zaczyna się odizolowywać...


Film, w którym mizantropi mają pretekst, by podkręcić nienawiść do ludzkości. Gdyż kipi od błahych kłótni, naginania rzeczywistości pod osobisty charakter, gdzie tłumiony gniew prowadzi do bratobójczej wojny, a uchowane urazy nie zostają wypowiedziane na głos, co mszczą się prowadząc do samozagłady wewnętrznej. Mało kto nie jest przewrażliwiony na własnym punkcie. Nieustanne docinki, bluźnierstwa oraz niepoprawne zdania na temat mieszkańców małej wioski. Doprawdy, jeśli ktoś odnalazł w tym komedię - gratuluję, bo mam odmienne zdanie. To katorżniczy portret, dokąd prowadzi zaślepienie konfliktami, w tym wypadku, na skalę lokalną, gdzie ludzie płaczą, nie dlatego, że stracili najlepszego przyjaciela, ale dlatego, że sami nie potrafią być lepsi. Bohaterowie niczym tytułowe duchy snują się w nadziei, że znajdą odpowiedzi na nurtujące pytania, lecz poczciwy Padraic jest przewrażliwionym chłopem, który musi stanąć twarzą w twarz z tyranem, którego nie interesuje własne cierpienie, przez co sam staje się osobą nieinteresującą. 

Ciekawa produkcja, która potrafi prowadzić do kilku tropów: zarówno na płaszczyźnie inscenizacyjnej, czy historycznej. Z racji, że mamy do czynienia z folklorem irlandzkim łatwiej zrozumieć niesnaski, ale nawet bez tych akademickich bzdur daje coś od siebie. Kino ma tę przewagę, że nie musi być dosłowne, nie musi odpowiadać na żadne pytania, nie musi odkrywać sekretów i nie musi być łatwe w odbiorze. Tutaj upatruję największy sukces tego dzieła, dlaczego zbiera wysokie oceny oraz pochwały, bo nie idzie utartymi szlaczkami, i nie chce iść na łatwiznę, byś poznał powód, dlaczego przyjaciele stracili do siebie, rzekomo zaufanie. Nie będę wymieniał wad, bo nie liczą się na tle udanego obrazu - jedyne zastrzeżenie mam do tego, że potrafi być przerysowany w taki teatralny, groteskowy sposób, który zabiera mu szerszą skalę, żebym został poruszony. Nie płakałem na seansie, nie śmiałem (raz lekko, nie wiem czy to zaliczyć?), ale przyjemnie mi się go analizowało pod kątem marionetek fabularnych, przez drobne insynuacje, i z takimi małymi szczegółami, na które nie każdy musiał patrzeć. Dlatego polecam, byście sami sprawdzili, czy są to duchy, czy tylko piskliwe duszki, które nie potrafią zaznaczyć swojej obecności. 

Irlandia, Wielka Brytania, USA, 2022, 114'

Reż. Martin McDonagh, Sce. Martin McDonagh , zdj. Ben Davis, muz. Carter Burwell, prod. Blueprint Pictures/Film 4/Fox Searchlight Pictures, wyst.: Colin Farrell, Brendan Gleeson, Kerry Condon, Barry Keoghan

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz