Pierwotnie ,,The Boys'' powstali jako satyra na przemysł komiksowy z superbohaterami. Garth Ennis - wówczas jako doświadczony scenarzysta postanowił się zemścić na chłopakach w rajtuzach. Niwecząc ich starania walki ze złem. Kontrowersyjny artysta znany z ,,Kaznodziei'' - o księdzu, który więcej przeklinał oraz wychylał do gardła zawartość z procentami niż głosił ewangelię jawnie daje do zrozumienia, że nie cierpi latających nadludzi, z pozaziemskimi mocami. Postanowił odpalić bombę bez licznika i wysadzić całe to pokolenie z mylnym wrażeniem, że superbohaterowie są nieomylni bądź doskonali.
Moja przygoda z komiksowym ,,The Boys'' zakończyła się na tomie czwartym. Z wielu powodów. Seria przestała bawić, tytułowi chłopacy nie respektowali prawa, byli obojętni i stali się nad wyraz nieinteresujący. Jako czytelnik szybko zdałem sobie sprawę, że Ennis, co wyśmiewa się z komiksowych celebrytów przeszedł w karkołomny scenopis zmierzający donikąd. Okazało się, że obrazoburcza, pełna szaleńczej megalomanii przemoc na dłuższą metę nie sprawuje się pomyślnie dla jelit, a robienie z superherosów umysłowych debili nie ma podstaw, by ciągnąć to w nieskończoność. Problem branży komiksowej polega na tym, że autorzy nie wiedzą, czym jest limit. Komiksy superbohaterskie to jedna, nieprzespana telenowela, która ciągnie się dekadami i nigdy nie zmierza do definitywnego finału.
Sam serial oparty na powieści graficznej nie jest wzorowo prowadzony. Liczne odstępstwa od oryginału, balansowanie między krytyką kapitalizmu, dostarczaniem fałszywych informacji medialnych, a powszechnym uwielbieniem do nadludzi w spandeksie. Co by nie mówić - materiał źródłowy dawał do zrozumienia, że autor widzi ich jako dewiantów, zboczeńców i psychopatów. ,,Superbohaterszczyzna'' według Ennisa została skumulowana do niewybrednych żartów, obarczonego seksizmem, kultury gwałtu i świętokradztwa. Garth nigdy nie należał do najbardziej wysublimowanych artystów - groteska, flaki, powszechny bunt na cnoty religijne, na wierzenie w bogów i w ludzi występujących w mass mediach. Nigdy nie byłem fanem takiego podejścia do sprawy, ponieważ wszystko wydaje się przerysowane, niemal komiksowe, jak komiksowi są panowie w pelerynach na okładkach albumów. I z serialem mam podobnie, jak z graficznym ,,The Boys''. Gdzieś w połowie drugiego sezonu przestało mnie to obchodzić - karykatura rzeczywistości stała się passe, a wtrącanie trywialnych hasełek, by nabijać się z umysłowych impotentów brzydko się starzeje, i w moim odczuciu nie ma powiewu świeżości. Pozostała kalka, taniość, gore i łatwość, by sprowadzić Supermana do socjopaty z ego na miarę Duke Nukem.
Serial poszedł w dziwną stronę - zaczęła panować męska nagość, gdzie krytyka ruchu LGBT idzie w parze z parami, które są homoseksualne. Niby twórcy nabijają się z neonazistowskiej ideologii, czarnuchów, którzy nie mają przywiązania do korzeni, ale to jest toporne, jak uwodzenie kobiet, które cię nie pragną. Mam wrażenie, że po trzech odcinkach nowego sezonu zmęczyłem się krytyką lewactwa, dzieciaków, którzy chodzą na bezmyślne produkcje o ludziach, którzy żyją na kartkach komiksów, a nie w realnym komponencie. Niczym asemblacja tych, którzy nienawidzą superhohaterów i gardzą tą branżą od pokoleń. Naturalnie - są osoby, które chętnie i namiętnie wezmą do rąk pakiet komiksów z niezniszczalnymi panami z kosmosu, a odpaleniem ,,The Boys'', by zobaczyć drugą stronę barykady, by wyśmiać tałatajstwo, które myśli, że superbohaterowie to coś więcej niż produkt popkultury, wielkich, molochowych korporacji i zgarniania pieniędzy na czytelnikach. Ten problem również poruszył Garth Ennis w swojej pracy, ponieważ w trzecim tomie otrzymujemy gorzki rozrachunek z branżą komiksową, która stawia na model szybkiej gotówki, aby promować superbohaterów, którzy podbijają publiczność - a mniej ważnych wrzucić do worka ,,niechcianych'', którzy nigdy nie przebiją się do pierwszej ligi. Bo taka jest rzeczywistość, kto słyszał o Red Tornado, Ambush Bug, albo Plastic Man w fabryce DC? To zabawki, które zabiegają o atencję. Jedni są wykorzystywani notorycznie, jak Batman czy Spider-Man, gdy inni gniją na zapleczu i nie są wystarczająco wykorzystywani w dziełach obrazkowych i na ekranie.
W dodatku jestem zmęczony negatywnym wizerunkiem Supermana - jest tego za dużo (piję do ,,Injustice'' oraz ,,Invincible''). Ostatnio robią z tej postaci jedynie zapatrzonego w siebie ojca ludzkości, który sprawuje władzę nad malutkimi stworzeniami, którzy nie mają rentgenu w oczach, nadludzkiej siły, kuloodpornego ciała czy słuchu lepszego od zwierząt. Wiele osób myśli, iż to słuszne, że Superman jest krytykowany jako obca siła, która, gdyby mogła, zniszczyłaby każdego, kto stanie mu na drodze - kompletnie zapominając, że klasyczna wiara Człowieka ze Stali nie polega na czuciu się lepszym od innych. To właśnie on jako pierwszy pokazał, że superzdolności niczego nie ułatwiają. Inteligencja emocjonalna jest ważniejsza od intelektu, a wielka władza czyni nas podatną na deprawację. Superman jest wielki nie dlatego, że przemierza galaktyki z wielką prędkością - on nie stracił dziecięcej wiarygodności, zamiłowania do pomagania słabszym. Jest taka piękna scena w albumie komiksowym ,,All-Star Superman'', gdzie potężny Człowiek ze Stali ratuje młodą dziewczynę od samobójstwa. W tej jednej chwili jest większym bohaterem niż wszyscy ci, którzy wojują mieczem, niszcząc miasta w obronie uciśnionych. To także jeden z tych uczciwych bogów, który przyznał się do błędu, przez co sam wygnał się z Ziemi.
Jak widać - spowszechniała mi krytyka na superbohaterów. Serial zdążył przekroczyć tabu, niedostępne dla większości komiksów, jakie czytałem. To wciąż zgrabna satyra, nieco jednostronna i bez wielkich emocji. Może to czas, by wrócić do korzeni i przestać udawać, że superbohater to mit, którego nie prześcigniemy. Dla mnie ,,The Boys'' staje się jeszcze jedną produkcją, która idzie w negatywny stosunek do branży, jakże uzasadniony, bo sam nie cierpię większości komiksów o ludziach ze snów. Kolejny serial, który stał się zapychaczem i już nic nowego nie powie. Garth Ennis może ma rację, że w prawdziwym świecie superbohaterowie to wylęgarnia patologii. Ludzi, którzy na wysokich stanowiskach czują się za mocni, przez co nie potrafią wejść w stan psychiczny szaraczków. To jest ta cienka granica między bycia bogiem, co decyduje o każdym kroku i posunięciu, a jednocześnie nie stracić czucia na rzeczy ważniejsze niż samolubne zwierciadło, które odbija nasze twarze, a nie tych, którzy stoją z boku.




0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz