sobota, 18 czerwca 2022

Trzy na jednego #4

 

Kadr z filmu ,,Czarny telefon''

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Czarny telefon 

Utrapienia z amerykańskimi horrorami ciąg dalszy. Sezon letni uważam za otwarty, który sprzyja mrocznym opowieściom, przerażającym anegdotkom do wspólnego ogniska nad brzegiem jeziora. Jeśli jest coś, co trwa regularnie, to coroczny maraton filmów grozy w kinie i w domowym zaciszu. Gorzej, kiedy horrory przestają bawić, albo trafniej ujmując - zaczynają skrzyć nieudolnością. ,,Czarny telefon'', to brzydki kuzyn tanich dreszczowców, który wszystkie karty odkrywa, jak na zawołanie. Od początku do końca mini-przebieg po schematach scenopisarskich. O, losie, od czego zacząć? Hałaśliwe, nieznośne dzieciaki? - zgadłeś. Zboczona, psychopatyczna maska przestępcy? - no, żebyś wiedział. Nadnaturalne zdolności? - daj spokój, pan Stephen King coś o tym wie. Wulgaryzmy i przekleństwa? - no, kochani, bez tego, jak bez tlenu. Niecharyzmatyczny przeciwnik? - sprawdziłem to za was i nie jestem dumny. Policja, to nieudolni służbiści utrzymywani z budżetu płacowego? - ha, klasyka, co? Dłużej zajęłoby opisywanie negatywnych cech nowego filmu twórców ,,Sinistera'', ale żeby nie ,,najeżdżać'' na produkcję zbyt ostro postanowiłem wymienić rzeczy, które się udały lub uważam za przekonwertowane. Miło zobaczyć, że Ethan Hawke kojarzony z pozytywnymi charakterami z ekranu wcielił się w czarną postać, porywacza dzieci, który zamyka nastolatków w obrzydłej, zmierzłej piwnicy gdzieś na przedmieściach dużego miasta. 

W ,,Sinisterze'' grał ofiarę, a teraz, jak nigdy - zakłada maskę, jak jego poprzednicy w tym gatunku. Wyliczając Michaela Myers, Leatherface, Jasona z serii ,,Piątek trzynastego'', Dollface - wymieniać dalej? Maska stała się synonimem groźnego socjopaty czekającego na twój upadek. Za to nieśmiały chłopiec zmierzy się z własną słabością, lękami, gdyż będzie skazany na siebie, gdy wyląduje w zatęchłej dziurze z pryczą pod okiem porywacza. ,,Czarny telefon'' zrzyna niemiłosiernie z motywów ,,To'', gdzie zabójca porusza się vanem, stoi z czarnymi balonami i prześladuje dzieciaki wychodzące ze szkoły. Młodzież ukazana jako tępaki, które lubią się wozić, zgrywać ,,ważniaka'' oraz popisywać ograniczonym zasobem słów. To jest to, czego nie znoszę w amerykańskim kinie - tej spłaszczonej psychologii, tandetnej rzeczywistości odbitej w krzywym zwierciadle. Niczym w ,,Pile'' - większość seansu odbywa się w jednej przestrzeni. W zapyziałej piwnicy, gdzie wisi tytułowy czarny telefon, który ponoć nie działa, ale z jakiegoś powodu dzwoni (!). Podziemne mury okaleczone wskazówkami, jak wydostać się z pułapki osiedlowego zboczeńca z maską na brudnej twarzy. Policja w Denver nic nie robi. Kartki poprzylepiane do słupów z informacją ,,Zaginione dzieci'' mają chyba wystarczyć, żeby ktoś przejął sprawę. I dodaj proszę dziewczynkę o nadnaturalnych zdolnościach, co przewiduje w snach, gdzie ukrywa się porzucone zwłoki porwanych małolatów. To niewiarygodne, że tworzą horror, który jest przewidywalny jak zupa żurkowa w wojsku. Co byś nie zrobił - nie dasz rady, aby go nie odczytać. Schemat, który wystarczająco został wyeksploatowany w latach 80. czy 90. XX wieku, a oni dalej w to brną, jak zaczarowani. 

Chciałbym czuć się oczarowany, ale nie dam rady. Już wolałem niedawno wyświetlany ,,X'' - typowy slasher, który nie udawał, że jest tani i pozbawiony błędów, ale przynajmniej miał ciekawą formę, błyskotliwy komentarz religijny. I co by nie pisać - wiarygodny problem seksualizacji we współczesnym świecie. A w ,,Czarnym telefonie''? Nie ma absolutnie nic! Żadnej wzmianki o postępującej pedofobii, o jakimś zabarwieniu sarkastycznym na temat chorej psychiki ludzkiej, która ukrywa się za maską. No nie ma nic, no! Cokolwiek twórcy by wrzucili czułbym się lepiej, a tak, co? Obejrzałem, przetrwałem seans z mieszaną miną i zapomnę, jak gdyby nic się nie stało. Nie wiem, jak prezentuje się oryginał, ponieważ dzieło zostało stworzone na podstawie opowiadania, ale nie sądzę, aby materiał został wykastrowany z lepszych pomysłów. Nie chce mi się wierzyć, że literatura grozy, to walenie brudną szczotą od sedesu w twarz odbiorcy, którego uważa się za idiotę, dla którego zrobienie czegokolwiek w minimalny sposób bez błędnej, miniaturowej psychologii to szczyt ejakulacji podczas szybkiego kartkowania w czytaniu.

USA, 2021, 102'

Reż. Scott Derrickson, Sce. Scott Derrickson, C. Robert Cargill, zdj. Brett Jutkiewicz, muz. Frederic Thoraval, prod. Blumhouse Productions / Universal Pictures, wyst.: Ethan Hawke, Jeremy Davies, James Ransone


The Calm Beyond

Po raz wtóry znajdujemy się na małej przestrzeni, ponieważ historia przekabaca się w postapokaliptyczny Hong-Kong, gdzie świat zalało tsunami, a nasza kobieca protagonistka stara się przetrwać w niesprzyjających okolicznościach. Kameralne kino, z niskim budżetem i bez szokującej treści. Raczej kanoniczna wizja po katastrofie naturalnej. Klęska żywiołowa sprawiła, że zniknęły sklepy, nie trzeba chodzić do pracy, ale za to woda oblepiła i zatopiła cywilizację. Rabusie mkną łodzią po pustych domach, a kobiecina prosta potulnie żyje z dnia na dzień wyławiając paczki z wyżywieniem czy z jakimiś atrybutami codziennego użytku. Historia nie za bardzo skupia się na samym dramacie, jak zmieniła się Ziemia. To w dużej mierze konfrontacja z tym, co utracone i czego nie docenialiśmy, gdy mieliśmy na wyciągnięcie dłoni. Do jej skromnego ,,mieszkania'' wpada dziewczynka, z którą próbuje nawiązać kontakt. Choć nie jest mile widziana, gdyż przywiązała się do samotności i brakiem obcych w kamiennej twierdzy. Nie powiem, czy warto na wstępie. To kino mało zajmujące, które niczego nie wyjaśnia, a od akcji woli wplatać w gorsetowe rozmowy - pełne niezamierzonego napięcia, złośliwości, uczuć, które nie potrafimy wykrzyczeć z gardła. Jeśli lubicie kino ,,gadane'' - lepiej zmieńcie kanał. W większości otrzymujemy długie sekwencje ciszy, próby maskowania ,,nic nie dziania się'' zlepkiem czynności, które na dobrą sprawę nie popychają fabuły do przodu, niczego nie dowiadujemy się na temat, jak funkcjonuje nowa rzeczywistość. Obiektyw skierowany jest ku Ashy, a następnie małej Hei, gdy się pojawia i czyni film znośnym, kolorowym. Robi się zabawniej. Jest to jedyna relacja przez cały seans. Maglowanie o rodzinie w sentymentalnej prozie. Bez subtelności czy wyrafinowanego profilu psychologicznego. 

,,The Calm Beyond'' ma zasadniczo dwa duże problemy i kiepskie zakończenie. Jest stanowczo mało wyrazisty. Reżyseria pozostawia wiele do życzenia - montaż jest niechlujny, tempo nierówne, zdjęcia bezbarwne, a kiedy już zaczyna się akcja, to w zasadzie kończymy tę przygodę z niczym. No bo sami nie wiemy, o czym to miało być. O końcu jutra, które przejdzie bez echa? O nikłych relacjach z bliźnimi? Zatraconej komunikacji społecznej? O utracie tożsamości ludzkiej? O tym, że świat zwariuje i nie ma żadnej nadziei na przyszłość? Nie wiem. Zastanawiam się do dziś, choć od premiery minęły dwa tygodnie, kiedy to oglądałem? Ciężko mi powiedzieć, co nie zagrało. Jest próba zrozumienia Ashy, która zabunkrowała się i wyizolowała od społeczeństwa, mamy tę sympatyczną dziewuszkę, co sprawia, że kino jest mniej drętwe, żywsze i bez agonii wewnętrznej. Ale finał to tandeta, jak cholera, za przeproszeniem. Mam uwierzyć, że bezbronna kobieta nagle poradziła sobie z silnymi mężczyznami w formie zbiorowej? Nie chce nic mówić, ale robicie z widza pajaca. Z cichej, wycofanej kobiety robimy superwoman? Poważnie, mam w to uwierzyć? Z kameralnego kina w superbohaterski kicz? I to jest właśnie mój największy zarzut. Brak precyzji. Albo robisz świadomie kino małego formatu, albo robisz sobie sieczkę nie przejmując się logiką zdarzeń. Tymczasem chcesz jedno i drugie - to zazwyczaj nie działa. Przepraszam, ale nie działa. 

Hong-Kong, 2020, 95'

Reż. Joshua Wong, Sce. Heather Gornall, zdj. Nathan Wong, muz. Jeff Caylor, Joshua Wong, prod. The Laundromatte, Endless Media, Option Four, wyst.: Kara Wang, Sarinna Boggs, Terence Yin


Boscy 

Zapewniam, że będą sprzeczne emocje. Jedni widzowie uznają to za tyradę i miałką krytykę branży filmowej. Drudzy będą się śmiać ze śmietanki towarzyskiej - od aktorów, którzy chcą uchodzić za światowców, po filmowców, którzy wierzą, że kino zmienia oblicze świata. Penelope Cruz jest jak wino - im starsza, tym lepsza. Mam wrażenie, że jej warsztat sceniczny z wiekiem osiągnął niemal boską doskonałość. Gra ciałem, dobrany rytm do wypowiadanego słowa, gestykulacja, natężenie podskórnych emocji - czuć, że jest wybitną damą w przemyśle filmowym. Dla wielu z was może okazać się monotematyczny i mało przebojowy (poza zaskakującym finałem, gdzie jadą po bandzie i drwią z koleżeństwa wśród aktorów). Poniekąd jest wyrachowany, wykuty z szablonów, wyciosany z prostych archetypów, banalny, a jednakowoż retoryczny. Kiedyś Robert Altman - nielubiany przez Hollywood - w ,,Graczu'' z 1992 r. zrobił podobną sztuczkę. Wyśmiał amerykańskie myślenie, jak kręcić kino, wyśmiał studia filmowe, dobór aktorów do ról, gdzie pieniądze przesłaniają zdrowy optymizm, a kino artystyczne zostało przedstawione jako ,,nie dla widzów'' według wizji brzuchatych mędrców dużych wytwórni. Altman, który zawsze był niechciany we własnym kraju pokazał od wewnątrz biedę intelektualną tamtejszej schedy. Kino amerykańskie się nie zmienia, bo producenci nie chcą zmieniać branży, i nikogo nie obchodzi wartość, ale ilość dolarów na koncie. Już w pierwszej scenie nawiązuje do mastershota z ,,Dotyku zła'', by potem podkręcić tempo i sypać znanymi twarzami w trybie szybkiej kampanii wyborczej. Tutaj tego, co prawda nie ma, bo ,,Boscy'' nie bawią się w tropy interpretacyjne i nie szykanuje własnego kraju w podejściu do kina, ale raczej do branży filmowej podchodzi, jak do brzydkiego obowiązku, gdzie znajomości są ważne, aktorzy zbyt czuli na własnym punkcie, a sceny kręcone w groteskowym tonie. Wszystko ma być zrobione podług cudzej wizji, zabijając spontaniczność w ludzkim genotypie.


Kino minimalistyczne, skarcone długimi dialogami, pracą na planie w komicznym zaprzężeniu. Gdzie nagrody filmowe lądują w zgniatarce, aktorzy są wykpieni do gołej nitki, a rzeczywistość filmowa wwiercona w pandemiczny kabaret, w dziwny obrzęd, gdzie urzędują władcy spektaklu i ich wykonawcy. Bez wielkich fajerwerków, z odrobiną wymuszonego humoru ze śmietnika. Chwilami bywa metodyczny, jak to aktorzy, którzy stosują triki i automatyzmy. Czasem jest to śmiech gorzki i przykry, a chwilami oczyszczający, by zrozumieć, że branża filmowa potrafi być brutalna, jak inne ciężkie zawody. Bez sublimacji fabularnej, za to reaktywny, gorączkowy, ale przygaszony, kiedy trzeba. Nigdy nie powiem, że to wielkie kino, bo wyśmianie czegoś z sarkastyczną nomenklaturą, to trzeba potrafić, i być znakomitym krasomówcą, a to ledwie wierzchołek góry lodowej. Śmiać się z branży artystów można na wiele sposobów, i w ciekawszej odsłonie, jak czynił to Banksy w kultowym dziele o jego osobie twórczej w ,,Wyjście przez sklep z pamiątkami''. Jeśli, podobnie jak ja - lubicie czasem pomarudzić na to środowisko, i chcielibyście widzieć, jak tonie w absurdzie niepowagi, to ,,Boscy'' wystarczą, by na chwilę wbić szpilkę w tych wszystkich hochsztaplerów, którzy myślą, że jak są sławni i rozpoznawalni, to automatycznie wiodą bardziej interesujące życie od was. Tymczasem rzeczywistość weryfikuje nasze wyobrażenia - aktorzy potrafią być paskudni prywatnie, a sztuka, za którą poszliby w ogień, to zwyczajna ściema. Nagrody filmowe nic nie znaczą, a świat nie zmieni się pod wpływem kolejnego filmu wyświetlanego w kinie. 

Hiszpania, 2021, 114'

Reż. Mariano Cohn, Gaston Duprat, Sce. Mariano Cohn, Gaston Duprat, Andres Duprat, zdj. Arnau Valls Colomer, muz. Alberto del Campo, prod. The MediaPro Studio, wyst.: Penelope Cruz, Antonio Banderas, Oscar Martinez

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz