niedziela, 15 maja 2022

Trek to Yomi - Hołd dla kina samurajskiego

 


Nadciąga gniew Bushido. Nie ukrywam, że ,,Trek to Yoimi'' był jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji tegoż roku. Tęsknie za kinem jidai-geki (za dramatami historycznymi o samurajach). W repertuarze sali kinowej nie uświadczymy tego szlachetnego gatunku filmowego - a szkoda, bo jednak są to historie uniwersalne, na wskroś męskie i tradycyjnie wzbogacone wierzeniami dawnych kultur. Na pomoc ,,wybiegły'' gry wideo, które w ostatnich latach coraz częściej sięgają do epoki azjatyckiego feudalizmu. Jedno z nielicznych medium, które stara się wyjść ręką do społeczności, co ze wzruszeniem wspominają wielkie, epickie przygody na dużym ekranie: zaczynając od Akiry Kurosawy (Sanjuro, Siedmiu samurajów, Straż przyboczna), Masaki Kobayashi (Seppuku, Bunt, Gospodarz stadniny), Hideo Gosha (Honor samuraja, Trzech wyjętych spod prawa samurajów, Miecz bestii) czy kończąc na Hiroshi Inagaki (Opowieść z zamku w Osace, 47 wiernych samurajów, Życie pewnego szermierza). Lista jest długa i szeroka, ale nie będę robił wyliczanki, gdyż nie o to chodzi. Chciałem jedynie przypomnieć, że to gatunek, który robił furorę, a dla wielu filmoznawców czy widzów - są to tytuły znane i powszechnie lubiane. 

Nasza przygoda zaczyna się w dojo. Przejmujemy rolę Hiroku, co uczy się sztuki obsługiwania bronią sieczną. Taki mały samouczek wprowadzający do gry, co pozwoli nam siekać przeciwników na potęgę. Broń biała będzie głównym narzędziem destrukcji napływającej fali nieprzyjaciela. Z czasem dojdą mniejsze ostrza, jak shurikeny albo łuk, z którego raczej nie będziemy korzystać. Nasz mistrz prędko zostaje wezwany, a nasza nauka przerwana. Opuszcza salę treningową, a my ruszamy jego śladem niedługo później, by dowiedzieć się, że zaatakowano wioskę. Oś fabularna - w dużym uproszczeniu skupia się na motywie pomsty za poległych braci, odnalezieniu Aiko (córki senseia) i zgładzeniu Kagerou, któremu marzy się chwała czy triumf w zalewie krwi. To, co od razu rzuca się w oczy, to nałożony filtr. Czarno-białe zdjęcia dekorujące poziomy, niemal kopiowane ze starych filmów o kodeksie wojownika. Składanie hołdu dawnemu kinu spod znaku jidai-geki - brnąc po kostki w czerwonej posoce, ratując pobratymców od rychłej śmierci, by powstrzymać szaleństwo z rozkazu Kagerou, który nie ma litości dla kobiet czy starców. 

Wyprawa do Yomi, czyli do krainy ciemności ma zasadniczo dwa etapy. Pierwszy skupia się na podążaniu za mścicielami oraz okupantami. Wyrzynając w pień hołotę i samurajów bez honoru. W drugiej części trafimy do tytułowej Yomi, gdzie przyjdzie nam się zmierzyć z cieniami, z duchami przodków - nie raz dokonując wyboru, czy chcemy podążać ścieżką zemsty, która prowadzi na zatracenie. Czy może pójść ścieżką Bushido - kierując się zdrowym współczuciem. Ratując pozostałości, wieśniaków czy od śmierci towarzyszy. A może podążysz ścieżką ukochanej, i tylko dla niej poświęcisz swój mundur i przywiązanie do obowiązku?


Jak na opowieść, gdzie głównie chodzimy w lewo i w prawo ubijając bliźnich - dostajemy zaskakująco mało możliwości posługiwania się bronią do zadawania ran. Ledwie parowanie i ciosy z kontrataku. Trochę brakuje bardziej zaawansowanego modelu wywijania szabelką. Mierzenie kataną w zastępy wrogów jest mocno ograniczona, to powoduje, że tytuł jest stosunkowo łatwy i przystępny dla amatorów gier wideo. Cóż - nie mogę ukrywać, że jeśli chodzi o sztukę szermierstwa niedoścignionym wzorem pozostaje ,,Bushido Blade'', gdzie walka zbrojna czyniła z pojedynków prawdziwe pole bitwy. Brakuje mi takich tytułów, gdzie czułbym ciężar oręża i wyzwanie. Na pewno cieszy, że autorzy nie poszli w ciężką cenzurę, i na placu wojny uświadczymy tryskającą ciecz z powalonego przeciwnika, a niekiedy ostrą dekapitację (odpadające głowy na podkreślenie krwawych starć). ,,Trek to Yomi'' ładnie oddaje hołd starej szkole filmowej i buduje klimat poprzez środki pogodowe: burza piaskowa, deszcz, nocne światła, wiatry i dym. Kadrując monochromatycznymi barwami przyprawia o prawdziwy horror i zgrozę, kiedy stos trupów rośnie pod drewnianymi chodakami (tzw. geta). W tle pali się stodoła, a wisielce wiszą smętnie nad głowami. 

Mimo, że tytuł nie odnosi się bezpośrednio do żadnej epoki - tłumnie korzysta z mitologii japońskiej. Wierzenia w shinto, podążanie ścieżką kami - za bóstwami oraz duchami (z którymi zmierzymy się w samej Yomi). Tam natkniemy się na tradycyjne Yurei (duchy, które nie zaznały spokoju w życiu pozagrobowym). Zresztą wizja Yomi według twórców to miejsce przeklęte, gdzie dotyka plaga, grzechy przodków czy nieczyste sumienie. Jeśli chodzi o realia historyczne, których praktycznie nie ma w grze, to proponuję dla odmiany obejrzeć niedawno wydane anime z 2021 r. ,,Heike Monogatari'', które dzieje się pod panowaniem klanu Taira w XII-wiecznej Japonii (powstał również film u schyłku tej epoki przez wielkiego filmowca z kraju kwitnącej wiśni - Kenji Mizuguchi'ego pod tytułem ,,Legenda klanu Heike'' z 1955 r.). A gdyby było wam mało, i jeśli nie boicie się czytać mangi, to mam dla was dwie niespodzianki. Zajrzeć do serii o ,,Samotny wilk i szczenię'' stworzoną przez Kazuo Koike czy jedną z moich ulubionych opowieści rysowanych w duchu samurajów, czyli ,,Blade of the Immortal'' (w Polsce wydane przez Kotori jako ,,Miecz nieśmiertelnego'') stworzona przez Hiroaki Samura. Co prawda powstał film, na bazie komiksu, ale nie wiem, czy jest dobry, bo nie widziałem.


Wracając do tematu - grę odpala się z japońskim dubbingiem, żeby podkręcić klimat i nie psuć wrażeń z obcowania z egzotyczną kulturą Wschodu. Z całym szacunkiem, ale ogrywanie tytułów, gdzie język odgrywa ważną rolę - nie może być inaczej, jak granie z polskimi napisami. Rzecz jasna - fabuła nie jest najważniejsza w tym tytule, ponieważ jest mocno ograna przez popkulturę i raczej niczym nie zaskakuje. To dosyć tradycyjny model budowania narracji - skupiony na prostych motywach kary i zemsty. Brak tej głębi znanej z innych fantastycznych tytułów o samurajach, jak ,,Soul of the Samurai'' (gorąco polecam, jeśli nie graliście), choć muszę przyznać, że jest bardziej spójna i ciekawsza niż oklepana trylogia ,,Onimusha'' od studia Capcom. Przede wszystkim odwiedzanie tytułowej krainy ciemności sprawia, że historia nabiera tempa i nie każe tłuc się z jednym rodzajem przeciwnika. Ile można lać bezbożnych samurajów ze słomkowym kapeluszem na głowie? Proszę was - dlatego odetchnąłem z ulgą, kiedy twórcy dają możliwość zajrzeć, co kryje się zza grobu. Odwiedzanie krainy umarłych, to wręcz oddech od wioski, stłuczonych ciał i spalonych domostw. Wędrujemy do świątyni, gdzie czeka wataha demonów, starych twarzy, które wylądowały w krainie śmierci. Żałując - jako bohaterzy - że nie zdołaliśmy ich ocalić od zatrważającego losu.

,,Trek to Yomi'', to także krótka przeprawa. Starcza ledwie na jedno popołudnie. Nie zamęcza gracza zadaniami pobocznymi, toną powtarzalnego szlachtowania, zbieraniem niepotrzebnych śmieci (choć szukanie artefaktów musimy uznać za ciekawostkę). To prosta, liniowa przygoda o odkupieniu, kodeksie Bushido, gdzie ostatecznym bossem jest postać zwyczajnie jednowymiarowa. Liczne zmiany ujęcia tworzą wyjątkowo filmowe doświadczenie. Oddalona kamera pozwala się zdystansować od wydarzeń i nie brać jej jako wewnętrznej wędrówki przez ciernie epoki w sandałach. Po premierze ,,Ghost of Tsushima'' próżno oczekiwać nowości i zmiany koncepcji. Bieganie od punktu do punktu (zapisy mamy przy kapliczkach) i rąbanie ciał w szaleńczej bitwie o przetrwanie. Nie zamierzam porównywać obu tytułów - także przez wzgląd na możliwości finansowe. ,,Ghost of Tsushima'' była grą większą i skierowaną pod masowego odbiorcy. Graficznie ,,Trek to Yomi'', to nieco przestarzała produkcja (kiedy przyjrzeć się z bliska), ale maskująca niedoskonałości oddaniem klimatów filmów Kurosawy, gdzie efekty pogodowe są źródłem budowania napięcia, a pojedyncze kadry zachwycają uroczystością i bogactwem Japonii. Efekciarsko robi się pod koniec zabawy, gdzie w zasadzie czekamy na starcie z Kagerou. Stylistycznie, to naprawdę imponujące dzieło: gra światłem, plany totalne, ,,podglądanie'' Hiroku z ukrytej kamery za deskami, zmiany miejsca przygody, aby nie odczuć ,,ciężaru'' tonowej czarno-bieli.

Przygoda, prawdopodobnie, na jedno posiedzenie. Aby wrócić do czasów roninów i groźnych mężczyzn z ich katanami i przysięgami. Jeśli tęsknicie, podobnie jak ja, za tymi pojedynkami w szermierce i za epoką dumnych samurajów - zajrzyjcie koniecznie. To krótka, za to intensywna przeprawa po mule, wzdłuż mostków i stosie ciał po ugodzeniu mieczem. Która, być może, niczego nie wnosi i bywa zbyt łatwa, mniej tragiczna od swoich filmowych odpowiedników. Natomiast jako krótkie przypomnienie, jak to było w starym kinie - nadaje się idealnie na odkurzenie płyt z wybitnymi filmami od największych filmowców w dziedzinie jidai-geki. 


Polska/USA, 2022

Producent: Leonard Menchiari/Flying Wild Hog

Wydawca: Devolver Digital

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz