czwartek, 9 grudnia 2021

Nowości: Psie pazury

 Nowości, to cykl skupiający się na produkcjach z ostatnich trzech lat: czyli od roku 2019 - 2021. To nieregularna seria, lecz mała odskocznia od starszych produkcji, nad którymi częściej się pochylam.


Chłodny, zimowy poranek, a na ekranie peleryna rozgrzanego słońcem rancza, na stołku reżyserskim doświadczona, wielokrotnie nagradzana kobieta, czyli Jane Campion, która, obok Łarisy Szepitki czy Chantal Akerman uznaję za najbardziej wpływową żeńską osobowość w świecie kina zdominowanego przez mężczyzn. Nie spodziewałem się, że utalentowana Campion przyćmi męskich weteranów w 2021 r. Nie spodziewałem się, że dostanę mocny, a jednakowo subtelny dramat w scenerii Dzikiego Zachodu, który mógłby rozgrywać się na naszych oczach, wśród betonowej społeczności, na przedmieściach (a'la Sam Mendes) czy w gorączkowej otchłani współczesności wypełnionej po brzegi straconymi szansami na szczęśliwy żywot. Oczywiście, to kino kobiece, uzupełnione męskimi słabościami oraz pogłębiające kontrast wojny płci. 

Witamy na ziemi dwóch braci, którzy prowadzą ranczo w Montanie (zachodnia część Stanów Zjednoczonych). Widoczny konflikt osobistości. Phil Burbank jest drapieżnikiem w stadzie, co uznaje wyższość własnego autorytetu, brat z kolei, George emanuje spokojem, wysłucha oraz pocieszy, a co ważne bierze kąpiel w wannie, w przeciwieństwie do Phila, który zarasta brudem i wiedzie klasyczny żywot ranczera oblepionego potem i sadzą. Na drugim planie wdowa z wrażliwym synem, co przygotowuje się do specyfikacji chirurga oraz kręci sztuczne kwiaty za pomocą technik artystycznych (wycinając ozdoby, przekształcając je w rośliny nasienne). Leniwy, ospały ton dyktują warunki przyrody, gdzie spęd bydła stanowi główne źródło utrzymania. Na pierwszy rzut oka: melodramat, gdzie George nawiązuje relację z Rose - która straciła męża w wyniku samobójstwa. Phila mamy za gbura, który rządzi się w każdej sytuacji podbramkowej, a syna wdowy traktujemy jak przykry okaz mamisynka, który nie potrafi odciąć się od maminej spódnicy.

Kameralna sceneria narzuca tempo wydarzeń. Długie, panoramiczne najazdy kamery, plan totalny sprzecza się ze zbliżeniami na piękne twarze kobiety i młodzieńca, kontrastując z nieogolonymi panami w szerokich kowbojkach, gdzie znój codzienności został otoczony przez liczne wzniesienia z planem ogólnym, gdzie aktorzy maszerują na drugim planie, by przedstawić sylwetki z ich chłodnym wyrachowaniem. Reżyseria Jane Campion to prawdziwe błogosławieństwo: śliczne kadry nie konkurują ze zwyczajem trudnej roli ranczera, ale dokładnie dopełnia obraz sielanki z brutalnością zwierząt, podrygujący kurz spod stóp koni skutecznie rozrzuca majestatyczny blask przyrody. Pod względem estetycznym otrzymujemy najwyższą szkołę prowadzenia aktorów za szkiełkiem obiektywu (idealny kandydat na warsztaty reżyserskie). Rzecz jasna - obraz dopracowany nie powinien stanowić pretekstu, aby nie dopełnić go zniuansowanym scenariuszem. 

Historia toczy się dwojako: przed małżeństwem, i po. Phil jest przeciwko instytucji małżeńskiej, ale ostatecznie będzie skazany nawiązać kontakt z żoną brata. Zważywszy, że osiedla się na Montanie z synem, który eksperymentuje ze zwierzętami, by pilnie przygotować się na studia medyczne. Głęboka niechęć Rosy do brutalnego zwierza w męskiej skórze sprawi, że nastąpi czysty konflikt na poziomie nieporozumienia, niezrozumienia drugiej osoby. George jako jedyny nie ma problemu dzielić życie między zatwardziałbym bratem, który w swej dzikiej naturze ukochał towarzystwo gór, jezior czy przejażdżki na przełęczach, a żoną, co popada w nałóg alkoholiczny, strach przed dzieleniem bliskości wśród ludzi, a nawet instrumentów muzycznych, bo otrzymujemy sceny z fortepianem, który ma przypomnieć jej o dawno porzuconych pasjach, która wypaliła się wraz z nerwicą dopadającą świeżo upieczoną żonę. Melodramatyczna struktura prędko kotłuje niewypowiedziane lęki. Wzmacnia obcość pośród mężczyzn, ich poukładanego zdrowia psychicznego, syna, który dorasta i zaczyna odcinać się od przerażonego charakteru matki stosującej nałożony bicz na relacje międzyludzkie. 

Panująca niezgoda udziela się wszystkim: na pozór chłodne postacie majaczą w kadrze. Jedyny, zdrowy kontakt pełen napięcia uosabia się w dzieleniu muzycznych nut, w dziedzinie zbiorowej opery: szczególnie w momencie, kiedy Rose siada do fortepianu, by ćwiczyć, a milczący Phil wyciąga banjo, by pokazać, że też potrafi poruszać ludzkie serca, i nie jest gruboskórnym zwierzęciem, za którego go ma (lub mianuje), gdy wszedł na scenę. Drobne sygnały poruszające, że Phil jest innym człowiekiem niż prezentuje kamera za plecami sprawia, iż autorka doskonale prowadzi grę z widzem, nienachalnie zmienia narrację w drugiej połowie filmu, kiedy osłania drugie oblicze, gdzie kryzys małżonki wystawia ją na pośmiewisko, a lodowaty chód kowboja przeistacza w przepiękny portret mężczyzny, od którego bije aura spokoju ducha i pewności, co do losu, który wybrał z własnej woli. Świadomość, oraz precyzja wymierzania sprawiedliwości, kim są ludzie z prerii ze Stanu Skarbów (inna nazwa Montany) wymyka się prostej opowieści, niczym nie skrępowana ukryta homoerotyczna drapieżność w przedsionkach zalesionych terenów odsłania głębsze baczenie na wrażliwość mężczyzn z biblijnego cytatu o psich pazurach. 



Cudowne portrety psychologiczne pogłębia dojrzały tercet aktorski: od Benedicta Cumberbatcha, który w roli Phila balansuje nad przepaścią, między zarozumiałym ranczerem, a subtelnym kochankiem, który ukochał dzikie pola natury i bezduszną przyrodę. Po Kirsten Dunst, która absolutnie sprawdziła się jako bojaźliwa żona, która ukrywa buteleczki z procentami przed mężem i dzieckiem. Kończąc na Kodi Smith, który z małego, bezradnego kaczątka przeistacza się w dorastającego młodzieńca, który jest bardziej odporny na krytykę niż jego rodzice. Dodatkowo Jane Campion w delikatny sposób łączy brutalność narodzin oraz piękno śmierci, nawet krwawe rany kontrastują z diabolicznie nasyconym kolorem w tęczówce kamery. Absolutna pochwała ,,Psich pazur'' nie bierze się znikąd. Nie dopowiada wielu rzeczy, gdyż wierzy w inteligencję widza, odnosząc się do poezji Marguerite Duras. Innej znanej scenopisarki czy pisarki: głównie melodramatów, które wnosiły świeżość do kina pochłoniętego męską dłonią. Mamy podobne podejście do tematu, gdzie romans został podany bez romansu, niczym w ,,Moderato Cantabile'', gdzie nic, ani nikt, nie jest taki, jakim się wydaje. 


Wielka Brytania,  2021, 125'

Reż. Jane Campion, Sce. Jane Campion, zdj. Ari Wegner, muz. Jonny Greenwood,  prod. BBC Films / New Zealand Film Commission / See-Saw Films , wyst.: Benedict Cumberbatch, Kirsten Dunst, Jesse Plemons, Thomasin McKenzie

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz