niedziela, 21 lutego 2021

Nowości: Obiecująca młoda kobieta

 Nowości, to cykl skupiający się na produkcjach z ostatnich trzech lat: czyli od roku 2019 - 2021. To nieregularna seria, lecz mała odskocznia od starszych produkcji, nad którymi częściej się pochylam.



,,Obiecująca młoda kobieta'' już teraz, przed premierą w Polsce (w kinach od 5 marca 2021 r.) zyskała kilka nagród, sporo nominacji i zaczynam dostrzegać niepokojący trend, że publiczność nagradza filmy, gdzie faworyzujemy psychopatyczne skłonności poznawcze i szaleństwo jednostki, która urasta do rangi samozwańczego mściciela, w imieniu ślepej sprawiedliwości, czy jak w przypadku ,,Jokera'', do tyranii w rzekomo słusznej sprawie. Nie bez powodu przywołałem ,,Jokera'', który narobił szumu w Stanach Zjednoczonych i toczyły się dyskusje, czy otrzymaliśmy ,,dojrzały'' portret maniaka i socjopaty z komiksów, a tymczasem jestem zawiedziony, jak publiczność dała się wmanewrować w niepoważne dysputy, że to społeczno-politycznie ważne kino. Popowa kultura potrafi niemal wszystko wrzucić do worka z ,,arcydziełami'', zapominając, że to tylko kalka filmów z lat 70. XX wieku z turpistycznymi scenami i teledyskową formą. 

Nie mam za złe, że produkcje są nagradzane, ale to jakaś krępująca moda na psychopatów stała się nieznośnie obleśna. Ale czy to pierwszy raz? Al Pacino w ,,Człowieku z blizną'' również jest niezrównoważony psychicznie, a mimo to, z jakiegoś powodu, kibicujemy zwyrodnialcom na ekranie. Sztuczka stara, jak kino. Nawet w klasyce z 1927 r., jak ,,Wschód słońca'' fabuła opiera się na mężczyźnie, który chce utopić własną żonę, a więc skłonności do niepohamowanej żądzy przemocy mamy wystarczająco ponad normę. Żeby było śmieszniej - ,,Obiecująca młoda kobieta'' pragnie wyrwać się tylnymi drzwiami, chowając się za półkami pastiszu, chcąc wpisać się w feministyczne zapędy. Tylko co to za feminizm, gdzie baba góruje nad chłopem. Część społeczności prawdopodobnie zapomniała, że feminizm nie miał polegać na wywyższaniu jednej płci nad drugą, lecz na dążeniu do równouprawnienia (czyli jedności), o czym dzisiejsze państwa rzekomo ,,demokratyczne'' zapomniały. Ale przejdźmy do fabuły, bo mam dosyć dyskursów politycznych.

Główną postacią ekranu jest Cassy (w tej roli zdolna Carey Mulligan). Mieszka z rodzicami, pracuje w kawiarni, i choć za chwilę będzie świętować trzydzieste urodziny (o których zapomni) - wciąż nie potrafi nawiązać relacji z mężczyzną. Zamiast tego robi eksperyment socjologiczny. Chodzi po klubach, udając pijaną klientkę - czekając na mężczyzn, którzy zabiorą ją na chatę, by udowodnić, że faceci są z jednej gliny, i jedyne czego chcą, to seksualnej rozkoszy. Dlaczego każdy mężczyzna w produkcji zostaje przedstawiony jako natarczywy zbok, który chce przespać się z ,,pijaną'' dziewczyną? Naprawdę? XXI wiek i scenarzyści nie potrafią opowiadać bez schematów i bezwstydnych stereotypów? Czy to takie trudne wysilić się i nadać płci męskiej odrobinę charakteru? Odrobinę? Nie? Szkoda.

Bo to produkcja, gdzie rzuca się w oczy postrzeganie mężczyzny jako niedorajdy życiowej, smętnej i desperacko szukającej laski do towarzystwa. Samce beta, z ich koślawymi tekstami, którzy nie potrafią, na moment!, zapomnieć o rozporku i własnych fantazjach. Historia toczy się dwutorowo - jeden wątek polega na tym, że Cassy (skrót od Cassandra) zacznie spotykać się z byłym kolegą ze studiów, obecnie lekarzem-pediatrą, który przyjmuje do gabinetu dzieci z powikłaniami lub urazami. A drugi wątek - znacznie mroczniejszy - skupia się wokół sprawy Niny Fisher, również studentki medycyny, która została bestialsko zgwałcona przez zbiorowisko mężczyzn, dlatego Cassy, jako wytwór chorej sprawiedliwości, po latach nie zapomniała, co wydarzyło się w szkole. Szuka nowych poszlak, aby rozwiązać to, co zostało zamiecione pod dywan, lub, żeby lepiej nakreślić sytuację, nie było wystarczających dowodów, że doszło do molestowania na tle seksualnym. Głośna sprawa ucichła, lecz Cassy jest ohydnie pamiętliwa, żeby dokonać zemsty na oprawcach, i jak możemy się domyślać, będzie miała ku temu sposobność, ponieważ pojawią się znane twarze z przeszłości, które brały w tym udział.

,,Obiecująca młoda kobieta'' stoi na rozwidleniu i nie do końca wie, czym chce być, czy czarną komedią romantyczną, gdzie wykorzystuje chłopców dla swoich praktyk, jak umalowany mściciel z komiksów, czy podążać ścieżką zagłady, aby unicestwić mężczyzn, co sprawili, że Nina doznała upokorzenia, a jej życie intymne legło w gruzach. Mamy tu dosłownie przebieranki w niegrzeczną dziewczynkę, co pozoruje pijaństwo i szlachetność zmysłów. Ale to niepoważna bohaterka. Nie potrafię kibicować bohaterom, którzy za wszelką cenę chcą burzyć ludzkie życia w imię chorej sprawiedliwości. O ile Joker był tykającą bombą, która wybuchnie, a Al Pacino w ,,Scarface'' chciał zostać bossem narkotykowym, to Cassy zdaje się nadzwyczaj ,,normalna'' - regularnie chodzi do pracy, nie awanturuje się rodzicom, stara się wejść w związek partnerski, ale to tylko ,,przykrywka''. Jej alter ego żąda chaosu i planuje brudne gierki, ucieka się do obrzydliwych kłamstw, robi z chłopaków nicponi, ale to już ustanowiliśmy - mężczyźni w tej produkcji są przedstawieni jako najgorsi podrywacze, dodatkowo z nieprzyjemnym pociągiem do zapijaczonych dziewczyn spod dyskoteki. O ile mizoandria nie jest wystarczającym powodem, żebym alarmował zniesmaczenie, to gloryfikowanie postawy kobiety, która bezpodstawnie i z furią wybija tylne lampy w aucie (oczywiście mężczyzny, no zabawne, jak skakanie z samolotu bez zabezpieczenia), są już zastanawiające, a próba zemsty na dawnych oprawcach, którzy dorośli, ale nadal zachowują się jak niedojrzali chłopcy, to już szczyt próby maskowania haniebnego charakteru protagonistki. 



Największy problem polega na prostej zasadzie. Jeśli nie działa jako pastisz, a takim chciał być zapamiętany, to dlaczego miałbym zachęcać do obejrzenia ,,Obiecującej młodej kobiety''? To ,,Joker'' w wersji damskiej. Tylko że zamiast nieudanego komika, mamy zakompleksioną damulkę, ze skrzywieniem psychicznym, w dodatku zajmuje się problemem, który nie dotyczy jej bezpośrednio. Gdzieś w tle przewija się romans, ale jest on, nie wiadomo po co, ponieważ nacisk fabularny zostaje podtrzymany, mimo wszystko, na smutnych wydarzeniach związanych z Niną, i osobistej zemście na dawnych kolegach za wyrządzone krzywdy - dopuszczając się gwałtu na przyjaciółce ze szkoły. Na plus zaliczę występ Carey Mulligan, która bawi się rolą i widać, że jej zależy, aby wyszła bohaterka o dwóch twarzach. Z pozostałymi aktorami mam nieco na bakier - wyszli sztywno, płaczliwie, a ci nieszczęśni mężczyźni, którzy zostali ukazani jako wieczne dzieciaki skore do błazenady, samce typu-B i napastliwi ,,kochankowie'', to prawdziwy ,,kunszt'' taniego pisarstwa. 


USA/Wielka Brytania, 2020, 113'

reż. Emerald Fennell, sce. Emerald Fennell, muz. Anthony Willis, zdj. Benjamin Kracun, prod. FilmNation Entertainment, wyst.: Carey Mulligan, Bo Burnham, Laverne Cox 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz