Przenosimy się na amerykańskie przedmieścia. Sarah wraz z ojcem przeprowadza się do miasteczka, gdyż poprzednie miasto okazało się katastrofą (albo klapą, wątek poruszony w jednym zdaniu, więc nieistotny), ale czy nowe otoczenie będzie wybawieniem od ,,klątwy'', która dotyka blondynkę, gdyż nie potrafiła zjednać sobie ludzi i była samotniczką? Okazuje się, że od pierwszego dnia w nowej szkole prezentuje swoje możliwości. Jedna z uczennic zauważa, że posiada dar. A szkolne korytarze wieszczą, że pośród zwykłych ludzi są przeklęte czarownice z Eastwick. Sarah wpada w oko futboliście. Niejakiemu Chrisowi. Gdzie tytułowe czarownice uważają go za skończonego palanta, plotkarza i mitomana. Sarah prędko wchodzi w krąg nowych znajomości. Bez żadnych trudności. Poznaje brzydkie tajemnice, zostaje prześladowana przez szaleńca z jadowitym wężem parodiującym na mieście (!).
Nasza ,,nielubiana'' koleżaneczka wkupia się w łaski szkolnych wiedźm. Razem chodzą na zakupy - szczególnie do pani, która zajmuje się magią, sprzedaje świece do obrzędów albo ofiarowuje książki z zaklęciami. Nastoletnie ,,dzikuski'' planują rytuał przyzwania - wraz z szaloną Nancy, z czarnymi szatami i podkręconym makijażem jako szefowej brygady, która pragnie wezwać ducha natury, aby uczynić szkody osobom, które weszły w paradę. I zepsuły nastrój jej ,,siostrom'' z sabatu. Bonnie - jako reprezentantka rodu czarownic boryka się z poparzeniem na plecach, nowe siły mają przywrócić jej blask i zdrową skórę. Ma dosyć noszenia płaszczy, pragnie zachwycać ciałem i odsłonić wdzięki - chce być ,,prawdziwą'' nastolatką, która nie wstydzi się własnej cielesności. Dotychczas była postrzegana jako ,,dziwaczka'', pokryta bliznami, ale wraz z nadejściem Sary zrzuci ,,kostium'' i zyska pewność siebie. Z kolei Rochelle ma trudności jedną z uczennic, która nie toleruje ją za kolor twarzy (!). Odważnie, aby pisać o rasistach w młodzieżowym wydaniu. Ale to słaby wątek, wrzucony po to, aby ukarać cyniczną dziewuchę w dalszej części historii. Każda z czarownic czegoś pragnie, dlatego wzywają potężnego Manona, aby pozbył się kłopotliwych dolegliwości czy pozbawił kogoś pięknych włosów (w ramach protestu oraz złorzeczenia).
Chris, który uczynił ofiarę z Sarah, albowiem zostaje obgadana za plecami (przez pocztę pantoflową, z fałszywymi oskarżeniami na jej temat) - za karę zakocha się na zabój w Sarze, aby zrozumiał, jak to jest cierpieć, gdy kogoś pragniesz. Chris będzie obsesyjnie dążył do zbliżenia, do kontaktu fizycznego, nie będzie potrafił ani jeść ani spać - myśląc tylko o wybrance swojego życia. Nasze czarownice rosną w siłę, Rochelle zemści się na blond rasistce (!), a Bonnie staje się piękna, jak tego pragnęła. Ale żeby nie było za wesoło - cały projekt wymknie się spod kontroli. Przyzwane bóstwa zza światów zostały użyte w złej intencji, przez co dziewczyny będą musiały zapłacić wysoką ceną, ale nie nastawiajcie się na prawdziwy dreszczowiec, to wciąż kino młodzieżowe, więc nie przesadza z nadmierną brutalizacją.
O ile koncept działa, a młode aktorki bawią się na planie filmowym, to mam problem z nastoletnimi wynaturzeniami. To kolejne dzieło, gdzie młodzi ludzie uprzykrzają sobie życie, chłopcy myślą o seksie i wabią do łóżka, a złośliwe dziewczyny szczują groźnymi minami oraz są zazdrosne i czynią krzywdę, tylko po to, by się powygłupiać. Ów obrazek wpisuje się w modne lata 90. XX wieku, aby nastolatek został pokazany jako to niemądre stworzenie, które panikuje, krzyczy, ma pretensje do świata i drwi z obcych przyzwyczajeń. Może mam ,,uraz'' do młodych ludzi na ekranie, ale amerykańskie produkcje z tamtego okresu bardzo jednostronnie opowiadają o wieku dojrzewania. Są robione na jedno kopyto. Niewybredne żarty o seksie, imprezy zakrapiane alkoholem i balangi z domówką na dwieście osób. To męczące, kiedy widzę po raz setny na ekranie szablon scenariuszowy. ,,Szkoła czarownic'' mruga do widza, i widać, że inspiruje się Sabriną - nastoletnią czarownicą. Gdyż w istocie - Sarah jest córką czarownicy i ma wielkie moce. Większe od rówieśniczek - będzie zmuszona stawić czoło pozaziemskim ,,klątwom'' w finale, przeganiając nieznośne koleżanki. Brakuje tylko kota, jak u Sabriny. Są za to węże, później pająki w makabrycznej scenie, kiedy Sarah zostaje poddana czarom przez sabat, z którego chce się wypisać, ale jest za późno.
Jak na horror młodzieżowy - (bardzo) dobrze radzi sobie z dawkowaniem napięcia, choć dorośli osobnicy zauważą pewien schemat, gdyż zakończenie jest klasycznie amerykańskie, pozbawione uderzenia, za gładkie, jakby wojowanie z czarną magią nie było niczym zaskakującym, ale jednocześnie ostrzega młodych ludzi, aby uważali z praktykami, bo ,,Szkoła czarownic'' potrafi przestrzec przed konsekwencjami, do czego prowadzi zabawa ze starożytnymi, pradawnymi kultami. Rozumiem, dlaczego film okazał się hitem - efekty specjalne nie zestarzały się najgorzej (z wyjątkiem burzy, która wygląda komicznie podczas przyzywania Manona), a sekwencja z pełzaczami jest fenomenalnie zainscenizowana, gdy samotna Sarah pozostaje w mieszkaniu otoczona skorpionami w zlewie, a na schodach żmijowate bestie nie pozwalają uciec z domu. To w zasadzie sympatyczne dzieło, z typowymi problemami wieku dorastania, choć z jednowymiarowymi nastolatkami w roli głównej. Czy warto? Warto, ale tylko dla tych, których wciąż interesuje parada nastoletnich głuptasków, którzy uwierzyli, że eksperymenty z magią prowadzą do rozwiązania problemów, a przecież wiemy, że życie to nie iluzja i wymaga prawdziwych środków perswazji.
USA, 1996, 100'
reż. Andrew Fleming, sce. Andrew Fleming, Peter Filardi, muz. Graeme Revell, zdj. Alexander Gruszynski, prod. Columbia Pictures, wyst.: Fairuza Balk, Robin Tunney, Neve Campbell
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz