wtorek, 4 listopada 2025

Pakiet filmowy - M.in. o nowej adaptacji ,,Alicji z krainy czarów''

 

Kadr z filmu ,,Alicja w krainie czarów''.
Foto. KION Film

Przepraszam, że musieliście zwlekać z kolejnym materiałem, ale czasem nie wyrabiam i zmuszam się do pisania. Powracam, bo wiem, że zawsze ktoś czeka na moje materiały, za co, szczerze, dziękuję. Nie przedłużam, lecz przechodzę do krótkiego omówienia paru produkcji, które miałem przyjemność (lub nie przyjemność) obejrzeć. Zapraszam na krótkie omówienie dwóch produkcji filmowych oraz animacji dla najmłodszych odbiorców.

Bugonia 

Powraca naczelny prowokator - Lanthimos, którego nazwisko co rok wyświetla się na blogu. Po bezwstydnej produkcji ,,Biedne istoty'', hamulcowej satyrze w ,,Rodzajach życzliwości'' kieruje się autostradą do dalszego epatowania cierpieniem, brudnego cynizmu spolaryzowanego społeczeństwa, które wierzy we wszystko, co podpowiadają im media. Lanthimos, to zakochany w sobie postmodernista, który przestaje być drapieżnym obserwatorem, na rzecz mizantropii. Niegdyś słynął z ostrej karykatury i klinicznego podejścia do związków międzyludzkich, lecz ostatnie dzieła udowadniają, że zmienił pole siłowe pchając narrację w tchórzliwą ucieczkę od rzeczywistości. Grecki artysta, to sprytny filmowiec, który wie, gdzie uderzyć, żeby ludzie o nim mówili, a potem dyskutowali na forum o jego zaburzeniach. W ,,Bugonii'' zwraca się do naszych najczarniejszych instynktów, oraz konfliktów społecznych; biorąc na warsztat otępiającego spiskowca, bezkarnego fanatyka, który wierzy, że Emma Stone jest kosmitką. To smutny czas dla kina, że autorzy celowo wymierzają strzałę w społeczne lęki - ,,Jedna bitwa po drugiej'', ,,Eddington'', a teraz ,,Bugonia'' - wszystkie te filmy łączy jedna wspólna cecha, jak przesada. Karmi widza paranoją, nie planuje rozwiązania podjętego problemu, gdzie świat chyli się ku upadkowi, lecz poszukuje wrogów w naszej globalnej wiosce. 

Widmo apokalipsy, które nie ma takiej mocy, jak najlepsze prace Harlana Ellison. Lanthimos bawi się w teoretyka, który przedstawia dwóch napaleńców wierzących w zjawiska nieludzkie, jak obca rasa z odległej galaktyki, którzy unikają ekranów, nie myślą o cielesności, lecz dają się porwać w macki opętania medialnego. Temat UFO jest na czasie, odkąd Pentagon potwierdził, że istnieją niezidentyfikowane obiekty latające. W tym filmie mamy klasycznych ,,foliarzy'' wierzących w spiski bez żadnego dowodu rzeczowego. Jesse Plemons wciela się w zatłuszczonego mąciciela, który kieruje się własną obsesją na punkcie niepraktycznych teorii spiskowych (swoją drogą, nie ma czegoś takiego, jak teoria spiskowa, bo to wymysł CIA z lat 50., aby siać dezinformację wśród opinii publicznej) - nie trzeba daleko szukać, żeby dowiedzieć się, jak organizacje czy instytucje zakłamują codzienność. Jednak, w świecie, gdzie emocje górują nad rozsądkiem, nic dziwnego, że wyśmiewa się każdego, kto ma trochę wiedzy z zakresu ufologii czy geopolityki. Łatwiej zmylić trop i uznać innych za wariatów szukających sensacji. I Lanthimos taki jest - szuka sensacji, tam gdzie jej nie ma. Emma Stone wciela się w dyrektora dużej firmy farmaceutycznej, która zostaje porwana przez naszego ,,foliarza'', bo widocznie uważa, że jest kosmitą w skórze człowieka. Nie wiem, czy pamiętacie, ale był kiedyś taki tytuł, jak ,,Oni żyją'' z lat 80. - także o kosmitach w ludzkim przebraniu, i miał on więcej sensu, niż to, co proponuje Grek. 

Wystawia widza na ciężki kaliber humoru - neurotyczne kuzynostwo porywa panią, zamykając ją w piwnicy, aby dowieść własnej tezie, że pochodzi z obcej planety. Emma Stone musi znosić sadystyczne akty przemocy. Włącznie z wizją reżysera, który przedstawia ją w ogolonej głowie, jakby przestała być kobietą. To marazm współczesnego kina, które żywi się ponurą estetyzacją naszych medialnych lęków. Peter Weir - jeden z największych magików kina rozumiał, że jeśli chcesz przekonać widza, że jesteś w ukrytej kamerze - pokaż (ukaż) świat jako sztuczną makietę, w której jesteś obserwowany, jak w ,,Truman Show''. Tam czułeś namacalną recepturę, jak zwodzić publiczność, żeby niczego się nie domyślała. Lanthimos nie proponuje gry w wyobraźni, lecz przedstawia nikczemny portret dzisiejszego zagubienia. Ludzi, którzy uwierzą we wszystko, co inni podpowiedzą.


Irlandia, Wielka Brytania, Kanada, Korea Południowa, USA, 2025, 118'

Reż. Yorgos Lanthimos, Sce. Will Tracy, Zdj. Robbie Ryan, Muz. Jerskin Fendrix, prod. Focus Features, Element Pictures, wyst.: Jesse Plemons, Emma Stone, Aidan Delbis, Vanessa Eng



Szybcy i sprytni

Przyjemna animacja, choć kapryśna w zamyśle. Nabijająca się z kina akcji oraz gwiazdorskiej obsady tego gatunku, ponieważ pojawia się prześmiewcza wizja Sylwestra Stallone w stylowych okularach rodem z ,,Cobra'' z 1986 r. To prześmiewczy portret zwierząt zamkniętych w pociągu, którzy muszą współpracować, żeby nie wykoleić się z gładkich torów. Snobistyczny wąż porusza głową, jak raper na klipach muzycznych, kotka bengalska zostaje omyłkowo pozostawiona na stacji przez małą dziewczynkę, więc zamierza wrócić do właścicielki, zaraz po tym, jak wydostanie się z zamkniętej kabiny. Jednak główną postacią tej komedii jest Falcon, zbuntowany szop pracz pomykający łapkami po dachach, jak zbiegły szpieg z plecakiem (z wygenerowanym symbolem sokoła). Falcon, to przebiegła postać - niczym kreskówkowy Robin Hood kradnie jedzenie, żeby wędrowne kluby zwierząt nie umarły z głodu, albo szukały pożywienia w pojemnikach na śmieci. Tymczasem napada na pociąg, ponieważ zamierza obrabować, ukraść świąteczne smakołyki. Plan nie zakładał, że zostanie wystawiony na podstęp zdradzieckiego borsuka, który szuka zemsty, a linia kolejowa ruszy bez sygnału. Zaczyna się wyścig z czasem, jak w słynnym ,,Speed: Niebezpieczna prędkość''. Muszą zatrzymać pojazd, zanim ulegnie wypadkowi na zwalonym moście. Wagon towarowy ma uroczy pakiet przesympatycznych postaci, włącznie z żółwiem, który wygląda, jak młodszy brat Donatello z ,,Wojowniczych żółwi ninja''. 

Foto. Apollo Films

Zaczyna się niewinnie prosto. Kolej rusza bez ludzkiej stopy na pokładzie, a zwierzęta muszą przetrwać próbę nerwów, ponieważ uczestniczą w niebezpiecznej misji. Po pierwsze opracowują plan ratunkowy, po drugie ocierają się o zaplanowany zamach na psa myśliwskiego Rexa, który przejmuje dowodzenie w sytuacji kryzysowej. To zmyślna animacja opowiadająca o alternatywnej ścieżce kina akcji, gdzie zamiast ludzi, spoglądasz na zwierzęta, które muszą ocalić skórę przed licznymi przeszkodami na trasie, a na koniec zmierzyć się z głównym winowajcą tego podstępu. Fabuła jest raczej przewidywalna, jak typowe kino akcji, które markuje realne zagrożenie. Z racji że jest to animacja dla najmłodszych - osłabia napięcie w scenariuszu. Jest tylko jedna scena, która potrafi utrzymać w niepewności jako widmo upadku, gdy zwierzęta odcinają wagon, a potem przechodzą z obawą po skaczącej desce. Jednak, to miłe, że mamy drobny epizod, który naśladuje odliczający zegar przed katastrofą. Drobny złodziejaszek Falcon niejako staje się gwiazdą kina akcji - jego akrobatyczne zdolności nie ustępują dzisiejszym herosom z ekranu. Zaś mały błazenek przypomniał o słynnej animacji ,,Gdzie jest Nemo'', co przeżywa nieoficjalne przygody w pociągu. Widać, że autorzy notorycznie odnoszą się do innych dzieł popkultury, co nie jest złe, lecz nieco wtórne, kiedy fabuła potrafi zapomnieć o trzymającym w napięciu kryminale z pasażerami na gapę. 

Martwi jego struktura - ślamazarny początek, odniesienia do mediów społecznościowych i brak klarownego finału z przytupem. Najlepiej bawiłem się w pojedynczych epizodach, kiedy akcja przyspieszała, gdy dialogi poruszały się po nieoczywistych tematach małżeńskich dwóch gryzoni, które przeżywają kryzys w związku. Raczej do zapomnienia, ale biorąc pod uwagę, że 2025 r. nie oferuje wybitnych animacji sprawia, że był lepszy, niż niektóre opowieści widziane na kanale dziecięcym. Ma sympatyczne zwierzątka, więc cieszy oko.

Francja, USA, 2025, 99'


Reż. Benoit Daffis, Jean-Christian Tassy, Sce. David Alaux, Eric Tosti, Jean-Francois Tosti, prod. Apollo Films, France 3 Cinema, TAT Productions, wyst.: Patrick Abellard (głos), Emmanuel Garijo (głos), Kaycie Chase (głos), Nicolas Marie (głos)




Alicja w krainie czarów 

Rosyjska wariacja na temat powieści Lewisa Carrolla. To zaskakujące, że w tym roku otrzymaliśmy dwie pełnoprawne, pełnometrażowe adaptacje o ,,Alicji z krainy czarów''. Najpierw powstała japońska animacja pod wdzięcznym tytułem ,,Dive a Wonderland'', a teraz obserwuję, jak rosyjski filmowca przerabia tę ciekawą, drapieżną lekturę w kolorowy, udekorowany musical bez podtekstów. Gwiazdą tego wątpliwego spektaklu jest szkolna uczennica (Paula Andreeva), nastolatka śpiewająca piosenki na korytarzach, w której podkochuje się urodziwy brunet o twarzy złego chłopca. W przeciwieństwie do oryginału unika absurdalnych rymowanek oraz zabawy z butelkami o pomniejszaniu. Okraja oryginał z jego surrealistycznej potworności, żeby przedstawić miałki, bezduszny romans nastolatków, którzy wpadają do tunelu, aby powitać złą królową (księżną) w czarnych szatach, jakby należała do sekty Voldemorta. To przykre doświadczenie, bo unika gier słownych, a scenografia parodiuje niskobudżetowe kino fantasy. Jakim cudem autorzy nie potrafili wykrzesać odrobiny fantazji z tej szalonej powieści, gdzie dominują szaleni kapelusznicy, eksperymenty z podejrzanymi eliksirami czy przykre udręki dorastającej dziewczyny w zakazanym świecie? Bezbarwne widowisko, które ma przeciętny wokal, bezskutecznych aktorów, którzy nie potrafią nadać głębi trójwymiarowym postaciom. 

Spłaszcza najdrobniejszy element w papkę dla młodzieży, która nie oczekuje od kina więcej, niż pustej rozrywki do kotleta. Kolorowa, hałaśliwa scenografia bez brudu pod paznokciami ukazuje jego bezradność. Tandetę, która sili się na demitologizowanie powieści w romans bez pokory wobec Lewisa Carrolla. Prawdę mówiąc, to jedna z najgorszych adaptacji, jakie w życiu widziałem. Bez serca, bez pomysłu, przekręcająca puentę oryginału. Rozśpiewana w dekoracji z wycinanek dla małych dziewczynek, jakby autor sztuki nie czytał powieści, chociaż wiem, że to niemożliwe, skoro pojawia się marcepanowy królik, a także szalony kapelusznik, który nie ma w sobie nic z nerwicy. Wszystko pomieszane - kostiumy z wybiegu dla modelek, jaskrawe barwy przypominające nieszczęsny epizod, gdy Tim Burton kręcił własną adaptację ,,Alicji z krainy czarów'' (2010). Kurczę pieczone, to jest nieświeże, prześwietlone, słabo zagrane i na tle konkurencji bez szaleństwa w oczach. Dramat, proszę państwa, dramat. 

Rosja, 2025, 110'

Reż. Yuriy Khmelnitskiy, Sce. Karina Chuvikova, Zdj. Andrey Ivanov, Muz. Vladislav Saratovkin, prod. KION Film, MTS Media, Mediaslovo, wyst.: Paulina Andreeva, Kristina Babushkina, Matvey Bartkaytis, Vasiliy Danko

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz