wtorek, 6 lutego 2024

Bez powietrza - Skandal w teorii



 Odważnych debiutantów ostatnio brakowało, a ,,Bez powietrza'' wchodzi na pełnej i rozbija towarzystwo wzajemnej adoracji. Twórca obraca się wokół szkolnych tematów, których brakuje na salach kinowych. Lądujemy w szkole, gdzie nauczycielka literatury o imieniu Ana jest powszechnie uwielbiana wśród uczniów, choć sam uległbym jej urokowi. Gdyż porusza na lekcjach interesujące debaty, grupowe dysputy o dramatach Ibsena czy poetach wyklętych, jak Rimbaud. Prowadzi zajęcia, jak mój ulubiony mentor od historii w szkole średniej, który nie bał się krytykować działania Napoleona czy nabijać się z niepoważnych królów. Jest to o tyle odświeżające, że zawsze popierałem belfrów nietuzinkowych, więc Ana z marszu zyskała sympatię, która zadaje imponujące lekcje do domu, lecz jej profesja niebawem ulegnie degradacji, bo ktoś uznał, że demoralizuje czy zachowuje się niewłaściwie jako autorytet wśród uczniów, więc pozwolę sobie na niemałe uszczypliwości podczas recenzji.

Wszystko gra, do czasu - organizuje nauczanie zgodnie z planem. Uczniowie od małych, praktycznych zajęć mają okazję wykazać się recytatorską sztuką, czytając poezję na lekcjach, jak na polonistycznych wykładach. Prowincjonalna szkoła zauważa, że Ana pozwoliła sobie na mały wyskok, aby dojrzewającym studentom podrzucić film ,,Całkowite zaćmienie'' Agnieszki Holland, i stąd raban, że nie powinno się pozwalać oglądać ,,gorszących'' pokazów, gdzie poeci nawiązują skandalizujący romans na ekranie. Co o tym wie komisja, skoro nie widziała klejnotu kinematograficznego?, lecz bezmyślnie uznała go jako symbol oczerniania edukacji przez szanownych profesorów. To śmieszne, że ktoś czepia się, iż Ana zasugerowała obejrzeć film młodzieży, który należy do dziedzictwa kulturowego oraz jest niezbitym dowodem, że historia jest ważnym przedmiotem dyskursu o skomplikowanej naturze człowieczeństwa. Produkcja we wczesnym stadium krąży od wielkiej estymy do wiedzy pani od literatury, po dyrektora, która zaczyna ją wypierać ze szkolnych murów w imię udawanej, ugrzeczniającej moralności. 

Spokój narracyjny zostaje przerwany przez jeden ,,defekt'', który został przez oświatę uznany za kompromitujący, gdzie rodzice wtrącają się do szkolnej zawieruchy, gdzie spisek przeciwko nauczycielce, która zna się na swoim zawodzie - zostaje wypchnięta przez idiotyczne insynuacje, jakoby uczniowie mieli poczuć się urażeni. Tymczasem, co się okazuje. Jakoś nikt z pilnych uczniów nie zaprotestował, iż film miałby zły wpływ na ich młode umysły. Poza tym nauczycielka nikomu nie robi krzywdy - nie próbuje na siłę, pod żadnym rozkazem, zaglądać do głośnego filmu z lat 90., gdzie DiCaprio gra rolę Arthura Rimbaud - przeklętego pisarza-poetę, który wzmacnia burzliwą przyjaźń z innym poetą: Paulem Verlaine o impresjonistycznych skłonnościach. Sytuacja wydaje się nienaturalna. Ana jest przekonana, że to wartościowe, gdy poznaje się bliżej poetów, za to dyrektorka Eva, ma co do tego odmienną opinię, więc zaczyna się konflikt ideowy. Starcie dwóch pozycji myślowych - nauczycielki, która wierzy w opiniotwórczość swoich podopiecznych, oraz ,,generała'' szkoły, która jest przeciwko maglowaniu umysłów zdolnych dzieciaków. Powiem szczerze - nie rozumiem działania dyrektorek, które ingerują w kompetencje oratorskie wykształconych ludzi, którzy imponują swoją wiedzą w klasie, więc młody umysł ma szansę ,,liznąć'' trudny temat od kulis. Przy okazji poznając dociekliwy film w historii kinematografii, gdzie Verlaine eksperymentuje, bo jako poeta był nieprzenikniony. Szczycił poezję wolną od retoryki - uwalniając własnego ducha, którego chcą zamknąć w kajdany dzisiejsi politycy oraz postrzeleni rodzice, którzy nie szanują własnych dzieci pod kątem ich zainteresowań. 

To poważny problem współczesnego społeczeństwa, które unika drażliwych motywów na rzecz zamiatania problemów pod dywan, gdzie rodzice nie rozumieją podstawowych założeń programowych, jakby sami wychodzili na ,,niekompetentnych'' uczniów, którzy gardzili edukacją. Ich dziwne, defensywne podejście (szczególnie ojciec Victora zachowuje się niepoważnie, jak na dorosłego) sprawia, że mamy do czynienia ze społeczeństwem skażonym przez polityczne malwersacje (co się opłaca, a co nie), jakoby wolność słowa miała zostać ucięta przez czyjejś fanaberie społeczne. Zakazywanie czegokolwiek, pod jawnym pretekstem, to szybka droga do uśmiercania uczelni oraz deprawacja głoszenia własnych, swobodnych myśli. Cieszę się, że miałem w szkole luz i mogłem sobie pozwolić na krasomówcze przemówienia nie spoglądając na miny uczniów, którzy niekoniecznie chcieli zabierać głos w kwestiach religijnych czy ahistorycznych. To zabawne, że nauczyciele zdawali sobie sprawę, że jestem dość autokrytyczny i dawałem jasno do zrozumienia, że przekładam jedne przedmioty kosztem drugich. Łatwo się domyślić, że miałem wysokie stopnie z wiedzy o społeczeństwie, a kiepskie z fizyki czy matematyki, bo mnie to kompletnie nie interesowało (umysł humanistyczny wygrał ze ścisłymi regułkami). I tutaj, w ,,Bez powietrza'' mamy krytykę radykalizacji, co jest dobre dla kogoś, a co nie, co sprawia, że edukacja nabiera barw wykluczających dychotomię przekazywania wiedzy. A kiedy coś wykluczasz, to znaczy, że czegoś się boisz. Także, śmieszny komitet wychodzi na buców, którzy zakazują film pani Holland, którego nie widzieli! Rozumiecie absurd sytuacji?


To tak, jakbyś zakazał komuś uprawiania sportu, bo nie ma do tego dyspozycji! Co za brawurowa ,,odklejka'' od rzeczywistości. I film prężnie postępuje w ów degradacji społecznej, ponieważ lokalna prasa potępia działania nauczycielki od literatury, choć żadnego ,,przestępstwa'' nie popełniła. Co za banda skończonych imbecyli, którzy mają czelność poruszać temat, o którym nic nie wiedzą! Skandal, który wypływa na wierzch, to katastrofa ludzi, którzy muszą użerać się z biurokratycznym szambem, władzami, które są niekompetentne oraz fałszywe, które nie mają dość wiedzy, aby wypowiadać się na tematy sztuk pięknych, jak X muza. Jako filmoznawca miałbym okazję wygłosić kilka nieprzyjemnych słów w stronę komisji, ale Ana słusznie kłóci się z dyrektorką broniąc własnych wartości jako szanowany profesor od literatury. To gorzkie kino, gdzie jednostka zostaje sprowadzona do ,,pionu'' w imię chorej deprawacji, przekręcenia słów Terencjusza, czyli,, Homo sum humani nihil a me alienum puto'' (w przekładzie z łacińskiego, ,,Nic co ludzkie nie jest mi obce''). Kiedy sprawiasz, że dzieło kulturowe jest twoim wrogiem, to jakbyś zaprzeczył, że istnieje alternatywne podejście do społeczeństwa oraz jej odnogi, gdzie jednostki mają przeciwne cele, ambicje czy poglądy. Nie każdy musi myśleć, to co ty, więc komisja dyscyplinarna wychodzi na bandę ignorantów, a lokalna prasa na pseudodziennikarzy, którzy mnożą się w zastraszającym tempie. 

Konserwatywna administracja Węgier kompromituje się w oczach widowni, uczniów, oraz filmoznawców, którzy wyjaśniliby ich w pięć minut. Niesprawiedliwe oskarżenia nauczycielki (jakże ważny zawód od najwcześniejszych cywilizacji) o demoralizację, w ich śmiesznym mniemaniu, to piękna lekcja dla współczesnej widowni, jak świat jest zakłamany, gdzie uprzedzenia do sztuki, wartości przekazywane przez poważanych nauczycieli zostają wystawione pod lupę krwiożerczego dyktatu, który boi się poważnych tematów, bo wolą własne egoistyczne sumienia, którzy najchętniej pozbyliby się wolności słowa. A z racji, że bywam uszczypliwy w stosunku do niepoważnych jednostek pozwoliłem sobie na mały wykład. Mam nadzieję, że to nie przeszkodzi zajrzeć wam do filmu, który prowokuje do myślenia. 

Węgry, Rumunia, 2023, 105'

Reż. Katalin Moldovai, Sce. Katalin Moldovai, Zita Palóczi, zdj. Andras Taborosi, Muz. Tibor Cari, prod. Magma Cinema/Salamandra Film, Spot Film, wyst.: Agnes Krasznahorkai, Aron Dimeny, Tunde Skovran, Soma Sandor 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz