piątek, 5 stycznia 2024

Pieśni wielorybów - Pamięć zbiorowa

 


Według najnowszych badań wieloryby to najinteligentniejsze, samoświadome ssaki żyjące na planecie Ziemia. Tą narracją zmierza znakomicie zrealizowany dokument zaglądający na dno kanionów, gdzie występują góry większe od Mount Everest. Śledzimy losy wielorakich społeczności zamieszkałych w głębinach wód, gdzie wieloryby czy kaszaloty odbywają istne pokazy karaoke - łączą się w pary, wydają dźwięki jak satelity łącząc się z własnym gatunkiem przez świadomy odbiornik wielorybiej czułości. Pod względem kompozycji estetycznej dawno nie uwiodło mnie nic podobnego, jak francuska produkcja, która fotografuje walenie z precyzją szlifierza. Precyzyjne, dystyngowane, wręcz dżentelmeńskie kadry współgrają z wrażliwością ssaków podwodnych, które szczebioczą słodką melodię. 

Dokument nie deklaruje jasnej, zwięzłej fabuły, dialogi zza ekranu miarowo opowiadają o wspaniałych zwierzętach, które w harmonii i błogosławieństwie chwalą sobie zabawy, dzióbanie płetwą po morskich prądach, wydawanie serenady jak pod balkonem ukochanej, przewracanie się brzuszkiem do góry nogami oraz radosne czerpanie przyjemności z bycia waleniem. To popisowa echolokacja przyrodnicza, gdzie poziom źródła dźwięku rozprzestrzenia się pod wodą z błyskawiczną odpowiedzią. Jakby wieloryby posiadały GPS w głowie, miały szybsze złącze internetowe przed epoką internetu! Łączą się, komunikują poprzez śpiew, tajemne frazy, gdzie do dzisiaj naukowcy od ekosystemu nie wiedzą, jak odszyfrować nuty, jakby to był szyfr trudniejszy od enigmy. I nie jest to tania, udawana sztuczka komputerowa od Camerona, który bawi się w ekologa w serii ,,Avatar'' na poziomie mentalnego dziecka. W tej historii wieloryby są skazane na bezgłośne wyginięcie w imię procesu cywilizacyjnego. 

Narratorka (i nie, nie jest to Krystyna Czubówna) spokojnie, bez natchnienia, kameralnie opisuje gody czy zwyczaje szalonych ryb, które mają czułki, jakby kosmici odbierali fale od ziemian. Ich wrodzona inteligencja, łatwość adaptacyjna, komunikatywność onieśmiela najstarsze plemienia czy klany lampartów. Magnetyczne zdjęcia z tymi potężnymi ssakami zachwycają lekkością, a część wielorybów plumka pod głębinami, jakby grały koncert jazzowy. Poza tym muzyka sprawia wrażenie, że chcemy nucić razem ze stworzeniami, niemal mitycznymi. Gitarowe riffy zmieszały się muzyką orkiestralną. Nutka bluesa nieodłączna, ponieważ nieustannie, jak wieloryby, przesuwamy się z południa na północ, od Afryki po Arktykę, gdzie kompozycyjne malarskie ujęcia uchwycają najdrobniejsze szczegóły, jak przelatująca mewa czy szum fali podczas przepływającego kaszalota, a nawet zaobserwujemy wieloryby grenlandzkie, co występują w morzach arktycznych i subarktycznych, które potrafią przeżyć ponad dwieście lat (!).


Nurkujące, podśpiewujące walenie, to jedno z najbardziej czarujących odkryć, jakie możemy ujrzeć na początku nowego roku. Choć jego kontemplacyjny, wyciszający ton przeszkodzi osobom, które oczekują od kina wrażeń i barwniejszego kolorytu. Długie wyprawy po mapie oceanu, to jednak obraz, bądź co bądź, monotonny i skąpany w pianie rozdzierających płetw grzbietowych, gdzie śpiew, rytmiczność oraz telepatyczność zwierząt z rodziny walowatych ma pierwszeństwo kosztem wysublimowanej narracji, która skręca w niebezpieczny zaułek. Gdyż, na pewnym etapie, narratorka zwraca uwagę, że ludzie zaczęli przetwarzać wieloryby na cenne zdobycze kosmetyczne, poławiając anty-konfliktowe stworzenia ze względu na tłuszcz oraz spermacet (z niego produkuje się świece, kredki czy atrament). Jest to niepokojąca narracja, ponieważ próbuje wywołać w widzu winę, że biedne wieloryby giną na rzecz efekciarstwa gospodarczego. Jakbym to ja, we własnej osobie - odpowiadał za zbrodnie dokonane przez kłusowników morskich! Niewątpliwie działalność człowiecza ma ogromny wpływ na ekosystem, ale winienie go w sposób bezpośredni - jest poniżej dopuszczalnej krytyki oraz tanią manipulacją obrazu. Jakby autorzy pogubili się, że mówią piękne rzeczy o waleniach, a tymczasem telewizja z kamerami nadjechała i każe ci się tłumaczyć, dlaczego walenie umierają! Psuje to pieszczotliwą relację, jaką dokument kreślił na początku seansu. Jestem zawiedziony, że ktoś zmienił delikatną, jak kwiat narrację, w historyczny populizm.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że w wyniku rewolucji przemysłowej doszło do zanieczyszczeń powietrza, część gatunków zwierząt wciąż chybocze się nad krawędzią, bo mogą wyginąć, jak żółw błotny, foka szara czy rysie (których jestem entuzjastą). Nie potrzebuję kolejnego, miałkiego dokumentu z płytką sensacją, że ludzkość doprowadziła Ziemię do plastikowej apokalipsy. Niech korporacje zaczną dostrzegać własne błędy i kłamstwa, a potem możemy porozmawiać, kto jest najbardziej odpowiedzialny za bałagan bądź syf wokół nas, gdzie piękno przyrody zostaje podtruwane przez szkodliwe, toksyczne opary, a w szczególności przez nadmiar metali ciężkich, które przedostają się do wód i powodują szkody w organizmach żywych. 

Nie chcę martyrologii - chcę zobaczyć majestatyczny, pomnikowy świat, gdzie wieloryby udowodniły, że nie potrzeba wzajemnie się oskarżać na błahe tematy, śpiewać dumnie wśród morskiej piany, wychowywać maleństwa w zgodzie rodzinnej, gdzie matki, ciocie czy siostry współpracują, aby nie obciążać drugiej istoty. I chociaż ,,Pieśni wielorybów'' chwilami wpadają w pułapkę samozachwytu nad ekosystemem, a estetyczne zdjęcia pieszczą oczy ponad normę, to antropomorfizacja wielorybów, jakby wybijały się ponad człowieka - brzmi co najmniej sztucznie, a w najgorszym przypadku jest grubą nadinterpretacją zdarzeń. Ostatecznie, to dokument, przy którym się wyciszyłem i doceniłem aurę przyrody z jej należytym blaskiem. A wieloryby, to cóż, jak rysie - wspaniałe ssaki. Seans na miarę sentymentalnych filmów familijnych na wzór ,,Uwolnić Orkę''. 

Francja, 2023, 88'

Reż. Jean-Albert Lievre, Sce. Jean-Albert Lievre, zdj. Richard Sidey, Santiago Cabral, Muz. Gregory Vincent, prod. Canal+ France/Cine+/JD Prod, wyst.: Jean Dujardin, Maya Hernandez, Sylvain Bonnet

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz