czwartek, 25 stycznia 2024

Betonowa utopia - Zaszczucie przez kataklizm

 


Dawno nie oglądałem koreańskiego kina, więc postanowiłem coś z tym zrobić i przedstawić coś, co nie będzie kanonem w historii kinematografii, ale ma coś ważnego do przekazania. Jasne, to będzie kolejna lekcja z cyklu: ludzie w ekstremalnych warunkach posuną się do bestialstwa, ale nikt nie powiedział, że życie na Ziemi będzie przyjemnością czy gratyfikacją sprawiedliwości. Mamy klasyczny survival. Koreę nawiedziła fala trzęsienia ziemi, więc miasta rozpadły się w pył. Ci, którzy przeżyli muszą dbać o zapasy, zabezpieczając butelkowaną wodę oraz utrzymać spokojne gniazdo, aby nie wdawać się w bratobójczą walkę z gatunkiem ludzkim. Na gruzach cywilizacji powstają nowe społeczeństwa, wręcz dystrykty, gdzie rodzi się nowe prawo oraz bitwa o zachowanie twarzy w nieprzyjemnych okolicznościach. Znamy to doskonale. Świat runął na naszych oczach, i jedyne co pozostaje, to chęć przetrwania, choćby kosztem zdruzgotanej moralności. 

Co zaskakujące - film nie miał premiery w Polsce, a szkoda, bo koreańskie kino cieszy się powodzeniem na salach kinowych. Widać to wśród widowni, która przywykła do azjatyckiej wrażliwości. Co więcej, ,,Betonowa utopia'' nie zamierza tworzyć koła na nowo, tylko iść utartymi szlakami, gdzie produkcje post-cywilizacyjne ujawniały, że człowiek jest w stanie posunąć się do największego świństwa, aby zachować własną, egoistyczną naturę. Film nie cacka się ze społeczeństwem, bo potrafi od początku ujawnić, jak dwie jednostki zażarcie potrafią się ,,pożreć'' oralnie, dyskutując z wyższością. Także, nie zabraknie odrobiny podgryzania rywali, choć produkcja nie stawia wyłącznie na koncert przemocy. Absolutnie nie w tym rzecz. W samym środku Seulu, jakimś zbiegiem okoliczności, pozostaje nie zburzony apartament, gdzie ocaleni będą mogli wspólnymi siłami założyć społeczeństwo, aby wspierać się po kataklizmie, o którym nic nie wiemy. Nie znamy przyczyn, dlaczego trzęsienie ziemi obaliło miasto. To zagadka, o której lepiej nie dyskutować, bo są ważniejsze, pilniejsze problemy. 

Naturalnie, jak to w większych skupiskach wybiera się lidera, który ma przewodzić tą bandą ocalałych. Robią zebranie, gdzie wspólnym głosem wybierają kandydata na delegata. Wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą, ponieważ uczestnicy mają role do odegrania, przydzielają sobie obowiązki, mają własne ,,kwatery'', czyli mieszkania. Brzmi sielsko? Do czasu. Jakaś przeciwna grupa zmierza do apartamentu próbując doprosić się, aby przyjęli ich, jak na człowieczeństwo przystało. Niestety plan nie wypala, gdyż zabrakłoby miejsca dla każdego, więc nie godzą się na warunki, aby wpuszczać obcych. Jak łatwo się domyślić - nie chcesz po dobroci, dostaniesz po twarzy bez uprzedzenia. Mamy tę pierwszą bitwę, która podkreśla, jacy ludzie potrafią być nierozsądni, którzy napadają na innych, tytułując się ważnymi stanowiskami, myśląc, że to ma znaczenie w świecie, które legło w gruzach. Żyjcie dalej przeszłością, to na pewno pomoże rozwiązać wasze problemy - pomyślałem. Jak stado bydła rzuca się na ,,wrogą'' frakcję i dochodzi do starcia, gdzie zwycięzcy utrzymują kompleks mieszkaniowy, a przegrani muszą stoczyć zwarcie z chłodem oraz brakiem dostępu do zakątka, gdzie mogliby odetchnąć od trudów zagłady ludzkości. 

Pierwsze pół godziny spokojnie rozkłada karty. Przechodzimy między retrospekcjami z przeszłości, a teraźniejszością, gdzie Seul wygląda, jak po bombardowaniu. Efekty specjalne nie porywają - widać kiczowate wyburzenia, jakieś dziwne promienie, które mają sygnalizować upadek cywilizacji? Nie czepiam się oto, bo to nie ma znaczenia. Nie zależy mi jakoś, bo wolę skupić się na opowieści. Na późniejszym etapie mamy ładniejszy spektakl, gdzie dopracowano efekty wizualne podkręcone przez trzaskający mróz oraz toczące się kamienie pod nogami. Gdzie mamy narastającą społeczność, która zorganizowała się wystarczająco, żeby przetrwać w dzikich warunkach. 

Plądrują tereny, zbierają pożywienie, dostarczają wzajemnie produktów, aby nie zdechnąć z głodu - brzydko mówiąc. Mamy, jakżeby inaczej, spokojne momenty, gdzie trwa zabawa, przezabawne piosenki podrygują do tańca, a pan na środku sceny śpiewa, jak w pomieszczeniach dla karaoke. Humoru nie brakuje, bo to dobry czas na relaks przed większymi tragediami. Bo, co nastąpi - żona zacznie mieć podejrzenia, że jej mężczyzna kogoś zranił lub zabił, ktoś ma pretensje, bo dostał za mało produktów na cały tydzień, a to ktoś przybędzie z zewnątrz rujnując towarzyskie kontakty. Przyjmowanie dzieci pod swój dom, znalezienie martwego pod murem, no, dzieje się.


Przestrzegam jednak, to nie jest film akcji. Nikt, co dwie minuty nie wybija komuś zęby za krzywy uśmiech lub brzydkie słowo. To wyciszone, spokojne, kameralne kino, gdzie ludzie chcą po prostu przetrwać. Liczą z początku na pomoc, kogokolwiek, rządu czy wojska, ale nikt nie przybywa, więc społeczeństwo zabiera się do roboty, aby samemu sobie rządzić. To ciekawy portret społeczeństwa w wyniku nieoczekiwanej zagłady, gdzie roi się od przestępców, gdzie jedni chcą dogryźć drugim lub oskarżyć o zbrodnię, gdzie hipokryzja wypływa, jak bagno po deszczach. Delegat - przywódca, nazwijcie go, jak chcecie - trzyma to w ryzach i musi podejmować trudne decyzje, aby ów dystrykt nie upadł pod naciskiem niezgrabnych jednostek, które psują zasady mini-społeczeństwa. To trochę ,,The Walking Dead'' - tylko bez zombie, gdzie ludzie muszą sobie radzić w ekstremalnie beznadziejnych czasach, w którym nie widać ratunku od zrujnowanej mapy świata. Gdzie bestialstwo zostaje ukarane, a winni postawieni przed publicznością. 

Nie chcę zdradzać za wiele, ale kilkakrotnie zmienia ton. Od burzliwej napaści przez ruchy tektoniczne, po bitwy z ludźmi, którzy nie chcą spokojnie porozmawiać, tylko łamać szczęki bez żadnej refleksji. Świat płonie, ziemia przypomina gruzowisko po wojnie, a ludzie nigdy się nie zmieniają. Pod wpływem silnych emocji czy instynktowego przetrwania są w stanie łamać zasady, pyskować lub grozić zniewagami. W świecie post-apokaliptycznego kina nic nowego, jako survival również nie wybija się ponad normę, ale czy to takie ważne? To przykład, jak głód, mróz czy paranoja psuje ludziom umysły, którzy są w stanie posunąć się do rzeczy, o które by się nie podejrzewali. Gdzie błędy z przeszłości ciążą duszy, a życie w społeczeństwie ma swoje niezaprzeczalne wady, bo musisz ścierać się z osobami, których nie tolerujesz lub za którymi nie przepadasz. 

Korea Południowa, 2023, 129'

Reż. Tae-hwa Eom, Sce. Tae-hwa Eom, Sin-ji Lee, zdj. Cho Hyoung-rae, Muz. Kim Hae-won, prod. BH Entertainment Co. Ltd., wyst.: Byung-hun Lee, Seo-joon Park, Bo-young Park, Ji-hu Park

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz