niedziela, 19 listopada 2023

The Dirty South - Rozkład świąt

 



Kiedy filmy lub seriale amerykańskie są zaskakujące lub wkradają się cicho do naszego mieszkania, aby wzbudzić alarm w naszym układzie nerwowym? Gdy dzieją się w brudnej Luizjanie, gdzieś na południu między krzywym, połamanym życiem postulującym obłęd codziennego znoju, czarną komedią wynikającą z kabaretu, gdy odczytujesz rzeczywistość jako żart. Z dala od nieznośnie patetycznych, wystudiowanych, przecenianych filmów ze Stanów Zjednoczonych, jak ,,Manchester by the Sea'' (smętna muzyka dudni w uszach gorzej niż w klubie disco), ,,Dźwięki muzyki'' (musical dla zblazowanych dam z rygorystycznego domu) czy ,,Cały ten zgiełk'' (kiczowaty autotematyzm, który chciał podrabiać Felliniego). Brakuje mi w mainstreamie takich dzieł, jak ,,The Dirty South'', które powolnie snują się na peryferiach wielkich miast, gdzie ludzie są autentyczni, grzeszą, i mają niepoukładane życia w bałaganie kłamstw polityków, celebrytów z wybujałym ego czy sąsiadów, którym wydaje się, że nie dosięgnie ich sprawiedliwość za złorzeczenie. 

Witamy w małym miasteczku otoczonym przez przestępców, pijaków, obleśnie bogatych durniów, gdzie sprzeczki są rytuałem, a alkohol produktem pierwszej potrzeby. Gdzie intymne sceny z rozbieraniem mają udział w zamkniętym barze, jakby, mimochodem, podglądane od autora Bogdanovicha, który nakręcił erotyczne migawki na stole bilardowym w ,,Ostatnim seansie filmowym''. Bezpruderyjne filmy przeważnie miały w sobie coś ulotnego, niepodrabialnego, więc żałuje, że twórca nie pociągnął tej tematyki w bardziej osobisty ton. Lecz pociął ją jak amator z wybrzeża w teledyskach raperów. Historia balansuje gdzieś między neurotycznym dramatem kryminalnym, a niewybredną komedią naśmiewającą się z południa, gdzie rządzą jednostki agresywne, wulgarne, o uprzedzeniach i z móżdżkiem, którym nie nadąża za zmianami. 

Główną bohaterką jest Sue, która zmaga się z podupadającym interesem, ponieważ ojciec pogrywa z niebezpiecznymi potentatami, co zamierzają przejąć rodzinny biznes. Jest świadoma swojej atrakcyjności, zaradna, rewelacyjnie gra w bilard, a takie kobiety zawsze podobają się męskiej publiczności wzbudzając w widzu napięcie seksualne. Potrafi postawić na swoim, dlatego próbuje ratować resztki z tego, co kiedyś, bezpowrotnie, może zostać odebrane. Dobrano ciekawą symfonię, gdzie muzyka country rozprzestrzenia się w lokalach, rock wycieka z odbiorników radiowych, a bieda piszczy w okolicy. Większa część obrazu dzieje się w nocnych porach, dlatego światło gaśnie wielokrotnie, podczas jazdy samochodem panuje reflektancja. Akcja toczy się w okresie Bożego Narodzenia, jakby drwina ze świąt, które stały się komercyjną reklamą, dźwignią marketingu, gdzie zuchwali sprzedawcy korzystają z religijnego święta w sposób manipulacyjny. 

Latarenki zawieszone w barze, wiązanki choinkowe - świąteczna atmosfera zostaje zakłócona przez kłótnie, pojedynki na pięści, wyzwiska słowne, przyprawione potężnym gnatem z szafy, gdzie dawny chłopak Sue z liceum wraca na stare śmieci, a jakiś przestępca kręci się od miasta do miasta, żeby nie zostać ujętym przez prawo czy funkcjonariuszy. Powolne, mroczne, zdegradowane do roli koszmaru miasteczko w południowej Luizjanie, niczym Detroit - staje się dobrym komentarzem, jak Stany Zjednoczone potrafią być groźne, kiedy wejdziesz w ciemną uliczkę, do której nie wolno ci wchodzić. Aż chciałoby się, jak robi to twórca, zadrwić z przekąsem - gdzie wasz Batman, bohater mrocznych opowieści? Idealnie nadawałby się do tej szaro-brązowej opowieści, gdzie wszyscy pogrążyli się w chaosie codzienności. 

Rozczarowanie ojcem przez Sue jest bolesne, jak boleśni są przestępcy, którzy chcą przejąć lokalny bar. Spłukani rodzice, którzy nie pomagają swoim dzieciom, a patriarchalni uzurpatorzy są przyczyną seksizmu w społeczeństwie. Z początku wydaje się niegroźny, ale szybko przechodzi do kontrofensywy i decyduje, że uderzy cię w bebechy, żeby zabolało, jak boli bohaterów życie. Można zarzucić autorowi pozorność gatunkową, gdzie kryminał jest przypudrowany cynicznym, smoliście oblepiającym humorem, montażem posklejanym z niskobudżetowej stacji filmowej, gdzie klisze w postaci narkotyków czy broni wymierzonej w twarz oglądaliśmy rokrocznie setki razy. Jest jednak uczciwie bezczelny w portretowaniu brudnych miasteczek z podejrzanej Luizjany, gdzie chcą ci dokopać za to, że nie trzymasz z kimś albo masz własne zdanie, które nikogo nie obchodzi. Przemoc jest dosłowna i otacza zewsząd. Enigmatyczni wędrowcy grają role drugoplanowe, ale są ważni w kontekście przejmującego finału. A brudna komedia wynikająca z ojcem pijakiem wzbudza pomieszanie uczuciowe z litością. 

,,The Dirty South'' niczym ,,Funny Pages'' lub ,,Dreamin' Wild'' udowadniają, że niezależne kino amerykańskie wzbudza zachwyt i protestuje przeciwko tanim zachwytom widowni, która kibicuje naćkanej pretensji. Są to filmy jednocześnie odpychające, co intrygujące. Śmiało kontrujące w wielkie widowiska z budżetem od szejka arabskiego, aby przypomnieć, że prawdziwych emocji nie odnajdziesz w fałszywych tandetach, z filmowcami za kamerą, którzy mają gdzieś realia, przywiązanie do bohaterów i kiepski scenariusz wypisany przez kogoś, kto siedzi w piwnicy, co nie obserwuje rzeczywistości. Za to masz film, który używa przemocy w filmie świątecznym, gdzie spiker zapowiada radosny okres festiwalu z lampkami, ale na ekranie widzisz, jak świat rozpada się na twoich oczach. 

USA, 2023, 107'

Reż. Matthew Yerby, Sce. Matthew Yerby, zdj. Jess Dunlap, Muz. Tyler Forrest, prod. Convoke Media/Slated, wyst.: Willa Holland, Shane West, Dermot Mulroney 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz