czwartek, 19 października 2023

One Piece - Jedno wielkie rozczarowanie

Uwaga. Tekst nie jest recenzją, lecz luźnym spostrzeżeniem na temat kondycji kultury masowej. 

 Jestem załamany stanem popkultury. Wielomilionowa publiczność, zachwyty, i na co to wszystko, skoro otrzymałem familijny papierek lakmusowy. Gdzie karykaturalne, niewiarygodnie przaśne portrety czarnych charakterów grają na jednej, zużytej nucie, przemoc jest komiksowa (pozbawiona dramaturgii), przerysowana jak teledyski znanych wykonawców. Zmarnowana szansa na przemodelowanie oryginalnej mangi autorstwa Eiichiro Odę w coś żywego, niezapomnianego, melancholicznie gładkiego, jak powieści Tove Jansson znanej z ,,Muminków''. Za to dostałem kapryśnego, przemądrzałego Luffy'ego, który przez swoje gumowate zdolności wyrasta na najmniej empatyczną postać ostatniej dekady. Który pożarł diabelski owoc (tzw. gum-gumowiec - beznadziejna nazwa, swoją drogą), więc stał się elastyczny, jak Plastic-Man ze stajni DC. Dosłownie potrafi wyginać, rozciągać ręce, uderzając pięścią jak jakiś Popeye po sterydach i na używkach LSD. 

Największym problemem ,,One Piece'' jest sama konwencja i jej ciasna rama. Ograniczona przez nawyki komiksowego rodowodu, który jest niemal pastiszem pirackiej bandery. Nie traktująca niczego na poważnie, bez historycznej otoczki, przepełniona kpiarskim fanserwisem (inaczej wasei-eigo), którego osobiście nie popieram w serialach, przez co całość rozwadnia się w skąpo przedstawianych dialogach, czarodziei z przeforsowanymi mieczami ze swoimi fikuśnymi włosami, którzy grają twardzieli większych niż są nimi w rzeczywistości. Czasem brakuje mi w popkulturze równowagi, dlaczego to nie może być bohater na miarę Jeana Gabin z ,,Rekiny finansjery''? Który jest silny i niezależny, ale nie musi udowadniać, co krok swojej siły i niezależności, bo zna własną wartość oraz sztukę dyplomacji. Bohater pierwszoplanowy jest nieznośnym dzieciakiem, który jest niepokonany, bo scenarzysta nie potrafi balansować między tragedią a komedią. 

Dziś w popkulturze nie ma już prawdziwych bohaterów, w których wierzyłem. Teraz wszyscy chcą wszystkim dokopać, uznając pogardę i chamstwo za najwyższą sprawiedliwość. ,,One Piece'' jest jak dziecięce przedstawienie, gdzie dzieci chcą grać dorosłych, co wychodzi karykaturalnie i prześmiewczo w złym guście. Jest labiryntem fałszywych intencji, gdzie przygoda powinna być jakąś nauczką dla śmiałych podróżników, ale jak zaangażować się w tę kampową wyrzynarkę, gdzie wycięto serce na wpół świadomym, otwartym pacjencie na stole operacyjnym, którego pozbawiono rozumu? Piraci według twórców to dzieciarnia, która chce bawić się w wojenkę z marynarką wojskową. Jedna scena z Corto Maltese - o maltańskim marynarzu - ma w sobie więcej czaru dawnych baśni o wielkich odkrywcach, niż cały ,,One Piece'', który spowodował, że moje wrażliwe serce się poddało. Tak po ludzku. Nie ma ,,romantycznego klejnocika'', jak orzekł Corto w ,,Balladzie o słonym morzu'' autorstwa Hugona Pratt. Jest cyniczna, korporacyjna machina zwana Netflixem, której upadek śledzę od lat. 

To serial, który jest zaprzeczeniem tego, co kiedyś ukształtowało mnie jako dziecko - jakieś uczucie, że przygody nas mobilizują, budują wyobraźnię i mają znaczenie! ,,One Piece'', to ciąg nieśmiesznych żartów, narcyzów i ego-maniaków popisujących się swoją techniką użytkową. Wiedzą, jak korzystać z mocy, ale są po prostu puści charakterologicznie, jednowymiarowi i niewiarygodnie niesympatyczni. Miała być komedia, a wyszła niestrawność żołądkowa. Wiecie co? - Wolę wrócić do akrobacji Bustera Keatona, bo on był wiarygodny, kochał własne szaleństwo ekranowe i sprawiał, że naprawdę się uśmiechałem i dziękowałem za seans. Po ,,One Piece'' mogę tylko czuć chroniczną depresję, jak popkultura rozmieniła się na drobne. We wspomnianych ,,Muminkach'' potrafiłem nawet współczuć Buce, która była źle zinterpretowanym fatum, legendą, którą mylnie nazwano w dolinie Muminków, pomylono z pokracznym potworem. A w rzeczywistości okazała się najbardziej samotną postacią w całej opowieści! Buka szukała tylko przyjaźni w swym mrocznym zamczysku, i to było poruszające! A ,,One Piece'', proszę was, to największa pomyłka ostatnich lat, nie szanująca mojej wrażliwości, drażliwa i nieludzka. Czasem chciałbym być jak Mike Urbaniak, i powiedzieć wprost, że nie lubię popkultury, bo widząc, co dzieje się w ostatnich latach jestem porażony, jak sztuka potrafi nisko upaść. Jestem przerażony, że to co kiedyś wydawało się szlachetne przetopiono w gniew i destrukcję. 

Eiichiro Oda od postaw, od fundamentów swej historii był na przegranej pozycji, i nie rozumiem, co autorzy serialu widzieli w nim pociągającego. Nie jest cudownym pisarzem, jak inni koledzy po fachu, jak Hitoshi Iwaaki znany z ,,Pasożyta'' (który, notabene, został przeze mnie na blogu pozytywnie odebrany) czy Jun Mayuzuki, która napisała cudownie romantyczną serię ,,Po deszczu''. Nie, największe laury zyskał nic nie warty ,,One Piece'', który łamie mi serce, jak kultura masowa zabije we mnie radość z życia. A o Piratach lepiej opowiada serial ,,Piraci'' z 2014 r., o którym sporo się wypowiadałem w tym wątku Piraci, to serial godny uwagi.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz