niedziela, 22 października 2023

Chile '76 - Państwo z dykty

 


Nie od dziś wiadomo, że Ameryka Południowa jest skazana na porażkę. Argentyna - kraj, który wielokrotnie ogłaszał bankructwo. W Brazylii istnieje koszmarny podział na biednych i bogatych, ludziach żyjących w slumsach i małoletnich przestępców, gdzie dzieciaki zamiast mieć bajeczne dzieciństwo biorą broń do ręki (,,Miasto Boga'' - film z 2002 r. poniekąd o tym opowiada). W Ekwadorze krwawy terror gangów, w Boliwii, gdzie kryzys ekonomiczny doprowadził ludzi, aby wyjść na ulicę. Gdzie interwencje państwa są zbyt radykalne. Teraz do głosu dochodzi debiutant, który ogłasza, jak mawia jedna z postaci, ,,Chile, to kraj smutnych ludzi''. 

Akcja zaczyna się tuż po wydarzeniach obalenia autokratycznego rządu, reżimu spod panowania niebezpiecznego człowieka, jakim był Augusto Pinocheta. Pierwsze kadry lądują na przewodniku turystycznym, ponieważ główna bohaterka Carmen zamierza zrestaurować własny dom na plaży, jak Chile próbujące przebudzić się po nieudanych rządach demokratycznych. Są tu sceny, które niejako można porównać do polskich domów, gdzie polityczne dysputy przy stole prowadzą do lekkiego, nienazwanego rozdrażnienia. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego ludzie są uczuleni na dyskusje polityczne, przecież to ważne sprawy społeczne, więc o co chodzi? Mamy spokojny, kameralny nastrój rodzinny. Carmen ma sporą wiedzę o medycynie, dlatego korzysta ze środków dostępnych dla lekarzy. Zaczyna zajmować się rebeliantem, który miał czelność obrazić jednostki władcze. Prawdopodobnie poszukiwany przez służby mundurowe, choć autor nie wykazuje żadnych cech, że jest ścigany przez organy państwowe. Za wszelką cenę unika jednogłośnej ceremonii, aby potępić chilijski rząd i jego wysłanników. 

Obserwujemy, raczej klasyczną klasę średnią, choć nie przepadam za tytułowaniem ludzi po ich zawartości portfela. Przyjmijmy, że to burżuazja - wraz z jej wadami. Którzy mają wykształcenie, dach nad głową, małe pociechy, ale jednocześnie są zbyt sparaliżowani, żeby wypowiadać się o polityce wprost i bez udawania, że wszystko jest w porządku. Zamiatają problemy pod dywan, ucinają dyskusje, a czasem mają dziwną manię prześladowczą, która zżera wewnętrzny spokój obawiających się obywateli, którzy pod żadnym pozorem nie chcą przyznać, że bojkotują działania przestępcze na stołkach urzędasów. Bohaterowie wydają się, jak złote rybki zamknięte w szklance - metaforyczna scena, która udowadnia, że strach rządzi w szeregach obywateli, którym odebrano wolność do swobodnego wypowiadania się. Jest to, w jakimś sensie, aktualny komentarz na temat, jak ludzie boją się władzy i ich możliwości.  

Pozorne sceny, jak widok z góry na morze zapowiada jakiś fatalistyczny dramat kryminalny o ludziach, którzy nie przetrenowali traumy dopiero co po upadku dystopijnego świata na miarę Chin. Pozorny spokój, bo ludzie są jacyś nerwowi, sama Carmel przyznaje, że cierpi na nerwicę, czyżby efekt obawy, że zostanie namierzona przez tyranów, która ukrywa antyrządowego przestępcę? W telewizji wolą oglądać filmy pełne przemocy o gangsterach, miast zwrócić uwagę, że dopiero co obalili gangsterskie rządy jednego dyktatora, który katował własny naród. Lewicowy rząd miał być lekarstwem, a okazał się przekleństwem, co zabawne, Carmen na pewnym etapie zostaje nazwana Kleopatrą. Zabawne, bo ta urodziwa królowa Egiptu stawiała własny kraj ponad dobro zewnętrznych uzurpatorów. A Carmen w filmie raczej wygląda na bladą, wystraszoną kobietę, piękną kobietę w wieku średnim. Lustra, które odbijają jej twarz sugerują jakoby, że wcale nie jest Kleopatrą, jakby chciał rzekomy przestępca dokonujący gwałtu nad państwem z tektury. To uczucie kumuluje dziwna, impulsywna, przerażająca muzyka, która prowadzi do jakiegoś schorzenia intelektualno-emocjonalnego. Ludzi wybitych z własnego głosu, którzy nie korzystają z prawa do samodzielnego głosu. Wolą siedzieć pod butem niewidzialnych sił. 

Terroryści nie są nazwani terrorystami, a rząd jest jakimś nienazwanym fatum, które prześladuje kraj wzdłuż i wszerz, poprzez prasę, ogłupiającą telewizję, tajemnicze morderstwa, które maskują podstęp wysoko uprzywilejowanych jegomości z immunitetami. Film jest niezwykle powolny, przez co, podejrzewam - część widzów zaśnie w trakcie śledzenia niemrawej rodziny z przeciętnej familii. Ale może to dobrze, bo usypia czujność, jakby chciał podsycać strach w widzu pojedynczymi, makabrycznymi ujęciami. Jasne, czasem wydaje się, że stosuje prymitywne sztuczki, żeby zająć widownię - włącznie z muzyką, która potrafi manipulować obrazem. Największym problemem może wydawać się fakt, że film nie mówi niczego o dawnych katach, którzy terroryzowali, i nadal terroryzują kraj. Próbuje być włoskim czy hiszpańskim giallo. Tylko bez morderców, którzy czają się za rogiem, żeby ubić ci łeb. Dopiero jedna kobieta przełamuje tabu i wyśmiewa Chilijczyków, że są leniwi i nie zdolni, żeby samemu sprawować władzę. Być może ,,Chile '76'' opowiada o każdym z nas, którzy nie są gotowi podjąć jakiejkolwiek aktywności, aby pozbyć się reformatorów, którzy szkalują własny kraj pod przykrywką ,,ja tu jestem panem, i ja was urządzę według własnych planów''. 

Chile, Argentyna, Katar, 2022, 95'

Reż. Manuela Martelli, Sce. Manuela Martelli, Alejandra Moffat, zdj. Soledad Rodriguez, muz. Maria Portugal, prod. Cinestacion, wyst.: Aline Kuppenheim, Alejandro Goic, Nicolas Sepulveda, Hugo Medina 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz