niedziela, 27 sierpnia 2023

Trzy na jednego w mieszanym składzie #2

 

W kadrze Petra Dvorakova.


W przeciwieństwie do klasycznego trzy na jednego, gdzie wybieram filmy w kolejności - od najmniej udanego, do najbardziej angażującego seansu postanowiłem uzupełnić rubrykę związaną z działalnością pozostałej sztuki, z którą mam kontakt. To znaczy, co mam na myśli - filmy będą pojawiać się jako opcja trzeciorzędna, a pierwszeństwo otrzymują takie rzeczy, jak komiks, płyta muzyczna, kącik sportowy, malarstwo, książka czy seriale. Czyli to, co napędza mój umysł, ale nie jest związany z kinematografią (seriale nie traktuje jako dział kinematograficzny, wybaczcie). Z racji, że czytam sporo, kręcę się wokół innych tematów niż X muza - postanowiłem sobie, że zrobię oddzielny dział dla reszty artystów, żeby nie czuli się pokrzywdzeni. 

Mieruko-Chan. Dziewczyna, która widzi więcej. Tom 1


Jedna z tych mang, która nie wie, co ze sobą zrobić. Czy miał na celu pastiszować horrory, czy nieudolnie naśladować japońskie odchyły i wierzenia w duchy, w paranormalne zjawiska? Główną bohaterką jest młoda uczennica, która widzi obiekty niematerialne (jakieś maszkary z japońskich legend typu youkai), w tym sęk, że boi się przyznać do własnych odkryć pozazmysłowych i umyślnie ignoruje istoty spoza strefy atomistycznej. Ani to groza, ani zabawa gatunkiem. Mielenie suchej kultury japońskiej z pop-medialną modą na duchy, klątwy i wróżbiarstwo. Najczęściej cechująca się prymitywnym humorem, jak demony łapią młode dziewczyny za piersi - no, humor wykwintny, że mam ochotę przewracać oczami. Tanie zagrywki prosto z komedii ecchi, które uwielbiają pławić się w seksualnych aluzjach. Zamiast reklamy shinto i ciekawej rozprawy na temat miejskich legend otrzymujemy epizodyczne historyjki, które nie prowadzą do żadnej konkluzji. Zabawa straszydłami bez żadnych zasad oraz fantazji. Puste doświadczenie, przeżarte kliszami, myślałem, że otrzymam coś inspirującego, a zaoferowali miskę bez ryżu, odebrali sajgonki z sosem czy przepyszne sushi. Jest jak Japonia bez Japończyków - bez tożsamości. Niby coś próbuje, bo ukazuje, jak złe duchy kryją się za oszustami, mącicielami czy niegodziwcami, ale w takim razie, nasza główna bohaterka ma coś na sumieniu? W tym problem, nie wiem, dlaczego widzi duchy i nie stara się zapobiec dalszym efektom psychozy. Najpierw udaje, że nie widzi duchów, a potem się boi, jak grzesznik konfesjonału, gdzie tu logika, instynkt samozachowawczy, próba śledztwa czy radzenia sobie z zatrutą aurą, czy zapaskudzoną karmą według wierzeń buddystów? 

Jak na japońskie standardy - grubo poniżej przeciętnej. Nie szanująca czasu czytelnika, jego inteligencji, bystrości czy ciekawości. Japońskie mity mają bogatą tradycję, a nie stać ich na odrobinę szaleństwa? Manga z każdym rokiem jest coraz gorsza i powstaje coraz więcej nic nie wartych tytułów. Myślałem, że po rozczarowującym ,,Chainsaw Man'' nie powstanie coś równie nieproduktywnego. Myliłem się. ,,Mieruko-Chan'', to esencja płytkiej popkultury w Japonii, która utknęła na mieliźnie, jak statek Terror w powieści Dana Simmons. 

Japonia, 2018

Autor: Tomoki Izumi 

Polski wydawca: Studio JG


Decarnation 

Obiecali wielkie doznanie. Tu i ówdzie usłyszałem, że pięknie kontynuuje tradycje klasyków gier wideo, jak ,,Silent Hill'' czy ,,OMORI''. No niestety - nie. Jako gra mało grywalna, w tym znaczeniu, że więcej dialogów niż ustawa przewiduje. Drobne elementy rytmiczne nie naprawią sytuacji - nie sprawi, że stanie się hitem na półkach sklepowych. Wygląda jak visual novel, niż pełnoprawna gra przed monitorem. Zasypuje ścianą tekstu, często beznamiętnego, dialogi bywają sztuczne, i gdyby pisał je Alain Grillet (jeden z czołowych scenarzystów we Francji w latach 60. czy 70. XX wieku), to może byłby lepszym widowiskiem, a tak otrzymałem zlepek surrealistycznych pomysłów czy schematów od lepszych twórców. Początek, jak z animacji Satoshi Kon (znanego z ,,Paprika'' czy ,,Paranoia Agent''), gdzie jawa miesza się ze snem, a rzeczywistość z obłędem. Mamy do czynienia z burleskową tancerką, która traci zdrowie psychiczne, a potem mierzy się z własnymi lękami, z poturbowaną, zaburzoną podświadomością. W dodatku Gloria (nasza protegowana) jest praktycznie postacią nie do polubienia. Jest stereotypową artystką z narcystycznymi naleciałościami. Pełna taniego grzechu, która za wszelką cenę, jak celebryci, chce być wiecznie młoda i piękna, co za banał. Nie dość, że ,,Decarnation'' ściąga od mistrzów gatunku wszelkie jej zalety, czyli obrazoburcze tematy, jak krzywdzenie dzieci lub odważnie podchodzi do chorób cywilizacyjnych, jak samobójstwo, to jeszcze kopiuje sceny z ,,Perfect Blue'', a sam temat nie wystarczy, żeby twoje dzieło było ponadczasowe. Musisz go dobrze rozwinąć, a ,,Decarnation'' nie potrafi być jednocześnie wystarczająco dojrzały jako gra wideo, i jako majstersztyk inscenizacyjny. Chwilami miałem wrażenie, że to infantylizacja pięknego gatunku surrealistycznego, a oniryzm jest mniej groźny niż w poetyce Jeana Cocteau (znany chociażby z ,,Orfeusza'' z 1950 r.).  


Mogę pochwalić za kapitalną ścieżkę dźwiękową, która jest znakomita (słucham po ukończeniu gry), za sprytne metafory, jak pokój symbolizuje uwięziony umysł, a zabijanie własnego sobowtóra jako zamach na własną osobowość i dawne ,,ja'', to jako całość nie broni się pod względem scenariuszowym, to znaczy, kuleje bardzo wiele. Bywa nieznośnie natarczywy w kopiowaniu japońskich anime (co uważam za jawną zdradę europejskiej wrażliwości), a co gorsza, w ostatnich latach powstało dużo ciekawszych, lepiej opowiedzianych produkcji o zabarwieniu psychologicznym - wystarczy wymienić ,,Scratches'', ,,Signalis'' (który opisywałem na blogu) czy dowolny ,,Fatal Frame'', który dowodzi, że straszyć trzeba umieć. Jest to przykre, bo uwielbiam wszystko, co związane z surrealizmem i jego odnogami, a dostałem po prostu banalny tekst, który porusza trudne tematy, ale nie potrafi z nich korzystać i nieświadomie trywializuje choroby osobowościowe. Szkoda. Wielka szkoda, bo zapowiadało się mitycznie, jak wyprawa do ,,Sable''. 

Francja, 2023 (Ogrywane na PC)

Producent: Atelier QDB

Wydawcy: East2West Games, Shiro Games


Wrony 

Jedna z tych czeskich powieści, rzekomo dla młodzieży, ale każdy z nas może coś z tego wyniesie. Baśniowa kompozycja, dwuznaczne zakończenie, wrony za oknem jako dekonstrukcja antropocentryzmu. Jednakowo subtelna, jak i terrorystycznie opresyjna niczym ,,Opowieść podręcznej'' Margaret Atwood. Utalentowane plastycznie dziecko ma w domu rodzinne piekło. Psychotyczna matka, krypto-obojętność ojca, zazdrosna siostra o przystojnego nauczyciela od plastyki, gdzie pierwsze miesiączki łączą się z bólem dorastania do artystycznej duszy wolnej od zakłamanej rzeczywistości. Psychologiczny defekt ludzkości, która nie potrafi dostrzec wrażliwej natury jednostki nieskorumpowanej matactwami. Czasami łatwo szokuje, bo któż nie jest czuły na krzywdę małych, bezbronnych dzieci, które nieuczciwie zostają ,,zbite'', niezrozumiałe przez kapryśnych rodziców, których Bóg nie obdarował talentem artystycznym. Poniekąd drażni mnie nieco archetypiczne podejście do opisywanych postaci, ale w konwencji baśniowej ma to jakieś ,,głębsze'' uzasadnienie? Nie jest to Milan Kundera, więc brakuje większej błyskotliwości, celniejszego języka czy doraźnych środków poznawczych. Mimo to, ma zaplanowany charakter powieści - pisana z pozycji dorastającego dziecka, poprzetykana mini-rozdziałami, gdzie narratorką jest matka, która ewidentnie nie rozumie częstotliwości własnej pociechy, co odbiera na innych falach i ma odmienne spojrzenie na naturę rzeczy. Jest zaślepiona własnym poczuciem obowiązku, jej prawem do bycia matką, która myśli, że zawsze wie, co najlepsze dla córeczki. Otóż nie. 

Matka jest najgorszą postacią w tej opowieści - bez dwóch zdań. Wywołuje ciągłe konflikty, jest przewrażliwiona na punkcie bałaganu, nie potrafi podejść do siebie z dystansem, a dzieci traktuje jak kartę tranzytową do wymówki, żeby uznawać się za ,,dojrzałą'', ,,poważną'' kobietę. Zresztą z ojcem również bywają przeboje - jest uległy, niczym pantoflarz godzi się na kaprysy małżonki, a jego postawa w finale budzi jawne zastrzeżenie moralne. Niby przez lekturę przebrnąłem bez ,,ukłucia'' wewnętrznego, czy większego bólu, ale czy jest to lektura do poduszki? Tak średnio bym powiedział. Czytałem lepsze rzeczy, jak ,,Gniazdo światów'' Marka Huberath. Znakomite ,,Labirynty'' jednego z moich ulubionych artystów, czyli Jorge Borgesa, a lektury Osamu Dazai są bardziej bezkompromisowe i kontrowersyjne. Natomiast jako opowieść o zaburzonej rodzinie, która nie radzi sobie z emocjami czy z własnymi problemami wewnętrznymi sprawdza się nawet nieźle. Także polecam mimo pewnych usterek. 

Czechy, 2020

Autor: Petra Dvorakova 

Wydawnictwo w Polsce: Stara Szkoła 

Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz