niedziela, 3 września 2023

War Pony - Rezerwat dzikich plemion

 


Od kiedy polityka Reagana negatywnie wpłynęła na Stany Zjednoczone, krótkowzrocznego intryganta, nie ma wątpliwości, że brakowało mi ostatnio w kinie głosu, który skopałby zadek zarozumiałym sekretarzom, gubernatorom czy prezydentom. Czy ,,War Pony'' coś mówi o współczesnym niewolnictwie? Niewątpliwie. Ludzi zamkniętych na zmiany, którzy wpadli do getta ,,ściekowego'', gdzie dominuje brak sensownej pracy, ubóstwo, kempingowy byt, dzieciaki szukają odskoczni w zabawach oraz w zażywaniu meta (metamfetaminy), a marynowani chłopcy starają się wyrwać z marazmu Południowej Dakoty. W czasach, gdy wolność słowa jest skutecznie eliminowana w debacie publicznej, a odmienne poglądy uznawane za ,,wrogie'', to ,,War Pony'' wydaje się odskocznią od zblazowanej społeczności, którą nie interesuje nic, prócz kupno nowych zabawek, reality show i paradokumentalnego szukania sensacji tam, gdzie jej nie ma.

,,War Pony'' od początku wydaje się świeżym oddechem od panowania tępego, łamiącego konstytucję Nixona, który został senatorem z przypadku, nabzdyczonego Trumpa, który dorobił się majątku i mądrzy w telewizji. Od kiedy rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej zagoniono do rezerwatów - nastąpił totalny rozgardiasz w państwie, co rzekomo, kultywuje ,,możesz być kim chcesz'' i spełnić wszystko, czego pragniesz. Tubylców wygoniono, zasmarkanych imigrantów przybyło, a Stany Zjednoczone zaczęły wojować z każdym na froncie. Utalentowany debiutant uderza w całe to kurestwo domagając się odzyskania utraconej suwerenności wspólnoty, ludzi skazanych na margines społeczny, którzy chcą uciec od biedy, na którą zostali skazani przez własnych rodaków. Film ma niesamowity flow, jakby powiedziały to dzieciaki na osiedlu. Lekki, płynny obraz skaczący między wydarzeniami w Pine Ridge. Gdzie młody mężczyzna zajmuje się pudlem, szukaniem pracy w osadnictwie, jako ojciec wychowuje dwójkę dzieci, zerwał z dziewczyną, ale znalazł nową towarzyszkę od serca. Dobre zielsko do jarania pozwala zaspokoić głód, będąc odskocznią od markotnego krajobrazu, a stylem można nazwać przejażdżkę autem w rytmie legitnego hip-hopu, muzyki emocjonalnej, która rozrywa płuca zbuntowanym młodzieńcom. 

Reporterskie sprawozdanie z jednego, lokalnego społeczeństwa sporo mówi o dzisiejszej kondycji społecznej. Ludzi odizolowanych od reszty, tonąc w syfie narkobiznesu, gdzie Indianie, biali i Latynosi mieszają się ze sobą. Autentyczność miejsca i czasu podkreślają dialogi o łobuzerskim wydźwięku. Slang językowy, wulgarna odzywka z ubogiego terytorium, muzyka ulicy, tatuaże, a nawet klasa społeczna, która rozmyła się przez wpływy zdemoralizowanego kapitalizmu, gdzie w Stanach bogaci się bogacą, a biedaki popadają w paranoję braku gotówki. Południowy klimat się udziela - gorące poranki, monotonia zabijana alkoholem, a wyrzucone dzieci z gniazda rodziców szukają domu zastępczego, gdzie trzeba trzymać się trzech zasad, jak brak urządzania bójek, czy chodzenie do szkoły bez zbędnych wymówek. Jak w południowej Alabamie udekorowana polami uprawnymi w tle. Plemiona Dakotów Teton na drugim planie, która na szczęście ma na placu okoliczną szkołę, więc edukacja pozwala młodym umysłom dokształcać się w rezerwacie, starsze baby mają głos w rodzinie, a twórca dba o najmniejsze detale, więc umieszcza specyficzny języków Lakotów, przedstawia spokojnie i rzeczowo rezerwat z pozycji wewnętrznej, z dala od polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, wścibskich rednecków i zapracowanych mieszczuchów. 


W momencie, gdy Indianie na ekranie są coraz pozytywniej przedstawiani, w ,,War Pony'' mamy klasycznie nakreślony folklor. Indianie przywykli do ,,zamkniętego'' trybu życia, choć bieda zagląda w garnek, a ubogie słownictwo wskazuje na braki w wykształceniu. Gdzie zagrożenia o natężeniu psychospołecznym przybierają karykaturalny kształt. Somatyzacja największych lęków - niespełnionych marzeń, trwania w pustce emocjonalnej, a zwykłe poszukiwanie zagubionego psa (w drugiej połowie filmu) stanowi o sile ekumenizmu. I choć w warstwie wizualnej raczej nikogo nie porwie, niczego zaskakującego nie dodaje, to ma lekki, unoszący się na fali rytm brzmienia - jest wręcz skumulowany, jak kino braci Dardenne - społecznie bolesny, choć tryska optymizmem czy humorem. Świadomie nie obdziera ze złudzeń, jak wywrotowy Krzysztof Kieślowski czy Farhadi, a jego tempo bywa podyktowane muzyką rytmiczną, ma w sobie kawałek bluesa zakrapianego melancholią za straconym życiem, gdzie ujściem jest używka czy przeklinanie bez barier.

Apatyczni rodzice, podziały, konflikty, to wszystko kumuluje się w dwugodzinnej subwersji, gdzie dzisiejsze mini-państwo pozamykane na wskutek zerwanego paktu między Siuksami mierzą się z przeklętymi problemami XXI wieku, gdzie ,,niewidoczne'' ubóstwo domaga się o lepszy byt. Sam temat rezerwatów nie jest jakoś specjalnie poruszany, bo jak to zrobić, kiedy w Stanach panuje podział na stany i działki, gdzie biała rasa wkręciła się w indiańskie korzenia, gdzie czarni potomkowie zaczynają być przodkami Indio. Niektórzy autorzy próbowali podjąć temat Indian od strony ,,technicznej'', jak rezerwaty zabiły rdzenną kulturę tubylców, ale z marnym skutkiem, bo po przeczytaniu ,,Skalp'' przecenianego Jasona Aaron uznałem to za buńczuczny szmelc, który nie rozumie kultury Ameryki Łacińskiej czy kultury Ameryki Północnej. Obecnie serial ,,Yellowstone'' również dotyka sfery rdzennej grupy etnicznej w Stanach Zjednoczonych, tylko po pierwsze, miłośnicy westernu będą zawiedzeni jego przedstawieniem, a dwa, to serial dla republikanów, którzy uwielbiają się pławić w pop-przemocy i w neoliberalnej gospodarce. To serial wyłącznie dla osób, które nie oglądają westernów, a redneckie rancza uznają za inspirujący motyw scenograficzny. 


,,War Pony'' nie zmieni sytuacji ekonomicznej, ani społecznej, po prostu porusza w najprostszy sposób drażniące tematy, jak demokracja przestała być demokracją, jak rozwarstwienie gospodarcze rozbiło rodziny, a ludzi sprowadzono do bogatych lub biednych, jakby status ekonomiczny miał nadawać prawo człowieczeństwu. I chociaż bywa skrótowy, a symboliczny bizon z państwa Lakoty przebiera nóżkami dwa razy w kadrze - nadal jest filmem, który wzywa do sprzeciwu, aby zamknąć ryj wynaturzonym kapitalistom, których nie obchodzi wolność ani równość.

USA/Wielka Brytania, 2022, 115'

Reż. Gina Gammell, Riley Keough, Sce. Gina Gammell, Franklin Sioux Bob zdj. David Gallego, muz. Christopher Stracey, Mato Standing Soldier, prod. Caviar/Felix Culpa/Kaleidoscope Entertainment, wyst.: Jojo Bapteise Whiting, Robert Stover, Ashley Shelton, Jesse Schmockel, Sprague Hollander 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz