sobota, 12 sierpnia 2023

Trzy na jednego #9

Kadr z filmu ,,Gran Turismo''

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Nimona

 ,,Nimona'', czyli wszyscy jesteśmy źli. Zmiennokształtność tytułowej istoty jako genderowa przykrywka. Lśniący, biały rycerz jako dobry sługa, pan w czarnym płaszczu jako zły opresor, co za tanie chwyty propagandowe z lat 80. na miarę ,,Gwiezdnych wojen''. Nimona za wszelką cenę nie chce być nazywana potworem, a sama w trzecim akcie demoluje miasto przez to, że dała się sprowokować. Nawiązuje do gestów metalowców, jakby metalowcy stanowili stereotyp wcielonego demona - powiedzcie mi, że to jakiś kiepski żart dla rasistów muzycznych?

 Czy naprawdę dzisiejsze animacje nie mają nic do powiedzenia i tylko udają mądrość? Gubiąc się we własnych pląsach neuronowych? Kiedyś kręciliśmy bajki o wzajemnym poszanowaniu, a nagle każdy ma na każdego haki i niesie pożar w sercu? Płytka, infantylna, nieznośnie plastikowa animacja, która chciałaby opowiadać o rzeczach ważnych, a kpi sobie nawet ze śmierci walecznych bojowników. ,,Idee są kuloodporne'' - pisał kiedyś Alan Moore, tymczasem idee przeistoczyły się w zażarty bój i noszenie nienawiści w duchu, by poskromić opozycję. Awanturnicze żarty nie działają, strona wizualna budzi nieprzyjemny posmak matowego obudowania, a roszczeniowe postawy ingerują w autentyczność postaci. ,,Nimona'' nie działa na wielu poziomach - humor jest prostacki, konflikty sterowane za pomocą śliskich emocji, a Netflixowa polityka, by promować lewackie treści (w stylu homoseksualne pary) zaczyna nabierać w ustach napełnione wiadro absurdów. Jeśli już chcesz opowiadać o homoseksualnych związkach - zrób to chociaż porządnie! A nie na widzimisię. Bezduszna kalkulacja chwytająca się wszelkich prób, by wzruszyć widza - tolerancja inności, mylne wrażenie, że sami nie jesteśmy potworami, skoro jesteśmy ludźmi, a nie bestiami z legend. A co gorsza - animacja pokazuje wszystkich, bez wyjątku, w niekorzystnym świetle.

Rycerz jest przykładem sterowanej, zmanipulowanej kukiełki, Nimona progresywną dychotomią myślenia czy obcej siły z mitów, a przewodnicząca Instytutu jest fałszywym prominentnym autorytetem w mediach. Taniość, obciach, jak z fajnych motywów (pop)kulturowych uczynić dzieło czymś niejadalnym, chaotycznym, moralnie niewiarygodnym, a co gorsza, niektórzy doszukują się tu jakieś wielkiej szlachetności, ale jak możesz być szlachetny, skoro nie chcesz być potworem, a sama czynisz krzywdę niewinnym? Co za hipokryzja. Może wszyscy jesteśmy hipokrytami, i nie potrafimy się przyznać?! Niczym ,,Pinokio'' wykreowany przez Del Toro pocieszenia szuka bardziej w śmierci niż w życiu, co za bluźnierczy nihilizm egzystencjalny!

USA, Wielka Brytania 2023, 102'

Reż. Nick Bruno, Troy Quane Sce. Marc Haimes, muz. Christophe Beck, prod. Annapurna Pictures, wyst.: Riz Ahmed (głos), Chloe Grace Moretz (głos), Eugene Lee Yang (głos), Frances Conroy (głos)

Gran Turismo

Pochwała motoryzacji czy nieznośna reklama gry wideo? Sprzedawca pustych marzeń czy spełniony sen kierowcy ścigający się z najlepszymi w Le Mans? Trochę to irytujące, kiedy na wstępie twórcy są rażąco pyszni i próbują ci sprzedać, że ,,Gran Turismo'' to najlepsza gra na świecie, co to w ogóle za pomysł? Niektórzy gracze mogliby się obruszyć i zjechać twórców za ich pustą, proklamacyjną gadaninę. Na szczęście autorzy poszli po rozum do głowy i nie postanowili sprzedać pustego opakowania bez zawartości. Umówmy się, ,,Gran Turismo'', to gra bez fabuły, więc nie miała potencjału na kino, dlatego cieszę się, że mam do czynienia z bohaterem nietuzinkowym, który wyznaje własny indywidualizm, jest zapalczywym miłośnikiem czterech kółek przed konsolą i ma gdzieś, że inni próbują go namówić na jakieś wypady do baru czy coś podobnego. Tacy ludzie zawsze byli ciekawsi niż jakieś osiedlowe cwaniaczki, które nie mają nic do powiedzenia. Zresztą plakat z Senną czy prawdziwe fury rozwieszone na ścianach od razu przypomniały mi, dlaczego uwielbiam ludzi z pasją, bo są autentyczni, kochają to co robią, a nie udają kogoś, kim nie są. 

Nasz przyszły rajdowca na zamkniętych torach zostaje wytypowany do akademii GT (czyli zawody organizowane przez Nissan, oficjalnie od 2008 r., i Ty możesz wziąć w nich udział), gdzie wygrywa wirtualny konkurs, by spotkać prawdziwych kierowców. I tutaj mam zastrzeżenie, bo mainstreamowe kino nie potrafi uczyć, jak pokazać coś bez przesadnego błaznowania. Pierwsze spotkanie z zawodowcami (którzy mieli styczność z rzeczywistym autem) i już głupie uśmieszki, bo gra w gry i myśli, że na torze będzie podobnie, jak przed telewizją, naprawdę? Czy to ma pokazać iloraz inteligencji kierowców, którzy ryzykują życiem i są pod nieustanną kroplówką adrenaliny? Niektórzy to niczego się nauczą, chociażby pobierali praktyki od najlepszych w historii kinematografii. Montaż bywa przesadnie ,,ścinany'', chociaż rozumiem ideę, aby przypominało to zmianę biegów w skrzyni. 


Chociaż fabuła przypomina notatkę z wikipedii, to czas przejść do najważniejszego programu ,,Gran Turismo''. Jak prezentują się wyścigi, czy są ekscytujące, jak w ,,Initial D'' czy błahe, jak w ,,Szybcy i wściekli''? Tutaj na szczęście twórca przejmuje pełną kontrolę nad pojazdem i panuje nad rozmieszczeniem kamer. Widok z kokpitu, z lotu ptaka, ze stadionu, z bocznego lusterka, z tylnej opony, za spoilerami. Twórca widać, że grał w ,,Gran Turismo'', ponieważ odhacza podstawowe funkcje, jak charakterystyczny sygnał przy starcie na światłach, oznacza pozycje, kto na jakim miejscu podczas wyścigu, korzysta z uroku poetyki gier wideo i szaleje na zakrętach jak mistrz kierownicy. Czasem niestety czuć, że to tylko reklama marki. Serwowanie ,,gameplay'u'' zamiast autentycznych ujęć, logo PlayStation, ,,przełączanie'' się miedzy trybem gry, a rzeczywistością na torach. Sprawia to dyskomfort odbiorczy, ponieważ autor pod pewnymi względami nie wie, czy chce prezentować prawdziwe emocje czy wirtualne zabawy przed konsolą. Przez co film traci rytm i brzmienie. Łamie prostą zasadę i sprawia, że iluzja jest iluzją. Nie wierzysz, że to prawdziwa historia, a jakieś bogate demo popularnej franczyzy. 

Ostatecznie muszę przyznać odwagę, że jak na reklamę stara się oddać realia wykańczających zawodów Le Mans. Poważne wypadki, które nie są zabawą, a miłość do czterech kółek, mimo że prowizoryczna, to jednak sprawdza się jako dziecięca spirala, by przejść z konsoli do świata wariatów, którzy lubią docisnąć w gaz, rozpędzić się do 100 km/h w trzy sekundy oraz poczuć drżenie silników pod maską.

USA, Japonia, 2023, 135'

Reż. Neill Blomkamp, Sce. Zach Baylin, Jason Hall, zdj. Jacques Jouffret, muz. Lorne Balfe, prod. Epic Films/Michael De Luca Productions/PlayStation Productions, wyst.: Archie Madekwe, David Harbour, Darren Barnet, Orlando Bloom 


Na pełny etat

Horror codzienności wielu z nas. Brak klarownej organizacji, walka z czasem, by zdążyć na komunikację miejską na spotkanie kwalifikacyjne. Praca, która pochłania, depcze wolny depozyt, pozostawia z pustym wejrzeniem na to, jak straciliśmy własne życie z oczu. Demonstracje, strajki robotnicze, pogoń za pieniędzmi, które nic nie znaczą, ale społeczeństwo nadaje banknotom znaczenie. Samotna matka wychowująca dwoje dzieci biegnie za nowymi perspektywami, ściga społeczeństwo w jej pracoholizmie, w ganianiu za luksusami, aby dziecko miało jeszcze więcej. Materializm konsumpcyjnego, demokratycznego bałwochwalstwa. Thriller wynikający z frustracji dzisiejszego bycia ,,kimś'' i ,,gdzieś''. Nieidealne matki, nieidealne kobiety, które nie nadążyły za zmianami. Starając się być żoną i mężem w kanonie rodzin wykastrowanych bez ojców. Rozwiedzione, zwlekające za alimentami, zagubione w nadmiernych obowiązkach. Stres wielkiego miasta połączony z hałasem otoczenia, który negatywnie wpływa na emocje bohaterki, jak rosnące napięcie w żyłach, dopompowanie krwi do obiegu, zagłuszanie ciszy - prowadząc do rozkołysanej osobowości. Chwiejnej na krawędzi. Jak pogodzić oszukaną karierę zawodową z gospodynią domową? Chcesz mieszkać na przedmieściach, ale pilnujesz budzika, biegasz za metrem, żeby zdążyć do durnej pracy, która zastąpiła nam wewnętrzne zadowolenie. 


Film bez kretyńskich odniesień, że Julie (czyli nasza protegowana) jest kobietą twardą czy niezależną według pustych kanonów. Autentycznie obawia się długów, gdzie społeczna kultura pracy powinna zostać obalona, a politycy firm wyrzuceni z piedestału, to świat migających luster, wiecznego pośpiechu i karty kredytowej, a Julie dała się w to wkręcić, jak każdy z nas. Jedno wiem na pewno: ma najbardziej dynamiczną sekwencję ścielania łóżka, jaką widziałem w kinie. 

Francja, 2021, 85'

Reż. Eric Gravel, Sce. Eric Gravel, zdj. Victor Seguin, muz. Irene Dresel, prod. Novoprod/Canal +, wyst.: Laure Calamy, Anne Suarez, Nolan Arizmendi


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz