sobota, 29 lipca 2023

Recenzja przedpremierowa: Limbo


 Do górskiego miasteczka zawitał postarzały, brodaty, wytatuowany detektyw, który szuka ukojenia w podziemnym mieście, jego niezaspokojone poczucie sprawiedliwości karze wyruszyć do Coober Pedy w nadziei, że znajdzie odpowiedź na kryminalną sprawę sprzed dwudziestu lat, której nie udało się rozwiązać lokalnej policji. Naszym naczelnym oczkiem w głowie jest dochodzenie w kwestii morderstwa aborygeńskiej dziewczyny. Mimo to, dla autora od zbrodni ważniejsze są konflikty natury rodzinnej oraz stratowana przeszłość rdzennych mieszkańców Australii. 

Tytułowe Limbo to miejscowy motel, a jednocześnie otchłań, która pochłonęła ofiary nienaprostowanej sytuacji życiowej. Detektyw Travis poza tym, że zmierza do pustynnej, zapadłej dziury na południe krainy kangurów zmaga się z własnymi problemami - chcąc odnaleźć winowajcę, poniekąd prowadzi śledztwo wewnętrzne, aby znaleźć rozwiązanie, dlaczego wykoleił się na drodze ludzkiej bytności, widać, że stracił zapał do zawodu, a górnicze miasteczko zdaje się jego grobowcem, w którym próbuje odnaleźć resztki poszlak niedomkniętej sprawy z odległej kartoteki kryminalnej. Miasto, podobnie jak on zażywa opium na dolegliwości - topi smutki w alkoholu, samotna matka wychowująca dzieci szuka pocieszenia w rodzinnym gnieździe, jeden z miejscowych aborygenów używa strzelby w celach treningowych, aby ukoić sumienie, że nie mógł pomóc, kiedy był potrzebny. Jak to w parszywym życiu - świadkowie boją się przyznać, że coś widzieli, że znają okoliczności i ukrywają fakty. Klimat udziela się zawodowcowi. Travis stara się wtopić w otoczenie, wytropić ukryte ślady, dowiedzieć nowych rzeczy oraz stać się chwilowym ,,wujkiem'' dla dzieciaków aborygeńskiej matki, której brakuje męskiego towarzystwa do kolacji, a mądre dzieciaki wiedzą więcej niż zdaje się rodzicom, dlatego otwarcie prowadzą dialog z detektywem, jakby zastępował im ojca. 

Film w swojej konstrukcji przypomina mi nieco alternatywną produkcję amerykańską ,,The Raker House'' z 2023 r. Z tym wyjątkiem, że nie korzysta z onirycznych scen, ale podejrzani skrywają mroczne, lub przykre sekrety, przyznając się do własnej abominacji. Ivan Sen (czyli scenarzysta oraz reżyser), który słynie z plenerowych scenografii - od początku dyktuje tempo opowieści. Senne, jak przedmieścia. Długie, horyzontalne ujęcia, piasek oraz kamienie przesypujące się w ilościach hurtowych. Powolne, drobiazgowe ruchy kamery z pojazdami na dalekim planie. Przestrzenie, które tłamszą jednostki, wyizolowują postaci stając się tłem dla cichej mieściny, która milczy na temat zbrodni dokonanej dwie dekady temu. Twórca dosyć świadomie unika atrakcji dla napalonych chłopców i podekscytowanych dziewczynek - skrywa poszlaki, skrywa ludzkie pobudki, a letnia temperatura każe chować się mieszkańcom w domowych, wykutych jaskiniach. Specyficzne miejsce na mapie Australii ma odzwierciedlenie w historii, która lubi osłabiać czujność, nakrywa się cichymi kadrami, a piaszczyste ścieżki nie pozwalają zapomnieć, że jesteśmy niepożądanymi przybyszami. Travis przejeżdża trasy wiernym Dodge, na co jedna z dziewczynek pyta się, skąd pochodzi, a on odpowiada, że z kosmosu. Travis - niczym przybysz z odległych gwiazd - wprowadza zamieszanie do smętnego miasteczka, gdzie każdy coś ukrywa, a samotni ludzie przechadzają obok samotnie szwendających się psów. 


Niewątpliwie nie o rozwiązanie zagadki chodzi, lecz o wprowadzenie chaosu. Biały człowiek, który zawsze konkurował z rdzenną ludnością Australii - nie jest ,,towarem'' pożądanym, ale Aborygeni, jak to mają w zwyczaju traktują Travisa jako członka familii. Co znamienne, już pierwszy kadr zwiastuje zaproszenie do rodzinnego kręgu, dlatego jego problemy wydają się wręcz odzwierciedleniem zmęczonego miasteczka, samotnej matki wyjętej z ,,Samotnej kobiety'' z 1964 r. indyjskiego filmowcy Satyajit Ray, która tęskni za niezaspokojonymi potrzebami. Porównanie prawdopodobnie chybione, bo to inna wrażliwość filmowa, i inne okoliczności (tam bohaterka ma męża, ale nieobecnego, jak nieobecny jest ojciec w wybrakowanej rodzinie), ale kierunek podobny. Dedramatyzacja, która charakteryzowała włoskiego reżysera Vittorio De Sica (znanego ze ,,Złodziei Rowerów'', ale dla odmiany powiem, że polecam niedoceniane ,,Złoto Neapolu'', gdzie przedstawia mentalność Włochów z tamtego regionu, czyli prowincji Neapolu) stale krystalizuje odwołanie, że morderstwo sprzed dwudziestu lat nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się tu i teraz. Nikt nie histeryzuje, ale piętno przeszłości stale krzyczy - obraz jest stonowany, jak stonowani są aktorzy na planie. Grają poprzez minimalizm sceniczny, a czasem nawet jest zabawnie, jak Travisowi zabiera się papierosa sprzed ust. 

Trudno traktować ,,Limbo'' jak klasyczny thriller kryminalny. To kameralny, grany półszeptem spektakl przemęczonych przeszłością grupki ludzi z małej społeczności, która boi się przyznać, że czas zakopać topór wojenny. Ruszyć do przodu i odciąć się od nękającej przeszłości, która zawsze próbuje wyrwać nas z teraźniejszości. Z czasem szuka ucieczki od przeszłości, która wystarczająco poturbowała twarze rdzennych plemion Antypodów. Ma to swój niezaprzeczalny klimat - szerokie ujęcia na jednostajny krajobraz, duszne mieszkania w wykutych jaskiniach, gdzie rozmowy są przerywane, a sumienia skrywają niezatarte blizny. 

I choć film nie spodoba się publice szukającej wrażeń w mainstreamowych kinach, to działa jako remedium na dość fałszywe i obraźliwe intelektualnie lalki w Barbielandzie (mowa tu oczywiście o ,,Barbie'', która okazała się pustą reklamą pastiszu i tyrady około feministycznej w korporacyjnym pustosłowie). ,,Limbo'' wyznaje tradycyjne wartości, jak Carla Simón, która w drugim pełnometrażowym filmie ,,Alcarras'' z 2022 r. pokazała, jak wielodzietne rodziny z prowincji przepadają na rzecz technologicznego postępu, ma w sobie urok alternatywnego amerykańskiego kina, które stoi w opozycji do dzisiejszego Hollywood, który robi wszystko, żeby go nie lubić, gdzie niezależni filmowcy ,,giną'' i ,,przepadają'' na rzecz machiny propagandowej, że tylko wielkie fabryki wiedzą, co to znaczy branża filmowa. 

Australia, 2023, 108'

Reż. Ivan Sen, Sce. Ivan Sen, zdj. Ivan Sen, muz. Ivan Sen, prod. Bunya Productions, Windalong Films, wyst.: Simon Baker, Rob Collins, Natasha Wanganeen, Nicholas Hope

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz