Azjatyckie kino ma długą tradycję - mimo że kojarzone z nowo falowymi korzeniami czy kryminałami z początku XXI wieku, jak ,,Zagadka zbrodni'' czy ,,Lament'', to pierwszym poważnym filmowcem z tamtego regionu jest zapomniany przez większość (nie liczę fachowców w dziedzinie kina japońskiego) Teinosuke Kinugasa uznany z malowniczych dramatów historycznych. Tadashi Imai z rebelianckim repertuarem czy jeden z najbardziej chwalonych autorów na świecie - świętej pamięci Kenji Mizoguchi, który debiutował w latach 20. ubiegłego stulecia.
Do Japonii jeszcze zdążymy zawitać - tymczasem wybrałem się do Korei Południowej, gdzie powstał ,,Dom w sercu'' - jeden, jedyny obraz wykręcony przez Yong-Kyo Yoon w ojczystym kraju, który nieszczęśliwie zaadaptował się w Korei Północnej po swoim debiucie, w konsekwencji czego, zacznie kręcić tanie, propagandowe tuby na zlecenie imperialistów, jak ,,Boys Partisan'' z 1951 r.
Historia jest prosta, jak czynią to twórcy z Azji. Lądujemy u szczytu mnisiej świątyni. Malutki chłopiec Do-Seong uczy się nauk Buddy, tęskni za matką, którą naznaczono nieposzlakowaną opinią, a w tajemnicy bawi się ptakami niezgodnie z religią czy nonteistycznym systemem filozofii. Na jego drodze życia pojawia się bezdzietna wdowa, do której zaczyna się przywiązywać. Sama kobieta również odwzajemnia uczucie. Wdowa zastanawia się i pragnie, za zgodą mistrza, adoptować ,,złamanego'' emocjonalnie chłopca. Chcąc zapewnić mu edukację, dobre wychowanie i przyszłość, gdzie zamazałoby obopólną samotność poprzez wspólną wędrówkę do stolicy. Do-Seong ma szansę zniknąć ze świątyni, w której wychowywał się bez wyboru, a pojechać do Seoulu, gdzie mógłby przeżyć nowe doświadczenia i zacząć kwitnąć. Egzystować, tak jak marzy.
Tempo oraz rytm odpowiada zgodnie z naturą mnisich obrzędów: kameralna sceneria, kontemplacja krajobrazu, modlitwy, niespieszne rozmowy i ciążąca tęsknota, która uwiera niczym kamień na szyi oraz powoduje nieproszony ból. Delikatna materia mnisiej społeczności prędko psuje nastrój niesfornemu Do. Buntuje się wobec reguł, choć jest to podyktowane przez żal i zżerające od serca wizje senne, brak komfortu czy brak wspólnego języka z przełożonym, nieznośne oczekiwanie na twarz matki. Jego myśli pochłonięte są za matczynymi pieszczotami, do tego stopnia, że śni o jej obecności. Jego siła umysłu spowoduje, że rodzicielka pojawi się w świątyni, lecz nikt go nie poinformuje, przez co - jedynym ratunkiem pozostaje wdowa, matka zastępcza.
Liryczna, melancholijna pieśń wybrzmiewa w każdej scenie - negatywny ładunek emocjonalny zostaje odciśnięty na zwierzęciu opierzonym. W sekrecie niszczy ducha przyrody, brak zrozumienia oraz krytyka nieprzyjemnie wpływa na higienę czystych myśli naszego bohatera z opieszałej narracji. Buddyści, zamiast okazać współczucie czy troskę - dosyć niefrasobliwie wymazują uśmiech na twarzy dziecka. Bezradne, opuszczone szczenię nie potrafi pogodzić się z gorzką pigułką rzeczywistości, kiedy na jaw wychodzą brzydkie grzechy matki, a przeor dharmy nałogowo skarży się na nieposłuszeństwo i drzazgi w sercu młodszego syna Buddy. Wybory w kinie Yoon nigdy nie są jednoznaczne - matka, która porzuciła syna w małej górskiej świątyni, trując się urokami kobiety do towarzystwa, wdowa, która chętnie przygarnie zagubione dziecię i otrzyma ,,syna'' w prezencie, a marzycielski Do-Seong wie, że jego dni w szatach mnicha są policzone, gdyż nie uznaje autorytetu i ma dosyć ukrywania zapłakanych powiek.
Tę piękną, szlachetną opowieść podbudowuje dramatyczny epilog, gdzie dochodzi do konfrontacji z połamanym stanem emocjonalnym, ucieczka od marudnego posłuszeństwa i całkowite podporządkowanie własnej świadomości, która krzyczy z głębi dna, że pora wyruszyć śladem matki. Odnaleźć Buddę - nie w zakonie, ale na ścieżce, która wiedzie z dala od bezpiecznego azylu czy liturgicznej pieśni. Jakaż szkoda, że Yong po debiucie musiał piłować kino na modłę władz komunistycznej nacji z północy. Zapowiadał się jako niepokorny autor, który rozumie zakamarki ludzkiej boleści, szukając własnej tożsamości czy wrażliwości filmowej - niestety debiut pozostaje jedynym świadectwem, że miał talent, ale zaprzepaścił go z powodu politycznej zawieruchy i nacierającej wojny między Koreą Południową a Północną.
Korea Południowa, 1949, 74'
Reż. Yong-Kyu Yoon, Sce. Il-byeong Kwak, zdj. Hyeong-mo Han, muz. Hae-il Park, prod. Dong Seo Films, wyst.: Min Yu, Eun-hie Choi, Geum-seong Seok




0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz