piątek, 1 stycznia 2021

Miesiąc z fantasy: Jazon i Argonauci

 


Miesiąc miodowy z fantasy dobiega końca, lecz nie mogę orzec, czy to ostatni wpis (zamierzam 4 stycznia dorzucić jeszcze jeden tytuł). W każdym razie opiszę najbardziej eskapistyczny utwór w zestawieniu. Z przygodową ramówką i bez uzupełniaczy oraz poważnych tematów na miarę ,,Nibelungów''. Nadrabiając pozycję, którą planowałem od samego cyklu. Ponownie stykamy się ze znanymi motywami - w poszukiwaniu złotego runa. Mityczna skóra skrzydlatego, złotego barana pilnowana przez smoka, wisząca na drzewie na krańcu świata. Mitologia grecka bogata, wręcz gotowa na filmowe scenariusze. Aż chciałoby się zapytać, dlaczego autorzy kina nie kręcą częściej o starożytnych bogach, wyczynach gdzieś u stóp Atylli. Wbrew pozorom kino fantastyczne miało się lepiej w XX wieku niż obecnie, kiedy mamy wysyp produkcji za setki milionów, ale brak pomysłów i wizjonerów sprawia, że możemy tęsknić za epoką, która nie wstydziła się kręcić odległych opowieści z odległych państw. 

,,Jazon i Argonauci'' ma przyjemny posmak kampowego kina, kiczowata dekoracja w żadnym razie nie ujmuje, wręcz cementuje mityczne wyobrażenia o niebiosach starożytnych bóstw, gdzie Jazon z towarzyszami na pokładzie płynie w rejs, by zgodnie z przepowiednią zyskać runo, które ma magiczną moc i potrafi uchronić od zarazy, niepokoju czy wszelkich nieszczęść narodu. Z przymrużeniem oka pędzimy ku przygodzie, w dzikie tereny, dla których człowiek (jako śmiertelnik) jest zabawką w rączkach panów na Olimpie. Piękna bogini Hera ma zamiar doprowadzić tytułowego Jazona po nieskończoną chwałę. Znajdując największy skarb dla społeczności. Wraz z wojownikami zbuduje okręt Argo, płynąc do Kolchidy pod opieką statuty Hery. Wraz z Heraklesem i najdzielniejszymi wojami na pokładzie. 

Humor, przygoda oraz akcja bardzo często determinuje o najpiękniejszych obrazach fantastycznych. Nie inaczej pozostaje w filmie z lat 60. XX wieku. Jest sporo rzeczy do pochwały: imponuje nowoczesne zastosowanie animacji poklatkowej - szczególnie, gdy trafimy na potężnego Talosa ulepionego z brązu. Odnawia się dziecięca frajda, kiedy gigant pustoszy bezpieczeństwo malutkich ludzi z ich mizernymi możliwościami. Zdecydowanie ulubiony fragment filmowy, kiedy posążek ożywa, by ukarać nicponi za kradzież wiekowych zdobyczy. Ruch w stop motion porywa i wciąż bawi, jak nigdy. Mają w sobie charakterystyczny czar oraz urok, jakże niedostępny dla animacji komputerowej, która próbuje zatuszować iluzję świata na planie filmowym. Dotyczy to wszystkich postaci mitologicznych w zespole - od latających, czarnych harpii, po szkielety powstające zza grobu. Animacja poklatkowa nie zestarzała się, jak sądziłem. Obawiałem się, że będzie bruździć oraz niezamierzenie śmieszyć, a tymczasem robi robotę i czyni, że dorosły chłop chce więcej takich tricków filmowych. 

Drugim, zaskakującym pozytywem zostaje relacja pomiędzy śmiertelnikami, a olimpijskimi bogami, którzy co rusz komentują działania Jazona - naśmiewając się z ich woli oraz kruchości. Jedynie Hera, jako kapłanka, opiekunka, o dobrym sercu zaczyna żywić ogromne uczucia do drobnego człowieczka widzianego z góry, której imponuje chart ducha oraz odwaga pana w sandale. Miło zobaczyć, że bogowie obserwują nas bacznie, by dorzucić do ,,pieca'', utrudnić wyzwanie, a na koniec zakpić z naszych działań. Sielska atmosfera zostaje przerwana przez niebezpieczne prądy, a pojedynek ze smokiem ma być wisienką na torcie (jakby orzekł Tomasz Hajto), by prowadzić wojowniczy lud do szczęśliwego zakończenia. Przyczepić się muszę do drobnych rzeczy, jak pospiesznie budowany wątek romantyczny, który został sklecony bezmyślnie i bez zastanowienia. Wrzucony w wir przygody od niechcenia. Serio, czy w każdym filmie przygodowym musi być romans? Praktyki Hollywood wiecznie żywe, prawda? Dawno nie widziałem znajomości, która nie miała prawa bytu (pod tym względem przebija nawet ,,Dom nad jeziorem'' - nie ma czego gratulować, to żaden wyczyn). Ale nie przeszkadza mi, bo jest nijaki oraz pozbawiony argumentów. Wytnijmy to i zapomnijmy. Szkoda, że nie zostałem montażystą...

Nie przedłużając - to zabawa na poziomie, z super efektami specjalnymi, z konkretną fabułą bez zapychaczy (nie liczę wątku romantycznego, wyciąłem go w myślach). Pozostaje ostatnie pytanie (niekoniecznie kluczowe): czy nie będą przeszkadzać wam, drodzy widzowie, zmiany w micie o złotym runie, bo musicie wiedzieć, że autorzy nieco go przekształcili, niemal przewracając do góry nogami (również zwieńczenie, bo Jazon nie walczył ze smokiem, jak prezentuje oryginał), ale nie jest to żadna, szczególna wada, kiedy zabawa trwa, a chcemy więcej i częściej takich nieszablonowych produkcji w stop motion. Brakowało mi, naprawdę brakowało mi pociesznych animacji poklatkowych, które są ciekawsze niż zabawki graficzne. I dlatego przymykam oczy na drobne detale, które nie psują odbioru. To lekki obraz, z zakurzonymi strojami, nie przeszkadza nieco staroświecka scenografia. Kampowy styl, odwrócenie mitu o złotym runie daje rade i gdy zaprosicie znajomych do mieszkania - warto go sobie odpalić w kameralnym towarzystwie. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz