wtorek, 29 grudnia 2020

Miesiąc z fantasy: Nibelungi - Śmierć Zygfryda

 


Niebagatelnie Niemcy oraz Szwecja miały ogromny wkład w efekty specjalne na wczesnym etapie w historii kina. Victor Sjostrom i Fritz Lang rządzili w dziedzinie pogłębiania wiedzy, jak demonstrować sny czy wyobrażenia na ekranie. Bez tej dwójki nie mielibyśmy wysokobudżetowych produkcji, które przecierały szlak dla Science Fiction, pogłębiając nurty fantastyczne wycięte z kart literatury. Dopiero Stanley Kubrick w latach 60. XX wieku umocni pozycję, jak wartościowe są efekty praktyczne, kiedy pomysł oraz wyobraźnia dopomoże w realizacji swoich projektów - choć jak pokaże historia kina, ,,Odyseja Kosmiczna'' zostanie uznana największą tragedią czy potwierdzoną klęską ambicji, gdyż w dniu premiery krytycy filmowi byli sceptyczni oraz chłodni do wizji brytyjskiego giganta, gdzie synestezja obrazu i dźwięku była stawiana na miejscu pierwszym. Do dzisiaj pozostają obiekcje, co do tego, czy faktycznie Kubrick stworzył arcydzieło czy raczej zaprezentował techniczne demo, jak powinny wyglądać nowoczesne obrazy. Ale to rozmowa prowadząca donikąd. Jedno jest pewne, gdyby nie wkład postępującej technologii, mielibyśmy problem z klasyfikacją kina, no bo czy obraz faktycznie zastąpi naszą wyobraźnię? Nasze wyobrażenia z sennych powijaków? Być może należałoby tę kwestię zgłębić oraz przedyskutować. 

,,Nibelungi'' pojawiły się zaskakująco wcześnie. Fritz Lang był już po pierwszych sukcesach filmowych. Nakreślił, jak powinno wyglądać kino sensacyjne - stworzył fantastyczny kryminał o tytule ,,Doktor Mabuse'' w 1922 r., a wcześniej nakręcił prawdziwie romantyczny fresk na miarę Goethe ,,Zmęczoną śmierć'' (którą umieściłem na liście najlepszych filmów w historii kina). Tuż po tych zaskakujących premierach Lang nie odpoczywał i stworzył gigantyczną epopeję na motywach germańskiego eposu bohaterskiego. Warto zwrócić uwagę, że ,,Nibelungi'' powstały dla narodu niemieckiego, stworzył go z myślą dla własnych krajan. Co oczywiście nie oznacza, że inne narody go nie zrozumieją, ale dał wyraźny sygnał, żeby rodacy nie zapominali o wartościowej spuściźnie. Obecnie wydaje się to do nie pomyślenia, że ktoś kręci kino tylko dla wybranej grupy narodowej. Fritz Lang jako jeden z tych nielicznych filmowców naprawdę głęboko przejmował się sytuacją polityczną, odwoływał się do romantycznych twórców (rzecz jasna, niemieckich), przewidział, że dojdzie do bratobójczej walki oraz oskarżenia jednostki w imię wyższej idei. To prawdziwy bohater Niemiec, jak dla Polski Krzysztof Kieślowski, który po nakręceniu ,,Krótkiego filmu o zabijaniu'' sprawił, że doszło do dyskusji, czy kara śmierci to nie wynaturzenie. Oraz zbyt duży cios dla humanistycznego rozumowania. Podobną strategię obrał m.in. Asghar Farhadi, który w Iranie jest prawdziwym głosem narodu. I bez którego kino irańskie byłoby uboższe. 

Wracając do ,,Nibelungów'', to obraz starej daty, w nieco pompatycznej wymowie, jak oryginał. Lang kontynuuje swoją ekspresjonistyczną wycieczkę - odwołując się do dawnych królów, rodu karłów i złota, jakże poszukiwanego we wszystkich cywilizacjach. Powiem szczerze, najbardziej podobał mi się początek, kiedy Siegried (protagonista serii) mierzy się z mitycznym smokiem. Widać ogromny rozmach, który na lata 20. XX wieku musiały być nie lada gratką dla publiczności - co lepsze, do dzisiaj imponuje wykorzystanie przestrzeni oraz prezentacji projekcji, jak wyglądały czasy średniowieczne. Wraz z wachlarzem kostiumów panieńskich oraz książęcych. Mechaniczny smok robi furorę nawet dzisiaj, w dobie rozpasanych efektów graficznych - w pikselozie. Głównie wynika to z dwóch powodów: czuć podskórne emocje, a bitwa ze szlachetnym stworzeniem ma wymiar iście apokaliptyczny, niemal zażynając pradawne bóstwa, gdyż smoki w kulturze mają to do siebie, że są nieśmiertelne, otaczają się klejnotami, gdzie dawne marzenia o wielkości tych cudownych, kolczastych stworzeń bezpowrotnie mijają. Ów romantyczna sekwencja ze smokiem jest autentycznie porywająca i chociażby dla tej jednej, wyjątkowej sceny warto zajrzeć do wiekowego kina. 


Gorzej, kiedy rozprawimy się z romantycznym mitem. Na scenę wprowadza się odwieczne niesnaski, zazdrość oraz chciwość o skarby i rękę kobiety. Sam podtytuł ,,Śmierć Zygfryda'' zwiastuje zakończenie, i trudno nie przewidzieć, do czego dąży opowieść. Inna sprawa, to fakt, iż ,,Nibelungi'' zostały podzielone na dwie części - na wspomnianą ,,Śmierć Zygfryda'' oraz ,,Zemstę Krymhildy'', która zamierza pomścić ukochanego. Niestety, ale kontynuacja wątków schodzi z poziomu fantasty na mroczne czasy końca wieków - pozbawiając tytułu baśniowego rodowodu, dlatego chciałem się skupić wyłącznie na Zygfrydzie. Nie pominę, że dla widowni ów widowisko stanie się katorgą czysto poznawczą, wielu odrzuci ślamazarne tempo, poetyzacja rekwizytów, gdzie pióropusze skradną uwagę odbiorcy, a motyw chrześcijańskiej pogardy nad barbarzyństwem i pogańskimi praktykami stanie się clou programu. Niemniej obok religijnych wartości Burgundii zdaje się tłem dla miłosnych namiętności. Zakochany w siostrze króla Burgundii - tytułowy Zygfryd postanawia zdobyć maskę, która rzekomo, pozwoliłaby uczynić właściciela niewidzialnym dla pary oczu. Brniemy więc w epokową tyradę o nasilającej się władzy nad krainą. Podziwiając szerokie plany, wystrój wnętrz, gargantuiczne rozmiary przestrzeni, gdzie podstępnie knuje się morderstwa, zdrady oraz złorzeczy panom na tronie.

Gdybyśmy mieli porównać wizję z ,,Władcy Pierścieni'' - jestem przekonany, że Fritz Lang wyprzedził i utorował drogę produkcjom za potężną kasę. Niczym nie ustępuje największym klasykom swojego gatunku. Ma charakterystyczny patos, który potrafi uwierać, a sama postać Zygfryda zdaje się przezroczysta, pozbawiona pazura, co będę kłamał, to nie jest bohater na miarę Boromira. Ale umówmy się - nie taki był zamiar staro-klasycznej baśni ze średniowiecznego eposu. To bohaterowie odlegli, być może Lang słusznie zaznacza, że to opowieść dla niemieckiego narodu. Dla ich dusz i mitów pokoleniowych. Gdzie historia zlewa się z mistyfikacją oraz iluzją świata, którego, być może nie było. A wszystko to jedynie sławetna baśń do poduchy, by dziecko zasypiało wieczorkiem. Zatwardziały mit o wojownikach i wielkich narodach, które w swojej próżności pozbawiły ostatniego wytchnienia dla mitycznych stworzeń. Torując sobie taras o wpływy polityczne i zamach na salony królewskie. A gdyby moja wizja, jakimś zrządzeniem losu, korelowała z wizją Fritza Langa - jeszcze mocniej umocniłaby w wersji, że Lang to największy (a na pewno najważniejszy) reżyser w historii Niemiec. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz