wtorek, 22 grudnia 2020

Miesiąc z fantasy: Duch z Canterville/Opowieść o lisie

 


Postanowiłem umieścić dwa tytuły w jednym wpisie. Głównie dlatego, że ,,Duch z Canterville'' z 1967 r. to krótkometrażówka, a ,,Opowieść o lisie'' jest animacją starszej daty. Zacznijmy od produkcji telewizyjnej. Duch z Canterville przenosi nas do wizji amerykańskiego biznesmena przyjeżdzającego na Stary Kontynent, gdzie zamieszkuje w zamku, w którym popełniono zbrodnię, a tytułowa zjawa straszy w izdebce. Historia oparta jest na noweli Oscara Wilde, który doczekał się wielu ekranizacji - ale nie pamiętam żadnej, która by się wyróżniała. Jak na standardy telewizyjne - otrzymujemy zwięzłą, banalną opowieść o straszydle, co nie potrafi wzbudzić lęku, a wręcz przeciwnie, to duch dostaje cięgie baty od mieszkańców i jest traktowany jak niegroźny lokator. 

Komediowy ton zahacza o groteskę, lecz całość nie traktuje się śmiertelnie poważnie. Wychodzi z tego operetka bez muzyki, gdzie stereotypowy biznesmen zza Oceanu ma najnowsze zdobycze techniki, a niematerialne byty przyjęły ludzką postać, psocąc się domownikom. Zaś romans kiełkuje bez sygnalizacji oraz wcześniejszego uprzedzenia. W rezultacie otrzymujemy nieco pospieszną miniaturkę o przyjaznym duszku, niczym Kacper. W PRL-owskim zamku, wśród antycznych instrumentów muzycznych i rozpalonych kandelabr. 

Mógłbym o tym tytule zupełnie nie wspominać, natomiast potwierdza się swego rodzaju rytuał, że ekranizacje mają pod górkę. Przenieść rozchwytywane motywy z literatury na ekran wymaga sporej dawki kompromisu: ograniczone środki budżetowe, metraż, dostęp do rekwizytów oraz efektów specjalnych, to sprawia, że wiele filmów fantastycznych zostaje poddana próbie, i choć ,,Duch Canterville'' jest ciekawostką, reliktem, nie potrafię odmówić ekipie humoru, jeśli szukacie relaksującej krótkometrażówki do obiadu - będzie w porządku. W innym razie nie warto zaprzątać sobie głowy - w Polsce powstały rzeczy godniejsze uwagi, jak szkatułkowy ,,Rękopis znaleziony w Saragossie'', wariacja dorosłych krasnoludków w ,,Kingsajz'', poetycki ,,Rycerz'' od Lecha Majewskiego czy animowany ,,Labirynt'' z 1962 r.

Opowieść o lisie to z kolei wariacja na punkcie francuskiej bajki. O lisku chytrusku, co to wszystkich wyrolował oraz przerobił na szaro. Naśmiewając się z króla lwa, podstępnie uciekając ze studni, porywając kury poprzez urok osobisty czy zwierzęcy magnetyzm. ,,Opowieść o lisie'' z 1930 r. zachwyca w strukturze produkcji - kukiełkowe postacie w poklatkowej animacji to największa innowacja w ówczesnym czasie. Nawet monopolista Disney musiał uznać wyższość francuskiej animacji, która przecierała szlaki twórcom, którzy podziwiali rysunkowe kształty, dziecięcą perspektywę oraz technologię nieukierunkowaną na kreację stylu. Mimo iż pierwsze animacje powstawały na początku XX wieku (jak ,,Fantasmagoria'' z 1908 r.), przed epoką największych stacji dla dzieci, tylko nieliczne produkcje mogą mianować się klasykami swojego gatunku. A z całą pewnością ,,Opowieść o lisie'' należy do jednej z nich. Historia, jak to historia dla najmłodszych - nieskomplikowana, ze szczyptą humoru (niekiedy czarnego - bitwa rycerzy zakończona ciosem w tułów). Jednocześnie utrudnia opisywanie recenzji czy notki na swój temat. Ponieważ od fabularnej gracji podziwiamy układ scen, gadające kukiełki, które nabrały tchu, gdzie zamieszkał duch, co pozwolił się poruszać i wyglądać jak żywa osoba.

,,Opowieść o lisie'' może wydawać się archaiczna w sposobie narracji, ale jeśli chodzi o technikalia czy pomysły na ożywienie kukiełek - to wystarczający powód, żeby zainteresować się produkcją, choćby ze względu na warstwę techniczną. Bo nie wiem, jak inni, ale mnie historie o lisach, co wszystkich kantują, nieco się przejadły, za to sceny z odbiciem zamku zdecydowanie należą do najlepszych w historii animacji. Ostatni, wieńczący akt to prawdziwa katapulta rubasznych inscenizacji, żywy pomnik dla kreatywności czy wyobraźni, gdzie humor współgra z dramatycznym wojowaniem. Gdyby seans stanowił przeszkodę - proponuję obejrzeć końcowe dziesięć minut, a gwarantuję, że nie zapomnicie o ,,Opowieści o lisie'', i podobnie jak ja, umieszczę ostatnie sceny w panteonie najlepszych rzeczy, które wydały animacje. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz