Dmący wiatr oraz wszelkie zjawiska pogodowe wpływające na ludzki los pojawiły się stosunkowo wcześnie w historii kina. Zerkając wstecz, daleko za epoką dźwięków oraz adapterów - filmowcy oraz charakteryzatorzy doszli do wniosku, że warto wykorzystywać anomalie pogodowe w ramach budowania napięcia czy nastroju. Victor Sjöström - jeden z czołowych reżyserów pochodzących ze Szwecji (później wyjedzie do Stanów i potwierdzi swój status artysty) zostanie zapamiętany przez filmoznawców i działaczy z branży jako narrator niegrzecznej natury, za śmiałka korzystającego ze środków natury. Jeszcze przed nadejściem Ingmara Bergmana był niezwykłym inspiratorem dla twórców filmowych swojego pokolenia, a jednocześnie pokazał, że Szwecja słynie z nieprawdopodobnych poetów przerabiających proste czynności, jak hulające przedmioty w burzę emocji.
Choć za najsłynniejsze dzieło Sjöströma uchodzi ,,Furman śmierci'', gdzie pojawia się scena z siekierą, która będzie miała ogromny wpływ na Jacka Nicholsona w ,,Lśnieniu'' (słynne rozbijanie drzwi za pomocą trzonka), to ,,Wicher'' w jakiś sposób uruchamia wyobraźnię na przestrzeń. Przestrzeń, która dla Michelangelo Antonioniego będzie główną rolą oraz symbolem psychologii osamotnionych postaci, a dla Akiry Kurosawy w ,,Yojimbo'' za pomocą liści unoszących się na skrzydłach wiatru będzie decydować o zbliżającej się katastrofie i samurajskim finiszu. Bo w rzeczy samej - jak sam tytuł prezentuje - wicher stanowi o sile przekazu i jest głównym winowajcą dramatu postaci. Od pierwszej sceny za oknem w pociągu widać kłębiący się zwitek mieszaniny piasku i pyłu. Nasza protegowana Letty Mason przybywa na spotkanie z woźnicą, gdzie wyrusza na rancho do kuzyna w dalekim Teksasie - do dzikiego kraju dzikich ludzi. Surowa, uporczywa natura, gdzie trąby powietrzne są niebezpieczne i reprezentują prawo przyrody - drobna żeńska postawa będzie nie mniej przytłaczająca od męskich spojrzeń i męskich flirtów. Boi się huraganów i wietrznych dni, a przecież wiatr nie ustąpi i nie pójdzie w dal za naszym głosem.
Sama fabuła nie skłania do głębszych podejrzeń, większego zaangażowania, wędrujemy w meandry historyczne z dystansem. Melodramat w scenerii westernu mało kogo zainteresuje w pełnym rozumowaniu, gdyż opiera się na prostych romansach i kobiecych rozterkach. Kto skradnie serce damy i ,,porwie'' w objęcia miłości? Tylko tyle i nic poza tym. Fabularne tło zdaje się dodatkiem do wirującego, tańczącego wiatru, gdzie na nieboskłonie pojawia się twarz konia przebiegającego po stepach niebios. Ów dziwne, tajemnicze i niezbadane zjawisko z przebiegającym koniem w strefie gwiazd stanie się wizytówką kina i od fabularnych przekomarzań między kobietą, a mężczyzną będziemy tęsknić za niespotykanym nigdzie indziej widokiem na przestrzeń wyrwaną z desek baletu. Wraz z narastającym wiatrem i piachem, który zasypuje nisko położone tereny zauważamy, jak sytuacja staje się nie do zniesienia, a piękne oblicze przyrody przeobraża się w obrazoburczego kata. Ale w tej szaleńczej wichurze nasza bohaterka zacznie dostrzegać pozytywy, nabierze odwagi i przestanie bać się wichrowych wzgórz. Ów piach, który przygniata i dewastuje przestrzeń zostanie rozwinięta w ,,Kobiecie z wydm'' (w reż. Hiroshi Teshigahara). Ze szwedzkiej szkoły filmowej nowa fala kina japońskiego przejmie dmący wiatr, a piasek zastąpi ludzkie losy.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz