Jedzenie buta w ,,Gorączce złota'' (1925) - scena, której nie wyrzucisz z pamięci. |
Kino nieme - przysiągłbym, że to niedoceniana epoka lat 1902 (premiera ,,Podróży na księżyc'') - 1928 (szczytowe osiągniecie kina niemego, czyli ,,Męczeństwo Joanny d'Arc''). I choć kino nieme istniało po latach 20. XX wieku - nigdy nie osiągnęło większej aprobaty, bo nastał dźwięk, przez co stara technologia musiała ustąpić miejsca nowemu królowi. Wiadomo, że kino nieme prędzej czy później by upadło - nie wyobrażam sobie filmów z lat 50., które mogłyby funkcjonować bez rejestracji językowej. Jednakże - są kwestie niezmienne. Uwielbiam twory, które mają dobre, zapadające w pamięć sceny, do których chcę wracać, i nie obchodzi mnie to, że mamy 2019 r., to nie ma nic wspólnego z ramotami - dobre kino powstawało w czasach, kiedy nas na świecie nie było.
Ażeby uatrakcyjnić listę pomijam kultowe tytuły, jak ,,Pancernik Potiomkin'' i słynną sekwencję na schodach odeskich - każda kronika filmowa ma tę scenę wypisaną w annałach, więc - dajcie spokój, po co o tym dyskutować? Pomijam rasistowskie tematy, jak malowanie białych ludzi czarną farbą w ,,Narodzinach narodu'' z 1915 r., bo nie chcę się skupiać na czarnych kartach historii kina. Wybrałem te, a nie inne sceny, nie dlatego, że są jakoś popularne (nie żeby kino nieme było popularne), lecz dlatego, aby pokazać, do czego Chris wraca, a nie popularyzatorzy kina czy krytyka filmowa. No to co, jedziemy z tematem?
5. Dramat w mroźnych sceneriach (Skarb rodu Arne - 1919 r., w reżyserii Mauritz Stiller)
Zacznijmy od szwedzkiego kina z drugiej połowy lat 10. - mamy tu przerażającą scenę utonięcia, gdy woźnica porusza się po zamarzniętym, dzikim lodowisku. Koń tonie wraz z pojazdem w czeluściach otchłani, a my przyglądamy się jego cierpieniu. Scena, która mrozi krew w żyłach. Poza tym - pod względem artystycznym, jest to rzecz godna uwagi. Skute lodem statki czy widziadła wciąż robią wrażenie, dlatego jest to film, do którego warto zajrzeć nie tylko dla wstrząsającej śmierci zwierzęcia.
4. Nurkujący komik z kamienną twarzą (Nawigator - 1924 r., w reżyserii Bustera Keaton i Donalda Crisp)
Film o zderzeniu człowieka z techniką na opuszczonym pokładzie statku. Sam w sobie mało przełomowy czy niezależny (bo to lekka komedia, która trwa ledwie godzinę), za to raz do roku wracam do chwili, gdy główny bohater zanurza się pod wodę w skafandrze nurka i umieszcza tabliczkę z napisem (UWAGA! Człowiek w pracy). Niesamowity absurd, a gagi bawią, nawet jeśli są okurzone i mają posmak zeszłego stulecia. Pozycja nieobowiązkowa. Bardziej dla maniaków historii kina. I dla osób, które nadrabiają twórczość Bustera Keatona.
3. Napisy w oddali (Jeszcze wyżej - 1923 r., w reżyserii Sama Taylora)
Aktualny tytuł. Nie śmiejmy się, że z 1923 r., ponieważ dotyka poważnego problemu, jakim jest kapitalizm. Szaleńcza machina, która pochłania i wypluwa jednostki. Uwielbiam tę produkcję za przewrotne pomysły czy wymyślne poczucie humoru, ale w głowie mam tę scenę, gdy Harold Lloyd wspina się po budynku i widać w oddali postacie, które przemawiają małymi literkami - jakby twórca oddawał położenie akcji. Fantastyczna rzecz. Warto zajrzeć.
2. Mydełko Fa (Człowiek z tłumu - 1928 r., w reżyserii Kinga Vidor)
W Stanach Zjednoczonych ,,Człowiek z tłumu'' powinien być pozycją obowiązkową, gdyż tutaj mamy piękne, dynamiczne plany wprost z Nowego Jorku. Wyreżyserowane tak, że studenci filmoznawstwa powinni znać je na ,,blachę''. Gdybym został nauczycielem - to byłaby produkcja, którą pokazałbym adeptom sztuki filmowej, żeby się nauczyli tworzyć obrazem! I nie mówię to po to, aby się podniecać, ale żeby pokazać, że filmy z lat 20. wyglądają czasem lepiej niż te, które widzimy na ekranach kin (co za wstyd dla branży filmowej). Jedną z sekwencji, którą ubóstwiam, jest ta związana z łazienką, gdy dochodzi do komicznych mini-scenek podczas mycia. Jeśli kochacie kino nieme, wróć, jeśli kochacie kino - jest to coś, co musicie znać. Serdecznie polecam. Warto.
1. Zamiar, by utopić kobietę (Wschód słońca - 1927 r., w reżyserii Friedricha Murnau)
Kiedyś pisałem o tym filmie na łamach bloga, więc co mogę dodać? Murnau to humanista, jak Charles Chaplin czy Carl Theodor Dreyer (z epoki kina niemego), więc nie wolno go pomijać w takich zestawieniach, jak perły z lamusa. Natomiast nie uważam ,,Wschód słońca'' za arcydzieło. Lubię tę produkcje za pojedyncze sceny, zwłaszcza gdy dochodzi do nocnych schadzek. Przeszkadza mi nadmierny patriarchat w tej klasycznej pieśni dwojga kochanków. A zamiar, by utopić swoją żonę w toni jest równie drażliwa, co wiadomości w brukowcach, że zdradzeni małżonkowie mordują zdrajców.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz