wtorek, 11 czerwca 2024

Megalopolis - Największe rozczarowanie roku?




 Od początku nowego roku czekałem na najnowszy projekt legendarnego reżysera, jakim jest Francis Coppola. Problem polega na tym, że kiedy oczekujesz czegoś nietuzinkowego, czegoś, co przeleżało na stole montażowym ponad czterdzieści lat - czekasz na produkt gotowy i wielki, jak moloch na szczytach Waszyngtonu. Tymczasem ,,Megalopolis'' jest jak ,,Metropolis'' Fritza Lang z lat 20. XX wieku - ambitny, ale fałszywy, choć czyniony w dobrych intencjach. Produkcja za duże pieniądze, która plastycznie wprawia w negatywne stosunki emocjonalne. O ile Fritz Lang stworzył wielkie makiety ku uciesze popcornowych widzów, to Coppola kreśli megalomańską wizję dla narcyzów zakochanych w historii kina, i historii Rzymu. 

Zawsze zastanawiała mnie popularność takich utworów, jak ,,Metropolis'', bo to naiwna lawina wojny elit, wykreowana ku chwale zwyrodnialców. Przereklamowany ,,Metropolis'' w porównaniu do reszty twórczości wybitnego niemieckiego filmowcy wychodzi blado. Gdyż ma w składzie takie tytuły, jak ,,Nibelungi'' (oda do niemieckiej społeczności, z rycerskimi koneksjami), ,,Kobieta w oknie'' (prześladowczy thriller) czy ,,Szpiedzy'' (niedoceniany obraz szpiegowski). Jak to jest, że Coppola, który był czołową postacią Nowego Hollywood - przestał grać w swojej lidze i inspiruje się przestarzałymi cytatami z kultury?

Czego tu nie ma, żeby nie wyjść na gołosłownego. Postęp naukowy, jak z lat 60. Świat przyszłości, jak z Jetsonów. Archaiczny język z poetyki Szekspira, który knuje, jak pozabijać wszystkie postaci na planszy, pościgi (czy tam wyścigi) rydwanów, jak z ,,Ben Hura'' z lat 50. XX wieku. Nowy Jork tonie, jak we francuskim komiksie ,,Valerian: Miasto niespokojnych wód''. ,,Przeznaczeniem cywilizacji jest rozpad i odbudowa'' - zaczyna słowami. Podchodzi klasycznym wejściem, jak Nowy Jork zmienia się w Nowy Rzym, bo wszystko wygląda anachronicznie, jakby stylizowane w ramach starożytnej włoskiej architektury. Rzymska cywilizacja w pełnej krasie - miasto ruin, renesansowych pałaców, porządek koryncki, mieszanina wapna oraz wulkanicznego pyłu. Miasto przerobione na śliską utopię, gdzie despotyczny Cezar włada krainą zmurszałych cegieł. Wewnętrzny kataklizm przyczynił się do wojny oligarchów - zarozumiałego Cezara, architekta, który zatrzymuje czas, jak jakaś postać z gry wideo (typu ,,TimeShift''), którego marzeniem jest zatrzymać miasto dla siebie, jako przedłużenie nieśmiertelności (bogaci lalusie o tym marzą!). Jedynie burmistrz Franklyn nie zgadza się z wizją zadufanego w sobie Cezara, więc nie pozwala na utopijne mrzonki. Ten z kolei pragnie ziemskich rozkoszy, bo buduje więcej kasyn, jak niegdyś amerykanie wybudowali na pustyni Las Vegas. A niewinni obywatele, jak w innych anty-utopiach literackich cierpią najbardziej przez ambicje nadętych pyszałków. 

Jest to wizja bogata strukturalnie, lecz cierpiąca przez nadmiar kulturowej spuścizny. Cezar chce wykreować dystopijny obraz, który nieubłagalnie zmierza ku mrocznym przewidywaniom Gigera czy Beksińskiego, gdzie miasto zbliża się do centralnej zagłady, niż do duchowego odkupienia. Wizja architekta, który manipuluje czasem, to tylko zasłona dymna dla niecnych celów okupanta ziemskiego. Zaczynają pojawiać się pierwsze intrygi, jak z jakiejś prozy Kena Follett. A postacie przeplatają język łaciński z górnolotnymi frazami i cytatami z Szekspira, przez co sam czuję się obco w nie swojej sztuce. Dlaczego Coppola stosuje autocytaty i nie wierzy we własny projekt, skoro jest ponad tym? Jako wybitny reprezentant Nowego Hollywood, który niestety rozpadł się przez tasiemcowate serie, jak ,,Szczęki'' - miał prawo wybrać drogę zmierzającą do Rzymu, bo jak pamiętamy z historii - wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale wieczne miasto pożywia się dawnymi pieśniami. Dialogi brzmią nienaturalnie, a skoro chcemy ruszyć w przyszłość, dlaczego bohaterowie cytują ,,Hamleta"? Bogaci się bogacą, a biedni utrzymują się w grupach, jak w klasycznych filmach o dystopijnym zasięgu w operowej symfonii. 


Nowy Rzym, to na dobrą sprawę Stary Rzym - wraz z jego upadkiem przez chciwość, malwersację, egoizm i korupcję wewnątrz władzy. To babilońska rozpusta na miarę Georga R. R. Martin, gdzie od władzy odbija wszystkim palma. Cezar niczym Ubermenschen - nadczłowiek, który żąda, aby był wielbiony przez tłumy. Dekoracje art deco dyskutują z komputerowymi używkami, bo nadmiar graficznych fajerwerków nieco tonuje ambitny plan utalentowanego filmowcy, a plan drugi często wygląda karykaturalnie, a zamiast Nowego Rzymu widzę podstarzały Nowy Jork na wzmocnieniach, co sprawia, że wizja wytrąca widza z równowagi. Czuć tę epokowość dzieła, jego wielkość i szlachetność, jakbyśmy odkopali scenariusz z lat 70., kiedy Francis pokazał, że literaturę Mario Puzo można przenieść na szeroki ekran (jakby ktoś nie wiedział, o czym mówię, powiem ,,Ojciec Chrzestny''). Jest to tytuł przedziwny, i na tyle kontrowersyjny, że po latach może okazać się niedocenianym majstersztykiem, ale powiem szczerze i bez ogródek - jest to tytuł straconych szans. Chwilami odnosiłem wrażenie, że bohaterowie losowo cytują coś z kultury wysokiej, żeby wyjść na ,,mądrzejszych'', a przez to film wydaje się spłaszczony. Próbuje łapać się wszystkich chwytów - knowania, jak w starożytności, bezpośrednie odniesienia do dawnego Rzymu - włącznie z Centurionem!, a jego nuta science-fiction uległa kurzowi w dniu premiery w Cannes. 

Szalony Coppola znajdzie swoich zwolenników, a część widzów uzna ,,Megalopolis'' za dzieło wykraczające poza epokę, w dobie rebootów, sequeli i kampanii marketingowej Marvela, to niewątpliwie coś świeżego czy unikatowego, ale zbyt wyciosane z kamienia. Historia nie podąża w żadnym konkretnym kierunku, choć liczba głośnych nazwisk na ekranie imponuje, a kulturowe symbole piętrzą się po horyzont, jak szczyt Mount Greylock, w Massachusetts. Jako senne noir przestaje działać, kiedy romans zostaje odstrzelony na bok, żeby oglądać parszywe jednostki z komiksowymi odgłosami. Jest to najbardziej niepoukładany bałagan twórczych koncepcji, a po napisaniu recenzji będę żałował, że Coppola nie wrócił na właściwe tory i nie pozamiatał, jak struś pędziwiatr z Looney Tunes. 

Produkcyjne piekło ,,Megalopolis'' brutalnie odcisnęło swoje piętno - widać to w niedopracowanych dekoracjach, w scenariuszu, który błądzi, jak w labiryncie, ale nie jest skuteczny, jak uwielbiany Alain Resnais i jego korytarzowa spirala w duchowych sygnałach. Futurystyczne nowe miasto przesadnie przypomina zabytek, a przez to wydaje się, że przyszłość, którą chcielibyśmy zobaczyć - jest przez wszystkich znana i udokumentowana. To nie jest przyszłość, na którą czekamy - raczej pragnęlibyśmy ją zburzyć, jak niegdyś zacofane poglądy starożytnych Greków czy Rzymian. 

USA, 2024, 138'

Reż. Francis Ford Coppola, Sce. Francis Ford Coppola, Zdj. Mihai Malaimare Jr., Muz. Osvaldo Golijov, Grace VanderWaal, prod. American Zoetrope, Caesar Film, wyst.: Adam Driver, Giancarlo Esposito, Nathalie Emmanuel, Jon Voight, Laurence Fishburne 





0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz