skip to main |
skip to sidebar
Odkrywanie i przełamywanie wygody filmowej stało się zbawieniem dla kinofilii oraz osób, które celowo szukają w kinematografii otrzeźwienia po naćkanym obrazie. Eric Rohmer - po części słusznie, po części nie - został zapomniany przez widzów. Jego kameralne, niekiedy statyczne kino wystarczająco odepchnęło szeroką widownię, ale jako krytyk i teoretyk filmowy miał własny pomysł na przedstawienie młodych ludzi w ich dandyskich dysputach, intelektualnej niemocy. Rozmowy, dyskusje, przekomarzania - dzieje się nie wiele. Jak przekonać nie-fanów Rohmera do czegoś, co zaprzecza wizji braci Lumiere, gryzie się z Kubrick'owskim rozpasaniem czy stylistyczną mozaiką a'la Wong Kar-Wai? Bliżej panu Ericowi do telewizyjnej ramówki niż do wysokooktanowego, rozdmuchanego wizualnie przedstawienia. Odkrywam kino, jak każdy szanujący się kinoman - i wciąż nie mogę pojąć, jak Rohmer potrafił zręcznie ukartować buntowniczego ducha filozofów w ich mimicznej grze pozorów.
,,Kolekcjonerka'' należy do specyficznego grona w twórczości francuskiego scenarzysty. To jedna z części w cyklu ,,Sześć opowieści moralnych''. Do której przynależy m.in. najsłynniejszy film Rohmera, czyli ,,Moja noc u Maud'', która, paradoksalnie, była pierwsza w kolejności, którą widziałem, zanim odkrywałem zapomnianych mistrzów kina francuskiego. Nie musicie znać pozostałych utworów, ponieważ każde dzieło jest osobnym rozdziałem w jego karierze za kamerą. Jest to o tyle dogodne, że pozwala się odprężyć i nie myśleć o tym, o czym opowiadały inne obrazy. Sama fabuła bardzo typowa dla Erica: wyrzuca dwóch młodzieniaszków na letni wyjazd, gdzie pomieszkują z dziewczyną, która nie należy do przesadnie świętych - delikatnie ujmując. Panowie wyglądają na intelektualistów, posługują się wyszukaną formułą i klepią dosyć mądre słowa, o ile doceniacie monologi wewnętrzne na ekranach kin, a wiadomo, że łatwo popaść w banał oraz w groteskowy ton.
Na szczęście Rohmer nie traktuje swoich ,,podopiecznych'' na ekranie zbyt poważnie, zbyt dostojnie. Rozmowy potrafią prowadzić do udawanych kłótni, gdzie trójka bohaterów nie do końca potrafi ze sobą rozmawiać, choć ze sobą rozmawiają niemal nieustannie. Ów paradoks ma swoje uzasadnienie oraz clou programu. Młodzi mężczyźni widnieją jako obrońcy moralności, którzy nie prześpią się z dziewczyną, która chętnie i ochoczo wyskakuje z nieznanymi mężczyznami w balet. Sytuacja jest komicznie pokręcona. Na plażę samotnie wyskakuje Adrien, który prowadzi interes z kolekcjonerem waz, jest Daniel, który odgrywa rolę wycofanego wojownika, który nie potrafi odciąć się od wszczynania awantury czy unikać roszczeniowej postawy względem narzuconej etyki. Nasze brzydkie kaczątko w postaci dziewczęcej buźki kręci się wokół młodzian i szumnie korzysta z ich praktyk czy naiwności. Tytułowa kolekcjonerka, to rzekoma Haydee - prosta dziewczyna, która czegoś poszukuje, ale czego? Namiętności? Wrażeń? Szybkiego seksu? Czy potwierdzenia, że mężczyźni są słabi i oddają się bez sprzeciwu? Eric Rohmer nigdy nie dopowiada, dlatego wiele kwestii, które znajdziemy w przestrzeni pomiędzy trójką bohaterów stanie się uciążliwym milczeniem w dyskusji.
Kolejny paradoks. Prowadzą wyszukane rozmowy, ale to w milczeniu dochodzą do rozwiązania sporu czy zrozumienia drugiej osoby, jakże bliskiej dla współlokatorów, a dalekiej w zamiarach pogodzenia buntowniczych zapędów z gorzką naturą człowieka, który, nawet jeśli ma własne zasady, potrafi je nagiąć do sprzyjających okoliczności. Nasza trójca szybko wpada w wir kłamliwej gry. Kamera czujnie robi zbliżenia, wręcz namacalnie ściąga ,,fałszywość'' twarzy poprzez zbliżenia obiektywu. ,,Kolekcjonerka'' magicznie operuje światłem, natężenie światła promienieje - chwilami aż przypomina pojedyncze kadry ze ,,Stalkera'' (w reż. Andrieja Tarkowskiego). Ale nie buduje zdań, jak wspomniany Tarkowski. To francuski luz, paplanina z sensem, wymieszana z burżuazyjną lupą. Z mieszczańską zaściankowością i groteską życia pośród ludzi, których nigdy nie poznaliśmy, a których widujemy w dzień za dniem. Ilość mieszanych decyzji, jakie podejmują młodzi ludzie stanowią o przebojowości zdarzeń (mimowolnie wyciąga z leniwego popołudnia). Mimo powściągliwości czy gracji języka wpadają w pułapki umysłowe. Wrzuceni w konflikt idei oraz sposobu na poszukiwanie bratniej duszy wśród pozorantów oraz pokerowych graczy.
W skromnej ,,Kolekcjonerce'' nie musimy słuchać bohaterów, bo operator czujnie kreśli rysy twarzy naszych postaci, to twarze wskazują, na co zwracać uwagę, a nie słowa przepełnione dekadenckim, wzniosłym manifestem. W tej grze liczą się nie tyle, co (z)użyte słowa, lecz chwilowe spojrzenia i próba uwiarygodniania maski w świetle reflektorów. Eric Rohmer stworzył prawdziwie wakacyjny film, który warto uruchomić w słoneczny marazm, jak sprytnie pod fasadą słów kryje się drugie oblicze - milczące, uśmiechające się, zerkające, gotowe, by porzucić słowa.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz