niedziela, 21 października 2018

My Memory of Us - Wojna oczami dziecka



Siedząc w indykach, czyli w grach niezależnych mam tę przewagę, że odnajdę coś nietuzinkowego, coś, co sprawi, iż nie muszę sięgać po większe tytuły, ponieważ wiem, że ta nisza rozwija się od wielu, wielu lat i idzie w znakomitym kierunku, choć znajdą się marudni, którzy mniemają, że ów rynek zalewany jest przez śmieci - niewarte uwagi produkty. Owszem, można naciąć się na przeciętne projekty i wkurzać się, że zostaliśmy oszukani, natomiast optymiści nie powiedzą, że to strata czasu czy pieniędzy, bo kto szuka, ten znajdzie. Stara prawda nigdy nie zawodzi. Co odnalazłem tym razem? Debiutanta. Polską produkcję, która traktuje o warszawskim epizodzie, gdy okupacja niemiecka wtargnęła na ojczysty kraj w poszukiwaniu żydów i pozostałych członków zaangażowanych w ukrywaniu ,,niższej'' rasy. Cała akcja skupia się wokół jednego wydarzenia w Warszawie. W getcie, w którym Janusz Korczak założył Dom Sierot.

Zaczyna się niewinnie, bo od opowiadania historyjki, o tym, jak to było przed wybuchem wojny, o rodzącej się przyjaźni między dziewczynką a chłopcem, zanim Zły Król (czyli w zamierzeniu Hitler) zacznie plądrować miasto i posyłać roboty, po to, aby zniszczyć ludzką solidarność oraz rozdzielić ,,zwykłych'' obywateli od narodu semickiego. Z racji, że produkcja skierowana jest do młodszego odbiorcy - twórcy skupili się na mniej rzeźnickich scenach, przedstawiając prostą, ale nie prostacką baśń o przetrwaniu i nadziei, gdzie dwójka maluchów, czyli chłopczyk i dziewczynka wędrują przez wrogie terytorium, znajdując po drodze przyjaciół lub pomocników, którzy chętnie pomogą im w ucieczce lub w ukryciu. Co ważne - opowieść nie jest pozbawiona faktów historycznych, ponieważ na swojej wyprawie poznamy Irenę Sendlerową, czyli polską działaczkę społeczną, która ratowała biedne żydowskie dzieci przed okupantami. Edukacyjne wątki są mocną podstawą, do tego, aby uczyć historii poprzez zabawę, tak jak powinni to czynić świadomi deweloperzy. Sama zabawa polega na eksploracji oraz kooperacji pomiędzy dwoma postaciami. Chłopczyk jest mniej sprawny atletycznie, wolniej biega, za to odnajduje się w sytuacjach wymagających niekonwencjonalnych rozwiązań, jak przejście tunelem rurowym czy po to, aby wieść taczkę, gdy trzeba coś lub kogoś przemycić. Potrafi przemykać niezauważenie, to Sam Fisher w wersji dla najmłodszych. Dziewczynka z kolei ma predyspozycje strzeleckie - rzuca kamykami z procy oraz przydaje się, gdy trzeba chłopca podrzucić do góry, na jakąś platformę. 



Gra od początku do końca wymaga współpracy. Jest opcja, która wręcz zachęca do wspólnego wędrowania, podczas marszu możemy trzymać się za rączkę i razem pokonywać przeszkody, jak należy przesunąć kosz z jabłkami czy ciężar przeważający ciało. Często nasz sukces albo sromotna porażka zależeć będzie od współpracy. Sami nie damy rady, a autorzy nigdy nie dają powodu, by uznać, że poradzimy sobie jednym dzieckiem. Są nierozłączni, na dobre i na złe, jak w kolorowej animacji dla dzieci. Z tym że kolorów nie uświadczymy. Czarno-białe plansze skutecznie przypominają o okupacji, bombardowaniu i śmierci poległych. Pomimo przyjaznej rozgrywki i wesołych min naszych kompanów dziewczynka nie raz wpadnie w rozpacz, a nasi bohaterowie przez tragiczne okoliczności wydarzeń zostaną rozdzieleni. To nie jest kolejna rezolutna przygoda bez ofiar. Z każdym etapem jesteśmy narażeni na coraz większe niebezpieczeństwa. Ludzie giną, żydowskie dzieci zachęcane są słodyczami i jedzeniem do ośrodków, które są niczym więcej jak obozem koncentracyjnym. Wojna oczami dziecka jest przefiltrowana przez ich wrażliwość - wydaje im się, że najeźdźcy przylecieli z kosmosu, a wrogami są zaprogramowane roboty, po to, aby wyśmiewać się z Żydów oraz niszczyć kulturę warszawką - sceny z porwaniem syrenki warszawskiej czy wyrzucenie z drugiego piętra fortepianu, prawdopodobnie jakiegoś kompozytora z pochodzenia żydowskiego czy przechwyt pomnika Fryderyka Chopina.

Twórcy starannie zadbali o warszawskie dzielnice - w tle majaczy kościół św. Aleksandra czy zamek królewski. Z etapu na etap Warszawa wygląda coraz gorzej. Zostaje zdewastowana przez obcych - upada, a masowe mordy nie pozostają przeoczone przez dzielne dzieciaki. Nasi towarzysze przeżyją koszmar wojny, tyle tylko, że w bardziej groteskowy sposób. Zabawa przeobraża się w melodramatyczny sennik, gdzie pościg za dziećmi przypomina niepokojący zbiór prześladowań na poziomie etnicznym. Jedyny kolor, który regularnie pojawia się na ekranie - pozostanie czerwony, podobnie jak w filmie ,,Lista Schindlera'' - dziewczynka ,,pochlapana'' będzie na kolor krwi, kolor, który namaści ich żydowskim korzeniem. Czerwony kolor ma również inne zastosowania - pomaga graczowi rozróżnić, co jest ważne dla fabuły, i tak między innymi wiemy, które przyciski należy używać, co przekręcić, wiemy, kiedy dziewczynka nie może wejść na ,,pola antysemickie'', bo jest zakaz wprowadzania ,,czerwonych''. Mnóstwo takich drobiazgów sprawia, że młodzi odbiorcy dostają ,,podpowiedzi'', jak działać i na czym skupić uwagę, aby nie przeoczyć ważnego przedmiotu do użycia. Twórcy skrupulatnie trzymają się wydarzeń historycznych nie zapominając o dozie infantylności małych dzieci, które w czasach wybuchu II wojny światowej potrafią zniekształcić obraz rzeczywistości, dlatego groźne psy wyglądają, jak roboty z czerwoną lampką na nosie, a wrogie oddziały są ogłupione przez przebieranki maluchów. Jak to w indyczych grach - pojawiają się minigierki, jak ta, gdzie unikamy przeszkód pędząc motorkiem do obozu zagłady w celu ratowania niewinnych. Choć częściej będziemy się skradać i unikać złowrogich maszyn, nie unikniemy, a jakże, lekkich zagadek wymagających logicznego myślenia (przestawianie ścieżek z pomocą dźwigni, aby uniknąć kontaktu z wrogiem albo prawidłowe ustawianie rur i tym podobne) czy sprawdzianu z matematyki (liczenie truskawek czy zgadza się liczba kostek, etc.).



Sama podstawa, fundament rozgrywki, przypomina niemniej inną produkcję o podobnych korzeniach - ,,Valiant Hearts'', która działa się na terenach okopu frontu zachodniego podczas I wojny światowej. Podobna rysunkowa grafika, dbałość o detale na drugim oraz trzecim planie, pewna ułomność historyczna, bo bardziej złagodzona na potrzeby rynku (mniejsza kategoria wiekowa), platformowe oraz zręcznościowe elementy podróży oraz niedługi czas zabawy. Natomiast ,,My Memory of Us'' ma tę przewagę, że nie skacze po wydarzeniach historycznych tracąc wspólny mianownik. To historia umiejscowiona w jednym przedziale czasowym - ukazująca, jak znika kultura, a z miasta pozostają dziury po bombach i zamachach. Gdzie Dom Sierot był relatywnie bezpiecznym przystankiem dla żydowskich rodzin niż jakaś ulica, gdzie dochodziło do ksenofobii. Twórcy wypełniają ten świat zabytkami z prawdziwej Warszawy, a czasem, ku uciesze filmoznawców, wystawiają plakat z Alainem Delon z filmu ,,Samuraj'' z 1967 r., bo podobnie jak bohater filmu są wojownikami przestrzegającymi kodeks bushido (chłopczyk oraz dziewczynka)

To produkcja, która sprawdzi się dla rodziców, którzy chcą przekazać młodszemu pokoleniu za pomocą gry komputerowej dzieje i tragedie narodu polskiego, a przy okazji uhonorować tych, którzy swą pomocą dla bliźnich - wykazali się bohaterstwem, szlachetnością i niepohamowaną szczerością niesienia nadziei tam, gdzie jej najbardziej potrzebowali. Zarówno chłopiec, jak i dziewczynka będą mogli dołożyć cegiełkę do przezwyciężenia wroga oraz pokazać, że przyjaźń nie ginie, nawet wówczas, gdy ktoś należy do odmiennej rasy. Nie zapominajmy o naszej historii. Nie zapominajmy, że powstają takie produkcje w celach edukujących - nie tylko dla zabawy, choć ta jest przednia.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz