poniedziałek, 18 listopada 2024

Pamiętnik ślimaka - Tylko dla dorosłych


 Miałem szczere chęci, i zamierzałem pokochać ,,Pamiętnik ślimaka'', lecz nie odwzajemniłem uczuć. To przytłaczająca animacja, ze zgrabiałymi dłońmi, nasączona brutalnymi realiami migracji, do tego popadająca w otchłań melancholii. Jest coś niepokojącego w ówczesnych produkcjach, jakaś kompulsywna potrzeba, żeby rozdrapywać rany. Już sam ,,Król lew'' (1994) ze studia Disneya był mroczny - przepełniony żalem oraz demonicznymi jednostkami. Tamte tradycje przesiąkają kulturę, a animacje naznaczone są brutalną niemocą wobec psotników. ,,Pamiętnik ślimaka'' jest o tyle śliski, że stosuje przesadzone żarty dla dorosłych, jak pierniki z udekorowanymi, kształtnymi piersiami, czy kolonia dla nudystów. Poważnie, mamy sceny kopulacji i widok glinianych ludzików z odsłoniętymi walorami cielesnymi. Nie ma co ukrywać - to produkt skierowany do starszej widowni, ale nadmiernie stosujący technikę zalewania widza przygnębiającym smutkiem oraz obsceniczną dezynwolturą. 

Jego sadyzm odkrywa się z pierwszym aktem, gdy na świat przychodzi dwoje bliźniaków, a jedno z tych dzieci ma ubytek na twarzy w postaci blizny w pobliżu ust. W formie autobiografii poznajemy Grace, która jest narratorką opowieści (głosu użyczyła Charlotte Belsey, a gdy dorasta Sarah Snook) oraz brata Gilberta (tego piękniejszego syna z barwną fryzurą na zbuntowanego nastolatka, granego przez Kodi-Smit McPhee w dorosłej wersji), co to marzy o karierze połykacza ognia, ale będzie zmuszony do zmiany planów. Matka umiera przy porodzie, a my śledzimy gorzką historię w upale tragedii, nakręcona bolesnym rozstaniem oraz tragicznym pożegnaniem z wesołą młodością. Od najmłodszych lat Grace zmaga się z prześladowaniem. Przez przygnębiający defekt jest wyszydzana przez chłopaków ze szkoły, i jedynie brat staje w jej obronie. To nastawia nas w opozycji do biernej defensywy - Grace symbolizuje tego ślimaka zawiniętego w skorupie, aby schować się przed napastliwymi oprawcami. Zamiast pasywności - Gilbert wybiera walkę, ale jego słabsza dyspozycja sprawia, że dostaje w twarz, i traci ząb, który kolejno, nastawia sobie w jamie ustnej, jakby to było jakieś przedstawienie. Brutalny humor serwowany od pierwszych scen sprawia, że historia nieustannie podżega do nieopisanego okrucieństwa.

Problem jest taki, że nie ma pozytywnych postaci - wszyscy wydają się zarozumiali, chłopacy z krzywymi twarzami pokazują środkowy palec, ojciec okazuje się alkoholikiem, co oblizuje się ze smakiem whisky na podniebieniu. Grace przechodzi kosmetyczną zmianę, aby usunąć niepożądany ślad na wargach, lecz to jedyna pozytywna rzecz w jej życiu (gdzie brakuje młodzieńczej werwy), nie licząc pewnej stukniętej pani w podeszłym wieku, która w młodości robiła za tancerkę w klubach dla dorosłych. To osoba nieszczęśliwa, która przez cały seans wyznaje fobię społeczną, a jej izolacja wydaje się gorsza od pracy w weekendy. Dosłownie widzimy, jak zamknęła się w swoim pokoju od chwili rozstania z bratem, który wyjedzie z Australii, z miejscowości Canberry (czyżby zamiennik Canterbury?), by wieść pokorne życie chrześcijanina, z obowiązkowym chrztem. Ponownie - fanatycy religijni okazują się jednowymiarowymi kukłami, gdzie dobroczynne zbieranie na tacę staje się pretekstem, by wykazać, że to materialiści, którzy wykorzystują czyjąś wiarę z arogancką premedytacją do wzbogacenia. Ich losy wzajemnie się przeplatają - Grace otrzymuje listy od brata bliźniaka, który ciężko pracuje przy taśmie, żeby mieć na utrzymanie.


To smutny, depresyjny wycinek z życia odizolowanego rodzeństwa, gdzie Grace pochłonięta jest zbieraniem ślimaków (od bibelotów, do naczyń), a w jej mieszkaniu wiszą portrety z brzuchonogami, gdzie ściany, półki wypełnione są hobbystyczną gromadą mięczaków - jakby jej psychika miała zostać odzwierciedlona na zewnątrz. To emocjonalny ślimak, która wiecznie chowa się przed światem i nie potrafi wyjść z bezpiecznej skorupy, jakby w obawie czy ze strachu, przez toksyczne środowisko, co otacza zewsząd, jak macki potworów. Jej egzystencja stoi w miejscu, a my bezradnie przyglądamy się, jak nasza dwójka opłakuje własny los. Grace z workami pod oczami, która ma czapeczkę na głowie z fikuśnymi oczami ślimaka chodzi smutna, zalewa się łzami i tyje, jakby już dawno się poddała. Gilbert w rodzinie zastępczej musi obchodzić się z hipokrytami, gdzie ekstremizm religijny przypomina opresyjne środowisko. Obie ścieżki są dojmująco markotne, cierniste oraz dociskające krzyż do pleców. W zalewie nieprzyjemnych wiadomości trudno o pokrzepiający uśmiech, choć autorzy starają się rozśmieszyć widownię - przez większą część seansu czułem się smutny, jak widziane rodzeństwo odczepione kluczem z wagonu. Stosuje ,,dorosłe'' sztuczki - dorośli palą cygara, upijają się alkoholem, mają przygody seksualne, co upijają się wolnością turystyczną, nie hamując swoich pragnień cielesnych. Czytają ,,Grona gniewu'' czy ,,Wyznania gejszy''.

Doceniam, że animacja stara się poruszać przejmujące tematy o samotności czy przymusowej pracy za granicą korzeni domowych, ale popada w niezamierzoną gorycz. Nadzieja nastanie, bo hej, to opowieść ręcznie sklejana, gdzie kadry wykonane są w formie clayography, czyli w glinie - w animacji poklatkowej, jak niedawno opisywany ,,Piece by Piece''. Tyle tylko, że forma nie może zastąpić treści, choć należy pochwalić artystę, że trzyma się swojego stylu. Jego przygody wydają się statyczne, a portrety twarzy zawsze mają nieprzyjemne bulwy, zamiast nosów. Bohaterowie wypowiadają się do kamery, jakby przysiadły na krześle i deklamowały dialogi w ramce zdjęciowej. Dosłownie pozują, jak u fotografów. Problem mam taki, że ciężar jest niewyważony - za dużo rozpamiętywania, ckliwej melancholii przepełnionej łzami z plasteliny. Przekornie powiem, iż autor przesadził z narracją z offu, która zastępuje obraz oraz dialog między postaciami. Spowalnia to dynamikę w relacji z otoczeniem. Ciastowate oczy naszych protegowanych są wyrazisto jasne i ukazują na twarzy lęki, niepokoje czy tęsknotę za lepszym jutrem przypatrując się rodzinnej pamiątce, jak Gilbert czuł się lepiej w towarzystwie zmartwionej Grace.

Bezwstydnie znęca się nad glinianym rodzeństwem, przez co, nieco słodko-gorzki finał zdaje się bardziej wymuszony, niż ofiarną próbą wzbudzania nadziei. Przypomina tortury emocjonalne, niż kawałek animacji dla młodszego pokolenia, jego sadystyczny teatr zdarzeń staje się upiorny oraz zakrzywiający uśmiech. Jest coś niepokojącego w stylistyce gotyckiej, która oferuje sympatyczne ślimaki, gdzie jednemu stworzeniu nadano imię Sylvia, gdzie pokazuje szalone wyczyny swingersów z seks-imprezami, gdzie bezbronna Grace popada w depresyjną nadwagę - zajadając smutki przetworzonym jedzeniem. Nie tego oczekuję po animacjach, a kiedy sili się na ,,dorosłe'' tematy, to wolałbym, żeby stosował subtelniejsze środki, bo wychodzi na niezdrowy, pokraczny dramat, który celowo nawarstwia dramaty osobiste, żeby podkręcić chorobliwe fantazje obsesją na punkcie mroku, pogłębiając zmartwione, starzejące się twarze na ekranie, dolewając alkohol do kieliszków, tarzając się w obsceniczności czy w wymyślnych historiach ekstrawaganckich postaci na drugim planie. Czyżby nastał lęk, że animacje stały się za dziecięce i dlatego dorośli pragną kręcić bardziej szalone rzeczy na stołku kreślarskim?

Australia, 2024, 95'

Reż. Adam Elliot, Sce. Adam Elliot, Zdj. Gerald Thompson, Muz. Elena Kats-Chernin, prod. Arenamedia, Screen Australia, Snails Pace Films, wyst.: Sarah Snook (głos), Eric Bana (głos), Kodi Smit-McPhee (głos), Nick Cave (głos), Adam Elliot (głos)



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz