Nie ma gorącego lata, ale pozostaje dobre kino. Szkolny chór ogłasza wakacje oraz przerwę od sztywnej edukacji, tymczasem młodzież zmaga się z własnymi demonami. Podczas odświętnego pożegnania z kadrą nauczycielską w łazience ma miejsce przykry incydent. Miejscowi łobuzi przycinają włosy koledze z klasy, a jego milczenie przyczynia się do sztucznej zmowy. Lata 70., Katowice. Słońce przyprószone, widok wzgórz, a w tle kopalnie z nadanymi imionami. Główną osią historii jest los młodego bohatera Jurka (Marek Sikora) z zatwardziałą miną, który przeżywa gorący okres z gorejącymi dziewczętami, gdzie samotność ojca przyczynia się do pożegnania z niewinnością. Jurek, to typ młodzieńca, którego światem jest rozwlekłe podwórko, nieustanna powaga na twarzy, a także zajmowanie się gołębiami, co trzyma w gołębniku. Rudy, to przezwisko ptaka, który wypuszczony - nieustannie powraca do przyjaciela. Troskliwie opiekuje się małymi, skrzydlatymi ptakami, które w objęciach toną za pozwoleniem. Pozorny okres wypoczynku, ponieważ ojciec pozostaje w uśpieniu, jakby nieobecny duchem, który zamyka się w kopalni, żeby nie roztrząsać palących problemów.
Matka Jurka wyjechała, rzekomo, do sanatorium, ale wakacje mają różny smak. Jedni wyjechali, rozrabiacy czynią niesmaczne kawały, a z Warszawy przyjeżdża pewna nastolatka o urodzie anioła. Elżbieta (Agata Siecińska), przez pokraczny przypadek, potrąca Jurka na ściółce, który ląduje w rowie, który z gniewu mógłby dopuścić się bójki, ale bacząc na przeciwną płeć - hamuje emocje i zawiązuje znajomość, o którym zadecydował rower na trasie. Jurek ma przedziwne wakacje - odkrywa brzydkie zagrywki małych szkodników, młodszy kolega nabija się, że spotyka się z panną, a stoicki ojciec, jakby niewzruszony wydarzeniami - próbuje zapomnieć o małżonce, rezygnując z urlopu, żeby odwiedzić kopalnię. Dzielni górnicy mają swoją mroczną opowieść czy tragiczną historię, gdyż dzieje się na tle innych tragedii ludzkich losów skłóconych ze sobą na cichym pagórku. Jakby nadchodziła pieśń o schyłku, gdzie lato decyduje o smutnym pożegnaniu z dziecinnymi igraszkami. Witamy na śląsku, gdzie fabryki pracują czynnie, dziewczyny zaczepiają chłopaków, a miłosne uniesienia tlą się obok rodzinnych sprzeczek bądź nieporozumień.
Jurek bawi się w towarzystwie dziewczyny z przeciwnego miasta mazowieckiego, dogląda do gołębi, narusza kodeks milczenia, aby nie kapować na wyczyny niepoprawnych uczniów, którzy nie mają innego pomysłu na zabawę, jak nabijanie się z cudzych krzywd. Do tego tajemniczy wątek z matką, która wyjechała, i nie wraca, jak obiecała. Dziewczyny zachęcają do letnich romansów, jakby męskie towarzystwo było lekiem na leniwe popołudnie. Łączy niewybrednie męską fantazję z kobiecymi podróżami po mieście, gdzie cisza ojca jest głośniejsza od słów. Tata Jurka (niezastąpiony Józef Nalberczak), to złota rączka - naprawia sąsiadom zepsute przedmioty, nie próbuje mówić o swoich uczuciach, ani o tym, co wydarzyło się z nieobecną matką. Pozostaje bierny wobec nadciągającego biegu wydarzeń - synowi nie odpowiada milczenie. Wolałby, żeby wydusił prawdę z gardła, bo jego postawa jest wycofana, na skraju wymownej ucieczki w pracę. Kobieca dłoń zaprasza do czułych gestów, jej oczy błyszczą na spotkaniu w deszczowy dzień. To przelotne zaczarowanie, letni sen, który przeminie, jak wakacyjna przerwa. Gołębie serce okaże się ważniejsze od dumy, a otwarte kopalnie czekają na panów w niebezpiecznym uścisku.
Daleko produkcji do sentymentalnej przypowieści. Partie kart rozkłada równomiernie - gorzka młodość z wiosenną, wydelikaconą miłością bez językowej serenady, bez możliwości, aby przedłużyć związek. Elżbieta szybko ujawnia, że ma chłopaka w Warszawie. Odejście matki do sanatorium brzmi fałszywie, kiedy spinamy fakty - prędko wyczuwamy, że zaszło coś między małżonkami. W tym szale młodzieńczej energii giną kolejne marzenia o swobodzie. Chuligani są krwiożerczy oraz niedobroduszni i życzą sobie guza na głowie. Muślinowe usta dziewcząt strzeżone, a chłopięce twarze przeżywają rozkwit, gdyż mają wyrośnięte miękkie włoski pod nosem. Drugoplanowe postacie wydają się równie tragiczne, co pożegnanie z przemijającym latem. Po nauczyciela przyjedzie karetka, urodziwe panie są zajęte, albo trzymane w domu, jakby z obawy przed głupstwami. Świat za oknem zachęca do radosnej nonszalancji, ale nawarstwiające się informacje tonują sympatyczny, pocztówkowy obrazek z wakacji. Jurek dorasta, a rodzinna tajemnicza oblewa go potem. Koledzy ze szkoły są nieznośni, choć miłość kwitnie, to należy przełknąć czar goryczy. Lekko zamglone zdjęcia z kopalni znakomicie oddają nastrój katowickich przygód. Pod powierzchnią wychylają się problemy dorastania, z ojcem kiwającym się bez odpowiedzi, dlaczego matka zniknęła. Przyjemne spotkania z dziewczętami milkną w spisie nadciągających tragedii.
Miesza poezję rzeczywistości, gdzie ucałowanie gołębia z urodą wrażliwej Elżbietki konkuruje z opisem twardej codzienności, gdzie trudy pracy w kopalni sprawiają, że nie wychodzisz czysty na świeże powietrze, krew rozlewa się po morderczej walce, a wszelkie pożegnania, to rozczarowania dorosłością. Jurek nie potrafi zrozumieć ojca, ponieważ nie ma jego doświadczenia - łatwiej przeżywa los w ciszy, ponieważ syn jest wygadany, stylistycznie wybuchowy, a przez to, mniej ostrożny? Starszy ojciec to kontrast do rozbudzonej młodości, która upomina się o odpowiedź. Jest podatna na ekscesy, na spontaniczne procesy towarzyskie, a Jurkowi zależy na klarownej wypowiedzi. Co prawda - młodzi aktorzy, to w dużej mierze, naturszczycy, ale dobrze komponują się ze sztywną ramą i opanowaniem dorosłych, którzy wiodą świat poukładany. Załatwiają sprawy mniej gwałtownie, bez niepotrzebnych zaczepek, jak czynią to młodzi ludzie w pierwszych scenach, gdy odbywa się pożegnalny chór dziewcząt na tle męskich szantażystów w łazience. Miesza różne światy, a pośród ludzkich tragedii kreśli się cichy romans, który nie może znaleźć ukojenia w lirycznych tekstach. Pierwsze oczarowanie dorastającą kobietą, to pożegnanie z niewinną młodością, gdzie gołębi harmider psuje spokój w duszach. Łabędzi śpiew nad latem, jak czynili to w przeszłości, świętej pamięci, Andrzej Wajda czy Tadeusz Różewicz.
Polska, 1975, 86'
Reż. Stanisław Jędryka, Sce. Janusz Domagalik, Zdj. Jacek Korcelli, Muz. Maciej Malecki, prod. Zespół Filmowy ,,Panorama'', wyst.: Marek Sikora, Marek Kondrat, Agata Siecińska, Józef Nalberczak, Krzysztof Kowalewski
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz