Trochę żałuję, że w kinie science-fiction panuje posucha. Przez co muszę zaglądać do niszowych, nikomu nie znanych dzieł. Kiedy dokopię się do intrygujących tematów - nie spełniają obietnic. Brakuje mi nowej fali fantastów, jak ze swadą opowiadali mroczne historie, jak niedoceniany Harlan Ellison z piórem ciętym, jak ostrze. Albo mistrz socjotechnicznych pułapek, jak nasz rodak Janusz Zajdel. Tym smutniej, że w kinematografii nie ma prawdziwych mistrzów gatunku - pozostali wyrobnicy oraz rzemieślnicy, jak Villeneuve. ,,Aire'' zapowiada się, jak klasyczna dystopia opluta mgłą cyfrowej przyszłości. Nadchodzące zmiany wynikające z napastliwej sztucznej inteligencji, to temat powszechny w mediach, i twórcy idą w tym kierunku chcąc ostrzec przed regresją człowieczeństwa. Mamy rok 2147, czyli nie tak odległa przyszłość, gdzie pani naukowiec Tania (Sophie Gomez) żyje samotnie pośród wychodowanych kwiatów, która kontaktuje się z twarzą cyfrowej maszyny, aby zyskać ważne informacje, jak odbudować zniszczoną cywilizację. Wielka, śmiercionośna wojna chemiczna doprowadziła do upadku, a pycha ludzkości zepchnęła jednostkę do strasznego, klaustrofobicznego bunkra. Jej osamotnione życie toczy się w sennej rzeczywistości, gdzie ludzki kontakt zastąpił program komputerowy.
Tania, która bierze udział w biologicznym eksperymencie, aby ,,zasilić'' ziemię ludzką stopą - wiedzie monotonny żywot w zamkniętej puszce. Jedyne towarzystwo widzi w sakramentalnej masce, w sztucznej inteligencji, której nadano imię Vida, akronim od życia, a głosu użyczyła słynna Paz Vega (o której rozpisywałem się w filmie ,,Rita''). Porozumiewa się z chytrym, zaawanasowanym programem, ponieważ uważa się za istotę wyższą, mianowana ,,kreatywnym systemem inteligencji'', co brzmi próżnie, ale jest w tym coś niepokojącego, odkąd fantastyka wymyśliła, że roboty potrafią naśladować ludzkie, paskudne cechy. Najwięksi twórcy zawsze stawiali pytania, czy maszyna, czy jakiś algorytm jest w stanie zastąpić ludzki umysł i ludzkie możliwości poznawcze. Pytania, na które trudno odpowiedzieć w jednym, wyczerpującym zdaniu. Futurystyczny świat jutra, to migające światła w podziemnej zonie, a na zewnątrz kłębi się chmura odpadów po bombie chemicznej. Tania przyzwyczaiła się do schronu, do ,,inteligentnej'' sztucznej istoty zaklętej w formowanym obrazie. Jest to dosłownie inteligencja wyuczona, po tym, jak zachowuje się niczym Tania, jak wypowiada słowa, i jaki jest wspólny cel, aby odbudować dziedzictwo ludzkości.
Łatwo dojść do wniosku, że mamy do czynienia z malutkim, kameralnym filmem za drobne, więc co autorzy proponują, żeby nie zamykać się w dusznym bunkrze? Wyjmują skafandry, aby morderczy pył nie przedostał się do dróg oddechowych, bo jak wiecie, na tym etapie, na zewnątrz panuje post-apokaliptyczna sceneria, jak z koszmarnego snu, gdzie ludzkość zniknęła, a fabryki opustoszały pozostawiając po sobie opary śmierci. Żeby podkręcić tempo zabawy - postanowiono wrzucić poszukiwacza przygód, który wtargnie na teren samotnej kobiety - nie jest na tyle ufna wobec nieznajomego, żeby postawić ziomkowi kawę albo słodką herbatę, więc próbuje go unieszkodliwić, a kolejno zamknąć w coś na kształt izolatki. Kim jest nieznajomy? Nie zdradzając za wiele powiem, iż stanowi układankę do odwiecznych pytań filozoficznych, co zrobić po tym, jak zagłada opanowała miasta, czy sama wola przetrwania wystarczy, żeby wieść ubogie życie? Zaczyna się dramat oraz odkrywanie, kto kim, dla kogo jest. Czy sztuczna inteligencja jest autentyczna, czy tylko maskotką kodu programistycznego? Czy nieznajomy pan, to niszczyciel, czy może zagubiony gen, jak w ,,Seksmisji''?
Azarias (Jalsen Santana) okazuje się, na pierwszy rzut oka, sympatycznym kolegą z osiedla, który trafił do laboratorium zdruzgotanej kobiety, która chce widzieć przyszłość w jasnych barwach. Pytanie jeno - czy razem odbudują zniszczoną naturę, przywołując na świat nowe dzieci, aby mogły kontynuować gorzką misję odratowania cywilizacji? Niemal zaklęte koło - upadła cywilizacja, więc musimy budować wszystko od nowa. I to jest dokuczliwe dla każdego, kto znalazł się w niewygodnym miejscu. Widmo klęski wisi w powietrzu, ponieważ na zewnątrz panują wichury, które prowadzą do destabilizacji energii w podziemnym tunelu. Przez co kolorowe światła potrafią gasnąć, jakby czas zapłaty się zbliżał, a ziemia zbuntowała się przez nieostrożność ludzkiej rasy. Idzie znanymi śladami, i raczej nie oferuje nic ponad to, co znamy - postacie są, pomimo zarysowanych cech, jednowymiarowe. Tania przywykła do brudnego, zaciemnionego pokoju o semantycznej strukturze, która zajmuje się hodowlą roślin w prywatnej szklarni (coś jak bohaterka z polskiego ,,W nich cała nadzieja'' (2023), choć to zupełnie inna historia). Azarias z kolei wierzy, że nowy ,,raj'' można wybudować na zewnątrz, gdzieś nieopodal morza, więc odmienna wizja wskazuje na to, że dojdzie do wymiany zdań, gdzie Tania nie jest przekonana do porzucenia własnego pomysłu, żeby realizować czyjejś marzenia.
Film przez dwie trzecie seansu jest bardzo statyczny, z monochromatyczną barwą na ekranie - dusiłem się mroczną przyszłością, gdzie powietrze jest zatrute, a bohaterowie raczej otępieni niechcianą klęską atmosferyczną. Pomimo panującego fatalizmu - wyczuwamy, że wszystko zmierza ku lepszej zmianie. Finał jest trywialny, bo obiecujące pytania porzuca na wczesnym etapie, a jego zwroty akcji wydały się wymuszone. Szczerze, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz, miałem wrażenie, że tam tlił się większy potencjał, lecz filmowca zamknął jednostki w dusznej bańce, przez co odczuwamy ścisk, a sztuczna inteligencja non stop podpowiada, jak wybrnąć z kłopotów. Pozostaje suchy dokument, zamiast twardej fantastyki, która mogłaby przycisnąć widza do ściany. Ubolewam, bo zmierza do przewidywalnego finału, rozmowy mogłyby stanowić przedsmak, jak miałoby wyglądać życie po aferze chemicznej. Nie rozwija gorzkich tematów współczesnych związanych z inteligencją maszyn, nie próbuje przebić się przez schematy gatunkowe, przez co zaczyna utykać i powielać znane koncepcje, które zaburzają prowokację do dyskusji.
Mimo straconego potencjału - muszę docenić warstwę wizualną, bo jak na kameralne, niskobudżetowe kino - wygląda kapitalnie. Szczególnie, kiedy wydostaniemy się z podziemnej głuszy, a trujące chmury zapowiadają sromotne deszcze, jak ziemia została wyjałowiona, jak świat za ,,oknem'' zbladł i pozostał martwym dziedzictwem naszych przodków. Reżyserka z Dominikany ma zmysł estetyczny potrzebny do kina Sci-Fi - migające światła, od jaskrawej czerwieni, do stonowanej niebieskiej barwy. Szkoda, że sam program sztucznej inteligencji, pomimo zaawansowania technologicznego, wydaje się przestarzały i ograniczony, bo potrafi wyłącznie naśladować czyjeś ruchy. Świat przyszłości, to koszmar, z którego chcesz się obudzić - mężczyźni zostali wysterylizowani, a pani biolog stara się to odwrócić na korzyść potomków. Świat na zewnątrz jest zniszczony oraz poturbowany przez chemiczne środki. Czy taka czeka nas przyszłość, jeśli nie będziemy roztropni czy ostrożni?
Dominikana, Hiszpania, 2024, 98'
Reż. Leticia Tonos, Sce. Leticia Tonos, Junior Rosario, Rodolfo Baez, Zdj. Luis Enrique Carrión, Muz. Pablo Mondragón, prod. Producctiones Linea Espiral, Contrasentido PC, wyst.: Paz Vega (głos), Jalsen Santana, Sophie Gomez
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz