niedziela, 1 września 2024

Swan Song - Pokaż, na co cię stać


 ,,Swan Song'', to raczej typowy przedstawiciel reprezentujący ambitne jednostki, które chcą podbić rynek tancerek (balerin), odsłaniając przykrą naturę sukcesu, jak dążenie do perfekcji jest wyczerpujące. Gdzie praca jako baletnica jest okupiona wyzwaniem oraz trudnościami (och, a w innych branżach jest niby lekko, łatwo i przyjemnie?). Sami krytycy filmowi muszą użerać się z hejterami (nadwornymi krzykaczami umniejszający im, że nie znają się na własnej pracy), prowadzić badania, mieć do czynienia z publicystami oraz dłubać przy pisaniu po godzinach. Każdy sukces, nie ważne, w jakiej dziedzinie, wymaga wyrzeczeń, i chociaż doceniam ,,Swang Song'' za pokaz artystyczny - jest to dokument bez większych wspomnień. 

Oglądamy przygotowania do spektaklu artystycznego, do wieczornej ,,gali'', aby ujrzeć aniołki skaczące po scenie w anturażu wyćwiczonych ruchów podczas treningów. Przed kamerą wypowiadają się postacie związane ze środowiskiem scenicznym, jak dyrektor artystyczny, pani choreograf czy baletnica o inicjałach Karen Kain. W swojej strukturze raczej bezpieczny, bo nie oferujący tajemniczych, zagadkowych słów, jak w szalonych dokumentach Herzoga. To, co przykuło moją uwagę, to fakt, ile pięknych, naturalnych dziewcząt skrywa się pod makijażem ćwicząc absurdalne ruchy godzinami, żeby zaprezentować się z wdziękiem na arenie przed widownią. Jedna przed występem dzwoni do mamy - płacząc, ile to kosztowało wysiłku, żeby odnaleźć się wśród oczekującej publiczności na potężny występ. Psychologiczne wyczerpanie jest oddane bez zarzutu, to potworna praca - wiecznie zmuszająca do wysiłku, gdzie dopracowujesz kroki, jak w kołowrotku, z którego nie możesz się wydostać. 


To kronika przedstawiająca ,,Jezioro łabędzie'' w formie obracających się sukienek. Frywolne, zmysłowe kostiumy z podrygującą, łabędzią sukienką suną po sali w przypływie nieustannie powtarzanych scen. Dziewczęta gimnastykują się, rozciągają mięśnie, wykonują taneczne zwroty oraz synchroniczne układy, aby dążyć do kolektywnego, rytmicznego ujęcia, obracając się wkoło, jak w pokazie konkursowym. Istny zawrót głowy, ile ćwiczeń potrzeba, żeby wieczorne przedstawienie wyglądało na spełnione arcydzieło. Pewnych rzeczy nie rozumiem, ponieważ na pewnym etapie ktoś rzuca słowami, że czarne dziewczęta mają trudności z dostaniem się do szkoły baletowej, ale nikt nie raczył rozszerzyć tematu. Niby dlaczego są skazane na ,,porażkę''? Są mniej utalentowane, mają problemy z adaptacją, jaki jest powód? Nie rozumiem, po co ktoś rzuca hasłami, które później nie zostają wyjaśnione (czy to tylko efekt rasowy?!). Ostatecznie podziwiamy, jak jedna z czarnych dziewcząt (śliczna oraz sympatyczna z twarzy) wychodzi na scenę i bawi się swoimi możliwościami przed podekscytowaną widownią. 

Po dłoniach widać, że to dziewczęta delikatne czy wrażliwe, gdzie jako baletnice przyjmują znak niemal męczennicy, które na wysuniętych stopniach wznoszą się w powietrze, wirują na skrawku ograniczonej przestrzeni, prezentując szlachetny, wyzywający taniec. W gracji, i w zwinnych skokach prezentują przedziwny, hipnotyczny manewr, który sprawia, że obserwujesz go, jak w transie. Wzniosłe podrygiwania, spocone ciała wiją się w prezentacji na wytapetowanym tle. Najlepiej wypada ostatnia partia produkcji, kiedy oglądamy finalny efekt przygotowań, a my niczym widzowie na siedzeniach podziwiamy balet, jakby to była ostatnia noc w naszym życiu. Jest w tym doświadczeniu coś mistycznego i nie do podrobienia, jak obezwładnia swoją nieśmiertelną kreacją balet dłoni i stóp. Muzyka głośno przygrywa, jakieś dziewczęta upadają na ziemię, jakby konały na scenie z fizycznego przemęczenia. Czuć, że to praca, w której odczuwasz stres, a twoje ruchy są powtarzane, jak mantra, do upadłego. Trenujesz bez końca, ale jak zauważa dyrektorka, to zajęcie uzależniające, a wypowiadające się dziewczęta - pełne uroku oraz taktu przyznają, że odczuwają lęk, bo nie wiedzą, jak wypadną na scenie. Pomimo faktu, że dążą do perfekcji, a w swojej klasie są obłędne. 

Nigdy nie byłem fanem baletu, ale ,,Swan Song'' doskonale prezentuje tę magiczną sztuczkę. Pokazuje od kulis pracę artystów, których zawsze podziwiałem. Nawet jeśli nie byłem zafascynowany tematem, to wybija z butów podczas obserwowania końcowego efektu. Przygaszone zdjęcia podczas trwającego, wzniosłego ,,Jezioro łabędzie'' wahają się między klasycznym teatrem, a wybuchową operą, gdzie dziewczęta podskakują, jak skowronki. Rzucają się w objęcia po pokazie, a muzyka gaśnie równie głośno, jak ekstrawertyczne występy. To całkiem przyjemny dokument, który nie przedstawił tej branży w sposób pełnoprawny, czy szczegółowo, za to ma imponujący pokaz sceniczny, gdy zbliżamy się do premiery balerin, które konają w zmysłowym tańcu. 

Kanada, 2023, 103'


Reż. Chelsea McMullan, Sce. Victoria Abolarinde, Chelsea McMullan, Sean O'Neill, Zdj. Tess Girard, Shady Hanna, Derek Howard, Nicholas de Pencier, Catherine Lutes, 
Muz. Katie Stelmanis, prod. CBC, Dogwoof, Mercury Films Inc., wyst.: Jurgita Dronina, Karen Kain, Shaelynn Estrada



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz