wtorek, 3 września 2024

Strange Darling - Sztuczka do jednego dołka



Z pewnością zauważyliście, jaką estymą darzy się ,,Strange Darling'' w świecie filmowym (na wszelkich forach), ale po pokazie nie odnalazłem nic dla siebie. Gdybym był złośliwy uznałbym, że to historia o przemocowcu oraz kobiecej manipulacji, ale jego styl oraz figlarna podnieta żywymi kolorami daje znać, że to pastisz w pastiszu. Postmodernistyczna zabawka o zmieniających się rolach, gdzie kot goni myszkę, a później myszka zamienia się w psa. Niczego nowego nie powiem, gdy uznam, iż łatwo o zdradzanie tonu fabularnego, ponieważ opowieść jest skonstruowana z prostych klocków LEGO, wręcz prymitywnie - na poziomie podstawowym, to ledwie zarysowany zarys historii. 

Pierwsze kadry insynuują, że twórca bawi się chronologią, gdyż zaczynamy historię w połowie trasy, jak pan z wąsem goni ze strzelbą za kobietą, co ucieka przed oprawcą. Chciałoby się rzec - standardowy slasher, gdzie żeńska postać jest na celowniku psychopaty. Sęk w tym, że to podpucha, a sami autorzy czynią ze ,,Strange Darling'' nieznośne kino eksploatacji pomieszane z estetyką filmów dla dorosłych (ze znaczkiem: gorący seks czy BDSM). Zważając na opcję zmieniającej się narracji oraz pomieszania z poplątaniem, gdzie rozdziały tasują się i przekształcają rzeczywistość - zauważymy, jak opowieść jest cyniczną grą z widzem, w której brakuje soczystych dialogów, a w połowie seansu przewidziałem zakończenie (nie kłamię!). Wiele pochlebnych opinii wskazuje, że to jakaś transgresyjna, ostra, satyryczna przebieżka po gatunkowych przebojach, ale mam zastrzeżenia, co do zażywania niezdrowej substancji, jakoby to było coś podniecającego. W głównej mierze otrzymujemy siermiężny pokaz, jak zamienić pościg w otwarty konflikt seksualny, gdzie role kobiet i mężczyzn zmieniają się w otaczającym świecie, i wynika to z polityki gender, otwartości na związki homoseksualne, czy przez radykalny feminizm, który zmienił reguły gry w relacjach romantycznych. 

,,Strange Darling'', to chwytliwy tytuł - ociekający seksualnymi aluzjami, gdzie mordercy nie okazują się mordercami, lecz spiskowcami. Gdzie kobieta o płomienistych włosach (a rude!, to fałszywe, jak w tych kawałach o dziewczętach), stąd żongluje stereotypami o tym, jacy mężczyźni są okrutni, a kobiety leniwe, obracające się w formie niewinnej ofiary. To film przeraźliwie tani w rekonfiguracji zdarzeń, na siłę zmieniający zasady gry, gdzie płeć przestaje odgrywać klasyczną rolę, raczej jest namiastką zmieniających się czasów, gdzie nie wiesz, kto nosi spodnie w związku, dopóki nie zajrzysz pod spódnicę. Orbituje wokół kalekich charakteryzacji: panna ucieka przed złowrogim, męskim szkodnikiem, by kolejno dowiedzieć się, że zaczęło się od niewinnego flirtu w samochodzie, gdzie umawiasz się na perwersyjny seks z kajdankami, jakby nabijał się z czyiś fantazji seksualnych. Jakby mokry sen o gwałtach (czy gwałcicielach) miał się ziścić, a ty oczekujesz gromkiego śmiechu w przypływie narracji, która chce cię zwieść, jak oszustka zgrywająca ofiarę, bo społeczeństwo uwielbia szukać kozła ofiarnego w męskich archetypach - nie zwracając uwagi na kobiece podteksty i jej udawaną skromność. 

Poniekąd, to kpina z dzisiejszych białorycerzy, pośmiewisko z komedii romantycznej, wykpienie, że kobieta jest warta uwagi. To mężczyzna jest w centrum uwagi, drwiąc z typowego slashera, gdzie morderca chce zatłuc seksowne dziewczęta. Ileż razy to wałkowaliśmy, co nie? Dlatego role muszą się odwrócić (czy tam obrócić), i przemocowy mężczyzna staje się uległą kobietą, a jego partnerka z kalekiej dziewczyny zmienia się w żądną zemsty niewiastę po proszkach wzmacniających. To zabawa, i nikt nie ukrywa, że to żart ze społecznej wiary we wszelkie stereotypy. Natomiast w połowie seansu byłem zmęczony wymuszonymi dialogami (dodam, że kiepskiej jakości), które nic nie wnoszą, perwersyjną stylistyką, która podkręca seksualne aluzje oraz charakterem zboczonej gry, gdzie maski zostają wymienione między mężczyzną, a kobietą. Taka tam opowieść, która gaśnie przez liczne tropy kulturowe, przez seryjnych morderców, obrzydliwe kobiety, które ciałem mamią mężczyzn, żeby ich zniszczyć. Wymuszająca do miałkich interpretacji, gdy, w rzeczywistości, jest to kino eksploatacji, które z reguły jest tanim wymiennikiem filmów sensacyjnych dla mężczyzn o podwyższonym testosteronie. Kicz oraz tandeta, którą maskuje się tym, że jest nakręcona na taśmie 35 mm, w seksownych pozach, gdzie robi narracyjną wywrotkę dla spragnionych wrażeń. 

Wątpliwości mam mnóstwo, ponieważ przez strategię zmieniających się rozdziałów, które dzieją się losowo, aby niczego nie zdradzać widzowi - wymusza na mnie niewiarę w brak znajomości kina gatunkowego, co jest niedorzeczne, bo nie uciekniesz od próżnej martyrologii. Zabawa z gatunkiem, to wciąż pułapka, że nie unikniesz schematów narracyjnych, co nastały przez dekady. Przez to, że skacze po rozdziałach w niechronologicznym porządku - niszczy napięcie oraz podkłada bezczelnie karty na stole, żebyś widział, jak markuje swoje uproszczone chwyty. Bo, wiesz, że autorzy kantują, bawią się gatunkiem i nie robią z tym nic zaskakującego. Dla bystrych obserwatorów, to wkurzające, gdy w połowie filmu zrozumiałem, że nic nowego nie wymyśli, a jego gra zmysłów, to ,,pikuś'' przy pikantnych filmach erotycznych. Jego profetyczna odbudowa oraz wiara w widza, że bierze wszystko w ,,nawias'' jest skazana na porażkę, kiedy jako widz zrujnowałem czwartą ścianę. I odkryłem jego śmieszne karty przedwcześnie, zanim autor zrozumiał, że jest ,,pozamiatane''. 

USA, 2023, 96'


Reż. J.T. Mollner, Sce. J.T. Mollner, Zdj. Giovanni Ribisi, 
Muz. Craig DeLeon, prod. Miramax Films/Spooky Pictures, wyst.: Willa Fitzgerald, Kyle Gallner, Madisen Beaty, Ed Begley Jr.



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz