piątek, 2 sierpnia 2024

Touch - Dyskretny urok pożądania

 


Choć miało być upalnie, jak w Rio, to ,,Touch'' powtarza wszystkie błędy błędnych romansów. Twórcom śnią się gorące Azjatki. Powiela mit, jakoby spotkanie Europejczyka z orientalną dziewczyną musi zakończyć się skrytym pożądaniem, nieoczekiwaną namiętnością w zakamarkach dużego miasta. Do japońskiej restauracji - w pogoni za pracą - wkracza Islandczyk, który ma słabość do wschodniej urody, na co wskazuje pierwsza scena, gdy zauważa w przejściu dziewczynę o odmiennej karnacji. Beztrosko uśmiechając się na pożegnanie, wiedząc że zyska etat w kuchni. ,,Touch'', to film, gdzie jedna osoba próbuje grać na kilku instrumentach bez ekipy muzycznej. Chce poruszać takie tematy, jak emigracja, zawiłości języka mówionego, być romansem i dramatem egzystencjalnym młodej dziewczyny, która jest terroryzowana przez ojca. 

To nie ,,Gładka skóra'' (1964), gdzie małżeństwo zostaje rozbite przez nikczemne szczegóły, lecz pocięty taniec egzystencjalnej próżni, gdzie starzejący się mężczyzna tęskniący za pierwszą miłością postanawia ją odnaleźć na trasach z przeszłości. Okazuje się, że japońska kuchnia prosperuje obecnie jako salon tatuaży, a Miko (imię niespełnionej miłości) skończyła jako niezamężna kobieta z wiecznym papierosem między palcem wskazującym a palcem środkowym. Autor, niejaki Kormakur postanowił przeciąć przestrzeń i czas - przez co skaczemy między teraźniejszością, gdzie mój imiennik (Kristofer) jest podstarzałym mężczyzną z charczącym głosem. Prawdopodobnie przeżywa kryzys wieku średniego, bo jak inaczej wytłumaczę nagłą tęsknotę za dawną kochanką? A przeszłością, gdzie był młodym chłopcem z długimi włosami, estetycznym zarostem i zalotnym uśmiechem. Szefem w knajpie jest ojciec Miko, który nie potrafi przyjąć, że córka dorasta, co chciałaby mieć szansę na założenie rodziny. Niestety, nie wiemy, dlaczego ojciec jest zaborczy i odrzuca kandydatów na męża, gdyż scenariusz nie porusza tego wątku i porzuca na rzecz romansu z przystojnym Islandczykiem, goniąc za mapami, gdzie dawny Londyn (akcja ma miejsce w Anglii) nie przypomina teraźniejszości. 

To multi-kulturowy melodramat, gdzie na ekranie słyszymy japoński, angielski, islandzki (czy tam staronordyjski), a żeby przybliżyć kulturę Wschodu - słyszymy pojedyncze hokku (poezja), choć japońska kuchnia nie zostaje dostarczona (poza wyjątkami, aby poduczyć adepta gotowania sztuki języka), to produkcja chętnie eksponuje mocne trunki. Ólafsson gra Kristofera, siedmioletniego restauratora z Reykjaviku, który w teraźniejszości zostaje poinformowany przez lekarza, że cierpi na rzadkie schorzenie związane z zaburzeniami poznawczymi. Dawny student chce odnaleźć zakazaną miłość, jakże seksualnie nadbudowaną przez przeszłych artystów, jak Jean-Jacques Annaud w ,,Kochanku'' (1992), Janusz Morgenstern w ,,Do widzenia, do jutra'' (1960), czy Kenji Mizoguchi w ,,Pani na Musashino'' (1951). Niestety, ale wszelkie chęci, aby pokochać film, gdzie romans budowany jest naiwnie (poprzez ujęcia na młode ptaszki, które szczerzą się, jak mysz do sera), to płytki budulec, który nie scala fundamentów. Miko wypada jako nieautentyczny wzór pożądania, która nieustannie chowa się przed wzrokiem ojca (gdybyśmy tylko wiedzieli, dlaczego tak jest!). Twórca skacze od jednych wspomnień do drugich, zamazując motyw główny. Bo, o czym jest to opowieść?


O straconych złudzeniach, że pierwsza miłość, to szczytne uczucie, ale nietrwałe i bolesne? O straconym życiu przez konserwatywnego ojca, który nie pogodził się, że Miko wybrała cudzoziemca, zamiast patriotycznego młodzieńca z kraju kwitnącej wiśni? O błędach, i że każda próba analizy przeszłości prowadzi do zguby? Ich spotkanie w przyszłości, to najbardziej intymny fragment w kinie, gdzie wybaczenie znikającej za kurtyną Miko daje poczucie rozgrzeszenia, lecz nie uwierzyłem w ich gorący romans, ani w gorące Azjatki. ,,Dotyk'' za bardzo próbuje grać na tanich emocjach: sentymentalny ton, ckliwe opowieści przy piwie, dyletanckie rzucanie flashbackami, przez co film traci urok oraz płynność w narracji. Jest jak nieznośny ubiegłoroczny hit ,,Poprzednie życie'', gdzie zagubienie emigrantów opowiada o współczesnej dychotomii emocjonalnej, gdzie brak przywiązania do narodu przyczynia się do rozpadu osobowości. Choć Kristofer podczas seansu śpiewa islandzkie nuty żałobne, to wydaje się zafascynowany obcą kulturą - zaczyna uczyć się japońskiego, a jako uczeń studiuje Marksa, bacząc okiem na rewolucję w swingującej Anglii lat 60. 

O ile ,,Poprzednie życie'' próbowało żałośnie potwierdzić, że los dwojga kochanków jest z góry ustalony, to ,,Touch'' (albo po prostu dotyk) manewruje jako nieskładna mieszanka naszych zapomnianych miłości, do których chcielibyśmy wrócić, choć jest to droga nieskuteczna oraz bez powrotu, bo Kristofer w teraźniejszości jest ustatkowanym mężem (niestety, i w tym wątku wiemy nie wiele więcej). On rusza za dawną przygodą, kiedy pokątnie kochał się namiętnie ze smakowitą Japonką. Pytanie tylko, czy spotkanie z pierwszą miłością, ma jakikolwiek wpływ na to, co odczuwaliśmy, czy nie okazałoby się to rozczarowaniem lub nadmiernym zgorzknieniem? Dlatego cenie sobie ostatnie fragmenty produkcji, kiedy dochodzi do spotkania, mając świadomość, że przeszłość, to pusta karta, która została rozpisana, a przyszłość? Przyszłość jest jedna. Jesteśmy staruszkami, i pora pogodzić się, że nasze ścieżki dawno zostały przecięte. 

Islandia, Wielka Brytania, 2024, 121'

Reż. Baltasar Kormakur, Sce. Olaf Olafsson, Baltasar Kormakur, Zdj. Bergsteinn Björgúlfsson, Muz. Högni Egilsson, prod. Good Chaos, RVK Studios, wyst.: Egill Ólafsson, Koki, Masahiro Motoki, Palmi Kormakur, Meg Kubota



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz